Sama relacja, raczej jasno określa gdzie zaczyna, a gdzie kończy (lub nie kończy) się władza Pana, ale gdzie w tej władzy miejsce na romantyczne uczucie, rozczulenie czy zwyczajną ludzką słabość? Czy gdy rozmowie podlega temat ważny, istotny dla obojga, Pan może ukrócić Suczy entuzjazm i sprowadzić ją do roli pieska z tylnej szyby małego Fiata? Czy kiedy jedna ze stron desperacko potrzebuje władzy (czy to przejawiać czy odczuwać), to czy druga strona może po prostu się wycofać, odmówić?
Wszystko można, ale nie wszystko popłaca.
Pan czasami miewa dni, kiedy zdecydowanie nie po drodze jest mu rola silnego, nie znoszącego sprzeciwu mężczyzny. Czasem miewa dni, niemalże jak normalny, śmiertelny człowiek, kiedy zupełnie nie ma "klimatu" i potrzebuje po prostu odpocząć. Poleżeć, patrząc w sufit.
Właśnie wtedy, w moim suczym łebku zapala się czerwona kontrolka pod burgundowym napisem: "ZACZEPIAĆ PANA!". I choćby nie wiem jak się starać, to nie sposób jej zignorować.
Z czego to wynika...? Przypuszczać pozostaje mi jedynie, że z wielu czynników. Choć niewątpliwie jednym z nich jest nieustająca obecność relacji przez ostatnich kilka miesięcy. Kiedy jej nie ma, odczuwam zmianę, której zdecydowanie odczuwać nie chcę, w związku z czym z uporem maniaka staram się uzyskać powrót do normalności.
Na szczęście Suka nie zwierze, kontrolować się potrafi i kiedy Pan potrzebuje spokoju, nie pozostaje nic innego jak tylko się dostosować - choć z niemałym trudem :)
To z kolei prowadzi mnie do przemyśleń dotyczących roli Pana i niewolnicy. Dużym zadaniem jest bezwarunkowe posłuszeństwo bez urlopów, ale chyba jeszcze większym bezwarunkowa odpowiedzialność i władza. Nawet wtedy, gdy samemu jest się bezsilnym i zwyczajnie zmęczonym. Taak - projekt GLDS wymaga bardzo wiele od obydwu stron.
Co ciekawe, nadal nie nauczyłam się, by nie przejmować roli Pana. Poczucie winy i wysokie wymagania względem samej siebie nadal powodują, że zupełnie ignorując zdanie i osąd Właściciela, obwiniam się za każde możliwe niedociągnięcie. Nawet jeśli Pan nie widzi powodu do obwiniania kogokolwiek - ba! nie widzi nawet problemu samego w sobie.