Przedwczoraj Pan rano i wieczorem pieścił moje piersi doprowadzając do szaleństwa i... Tak zostawił.
Wczoraj rano procedura się powtórzyła - z tą tylko różnicą że tym razem po wyjściu Pana miałam dwukrotnie doprowadzić się do intensywnego podniecenia i... Przerwać.
Sprawa trochę zmieniła się dzisiejszego poranka. Pan delikatnie dotykał moich piersi. Bardzo delikatnie i przelotnie. Doprowadzając mnie tym samym do... szaleństwa! Mało tego! Zapytałam czy nie chciałby ze mnie skorzystać. Dodałam że prośba jest zupełnie egoistyczna... Odmówił.
Zresztą nie zaskoczył mnie tym specjalnie.
Zaskoczył mnie natomiast, gdy siłą obrócił mnie na plecy. Polizał sutek, po czym odsunął majtki i zbliżył się do mnie swoimi biodrami i dotknął twardym penisem. Byłam przekonana - ba! pewna! - że najzwyczajniej w świecie mnie zerżnie.

- Wstajemy, mała. Nie chcemy żebym spóźnił się do pracy.
Autentycznie, myślałam że się rozpłacze albo zacznę wyć do księżyca.
- Lubię bawić się Twoim podnieceniem.
A potem sobie poszedł. I zostawił mnie z tym paskudnym pragnieniem.
Siedzę. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak świadoma posiadania sutków. NIGDY. Różne myśli przeszły mi przez głowę, włącznie z zignorowaniem zakazu i załatwieniem "problemu własnoręcznie".
Ugięłam kark. Wzniosłam się na wyżyny ugiętego karku. Poprosiłam o orgazm. Odmówił.
A w dodatku przyznałam się, że jestem w tym wszystkim skrajnie egoistyczna.
Taaak, czuję że to będzie ciężki wieczór, a moje nastawienie i postawa się trochę zachwiały... Hura! Będzie nad czym pracować ;)
Ale Ty się chyba nie boczysz na Pana tak na poważnie? Bo to przecież niesamowite uczucie - zwalczyć swoje instynkty i podporządkować się, mimo iż podniecenie prawie Cię rozsadza? Ja osobiście uwielbiam, gdy Pan doprowadza mnie na skraj i przestaje. Dodam, że równie mocno tego nienawidzę. :D
OdpowiedzUsuńA zabrzmiałam jakbym się boczyła? Jak tak, to nie takie było zamierzenie ;) Była to raczej forma wycia do księżyca. Jeśli już się na kogoś boczę to na siebie, że się opanować nie mogę :P
OdpowiedzUsuńNiszo, napiszę to raz, publicznie i nigdy więcej do tego nie wrócę. ;P Gdybym była Twoją Panią to chyba codziennie dawałabym Ci zadania podnoszące samoocenę i zabroniła kwestionować moje dobre zdanie na Twój temat. ;P
UsuńA serio - o boczeniu się - wiesz, że długo już czytam Twój blog i mam wrażenie, że Twoim największym problemem jest niska samoocena. Patrz na siebie oczami Pana i oczami innych... Mądruję się strasznie, a sama mam podobny problem. Zbytnia surowość i kompleksy są straszne. Często piszesz o postępach i zmianach na lepsze pod wpływem Twego Pana. Czy na tym "polu samooceny" także one nastąpiły? Myślę, że tak. :) Dlatego aż boję się przypuszczać, jak było wcześniej. :P
Mam nadzieję, że Twój wieczór obfitował w ekstremalne doznania. :)
Pan, czytając mój powyższy komentarz, powiedział: "No ładnie napisałaś. Ale mądrzysz się, a sama robisz to samo". Jak to było? "Do what you preach". :P
UsuńCo do kwestionowania oceny, to mogłabyś sobie kazać ile byś chciała :P Jak to nie raz i nie dwa mówiłam mojemu Panu: "Mogę Ci powiedzieć, to co chcesz usłyszeć, ale miej świadomość, że będę nieszczera" :D
UsuńCo do mojej samooceny, to będąc szczera wszystko zależy od dnia - bywają dni kiedy chodzę z podniesioną głową, kiedy indziej, pół łyżki musztardy za dużo sprawia, że czuję się jak żółtodziób. I tak to ze mną jest :)
Staram się nie pisać negatywów - ktoś kiedyś zwrócił mi uwagę że przez dwa lata mojego bloga wyłącznie jojczałam i narzekałam jak to mi ciężko i źle i jaka to ja jestem biedna. Powiedziałam sobie dość to są i pozytywne wpisy ;)
Eh... Jak zywkle się rozgadałam .
Tralalala... poniekąd witam w klubie...
OdpowiedzUsuńKluby są fajne - można się powspierać duchowo :P
Usuń