Ten tydzień, to pasmo nigdy nie kończących się egzaminów na czele z egzaminem z matematyki. W związku z czym... Nerwica rośnie.
I właśnie to ta nerwica (w połączeniu z pytaniem) skłoniła mnie do pewnych przemyśleń.
"Jak to właściwie ze mną jest".
Logicznie byłoby zapytać: ale z czym?. No jak to z czym - no z moją uległością.
Niejednokrotnie zdarzało mi się czytać o zawsze posłusznych, wiecznie pokornych i nigdy nie skażonych buntem uległych. Blogowe środowisko aż roi się od tego typu wynurzeń. Nigdy do końca w to nie wierzyłam, choć podświadomie, zazdrośnie zerkałam w tamtym kierunku, czego najlepszym przejawem były moje przemyślenia na temat Gor i zostania niewolnicą.
Czy taka uległość - idylliczna, bez skazy - naprawdę istnieje? Czy istnieje dla mnie?

Marzę o tym, by Pan posiadał mnie w pełni - raz za razem przesuwając granicę "w pełni" dalej i dalej. Czuję się najszczęśliwszą istotą pod słońcem, gdy Pan stawia przede mną najtrudniejsze nawet zadania, a ja ze spokojem na twarzy wyrzekam się samej siebie, unosząc się ponad to, co odczuwalne fizycznie. Marzę o tym, wymagając od siebie każdego dnia 200% swoich możliwości, by po dwóch tygodniach spaść do 80% popadając w depresję i załamując się świadoma swych ułomności, tracąc radość z posłuszeństwa. Podnoszę się, znów daję z siebie 200% i tak w kółko.
Przez całe moje życie nosiłam w związku spodnie, nazywając to troską. BDSM 24/7 uczy mnie, w jaki sposób troszczyć się, a jednak nie ingerować w sprawy, w które nie mnie jest ingerować. Ciężka to nauka, oj ciężka. W ferworze walki i zaciętej dyskusji zapominam kim jestem i gdzie moje miejsce, a potem pluję sobie w brodę, że przecież to niegodne suki, a co dopiero niewolnicy. Nadal nie potrafię w wielu kwestiach przyjąć oceny mojego Pana za pewnik, choć i to stopniowo się zmienia.
Czy zatem moje przemyślenie jest negatywne? Czy wnioski płynące to: jestem do bani i nigdy się nie nauczę (jak w przypadku matematyki ;))? Nie - wręcz przeciwnie. Nawet bardzo przeciwnie. Im bardziej uświadamiam sobie swoją dwojaką naturę tym dumniejsza jestem z tego co udało się osiągnąć mojemu Panu w dziedzinie mojej tresury i z tego, że dotarłam do punktu, w którym Pan świadomie nazwał mnie swą niewolnicą, w pełnym tego słowa znaczeniu. Znaczeniu, które to On sam określił.
Przez całe moje życie nosiłam w związku spodnie, nazywając to troską. BDSM 24/7 uczy mnie, w jaki sposób troszczyć się, a jednak nie ingerować w sprawy, w które nie mnie jest ingerować. Ciężka to nauka, oj ciężka. W ferworze walki i zaciętej dyskusji zapominam kim jestem i gdzie moje miejsce, a potem pluję sobie w brodę, że przecież to niegodne suki, a co dopiero niewolnicy. Nadal nie potrafię w wielu kwestiach przyjąć oceny mojego Pana za pewnik, choć i to stopniowo się zmienia.
Czy zatem moje przemyślenie jest negatywne? Czy wnioski płynące to: jestem do bani i nigdy się nie nauczę (jak w przypadku matematyki ;))? Nie - wręcz przeciwnie. Nawet bardzo przeciwnie. Im bardziej uświadamiam sobie swoją dwojaką naturę tym dumniejsza jestem z tego co udało się osiągnąć mojemu Panu w dziedzinie mojej tresury i z tego, że dotarłam do punktu, w którym Pan świadomie nazwał mnie swą niewolnicą, w pełnym tego słowa znaczeniu. Znaczeniu, które to On sam określił.