Jaki związek mają te wynurzenia z moim dzisiejszym postem? Ano taki, że pod jednym z ostatnich wpisów pojawiło się pytanie, jak mój Pan radzi sobie z moimi humorami. Chcąc odpowiedzieć na pytanie, okazało się że temat jest nieco bardziej złożony niż się spodziewałam, w związku z czym obiecałam odpisać w formie postu. A ponieważ jest to ewidentnie "pisanie na zadany temat" (nawet jeśli sama go sobie zadałam), to podświadomie broniłam się rękami i nogami ;) Ale jak ze wszystkim - nie da się odkładać w nieskończoność, więc... Czyń kobieto swą powinność.
Z wielu względów bardzo często borykam się z różnego rodzaju "humorami", zaczynając od lekkiej chandry i "niechciejstwa", po leżenie w łóżku i patrzenie w sufit. Wszelkie problemy z emocjami sprawiają, że natychmiast tracę ochotę na większość zachowań seksualnych, a co za tym idzie na działania "BDSM-owe". Nadal z marnym skutkiem (***) uczę się tego, by w każdych warunkach być pokorną, uległą Suczką, która całą sobą dąży do zaspokojenia potrzeb swojego Właściciela.
No właśnie. To o Nim miał być post. Jak on radzi sobie z moimi humorami? Co robi?
Od zawsze zależało nam na tym, by zachować równowagę pomiędzy BDSM a relacjami małżeńskimi w naszym domu. Pan miał nie tylko wymagać bezwzględnego posłuszeństwa, ale również być wsparciem i wspólnie ze swoją własnością tworzyć dla obojga oazę spokoju i przystań, o powrocie do której marzy się przez cały dzień. Stworzenie i utrzymanie takiego stanu rzeczy jest cholernie trudne. Stąd też odpowiednie zareagowanie na moje zachowanie wymaga nie lada pomysłowości.
Brak humoru, czy stres nie powoduje u mnie niechęci do relacji, a chęć ucieczki przed fizycznością. W praktyce oznacza to, że mogę zupełnie spokojnie leżeć przy boku Pana, nieruchoma, bo On powiedział słowo; ale jeśli tylko spróbował by mnie dotknąć czy uderzyć, czy nie daj Babciu Krysiu wyruszyć do mnie z palcatem czy pejczem, gotowa byłabym pogryźć i uciec. Podobnie dużo łatwiej, w takich okresach, przychodzi mi zignorowanie zasad i bycie oburzoną jak Pan w ogóle śmie zwrócić mi na to uwagę.

Co w takim razie się zmienia? Znika fizyczność. Mój Właściciel nie próbuje za wszelką cenę pokazać swojej władzy robiąc coś, na co nie mam w danym momencie ochoty. Kiedy któreś z zadań wymagalnych nie zostaje wykonane, albo wykonane ale nie tak jak On sobie tego życzy, jako mój Pan mówi, że to i to mu się nie podoba, ale... Nie wyciąga z tego konsekwencji. Do tematu wracamy, gdy okres kryzysowy mija, a zołza chowa się głębiej.
Jeśli chodzi o codzienne traktowanie siebie nawzajem, Pan zwyczajnie zwraca mi uwagę na takie aspekty jak ton głosu, forma w jakiej się do niego zwracam czy zwyczajnie - zasadność mojego wściekania się. A ponieważ gdy zdaję sobie sprawę ze swojego stanu wkładam znacznie więcej wysiłku w panowanie nad tym co i w jaki sposób mówię, taka uwaga w zupełności wystarcza mi do zapanowania nad temperamentem.
Dzięki temu, pomimo zmniejszenia intensywności działań nasza relacja nie cierpi na "cięższych okresach". Owszem - kontakty ulegają nieco ochłodzeniu, ale nadal mam poczucie przynależności i wiem, że w każdych warunkach nadal mam Pana, który nigdy nie pozwoli mi zaprzepaścić tej części siebie, która wymaga pielęgnowania - mojej suczej natury.
Na koniec zamieszczam rozmowę z dzisiejszego poranka:
- Proszę....
- Ty coś grzeczna dziś jesteś
- :)
- Oo co chodzi?:P
- Ooo nic ;)
- Coś nie wierzę
- To nie mogę być grzeczna bez powodu? :D
- Możesz - ale jakoś w to nie wierzę
Tia :D Grunt to wiara w człowieka :D
(***) Z pełnym przekonaniem dokonałam oceny tego, co powinno podlegać ocenie wyłącznie mojego Pana. Nie uszło to Jego uwadze, a mnie nie ujdzie płazem ;P Moja ocena zostanie "stosownie doceniona i naprostowana" - mam dziwne przeczucie, że bez spotkania 3 stopnia z palcatem się nie obejdzie.
Nasuwa mi się jako komentarz tylko jedno zdanie, odnośnie całości wpisu: i prawodłowo. Masz mądrego Pana.
OdpowiedzUsuńCholera, wyszły dwa zdania. :)
Niszo, przez długi czas zastanawiałam się, jak skomentować Twój wpis, w końcu został "wywołany" moim pytaniem. Jedak przeczytawszy słowa: "Podobnie dużo łatwiej, w takich okresach, przychodzi mi zignorowanie zasad i bycie oburzoną jak Pan w ogóle śmie zwrócić mi na to uwagę. [...] Mój Właściciel nie próbuje za wszelką cenę pokazać swojej władzy robiąc coś, na co nie mam w danym momencie ochoty", stwierdzam, że jakikolwiek komentarz z mojej strony jest zbędny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam jak zwykle serdecznie :)
Cóż, odnoszę wrażenie że zupełnie nie zrozumiałaś, ale komentarz z mojej strony również jest zbędny :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, zupełnie nie zrozumiałam - w tym miejscu mam niewątpliwą przyjemność zgodzić się z Tobą. Twoja uległość po prostu przekracza me zdolności pojmowania. I nie oczekiwałam odpowiedzi na mój komentarz, no bo cóż mogłabyś odpowiedzieć...?
OdpowiedzUsuńNo patrz jak to życie potrafi człowieka zaskoczyć ;) Na szczęście to nie Ty musisz "rozumieć" moją uległość ;)
Usuń