
Pomimo pełnego zaangażowania, nasze BDSM nie umarło śmiercią naturalną. Wręcz przeciwnie. Co wieczór wchodzimy do łóżka i wkręcając się w ciało tego drugiego, byyyy... Zasnąć snem sprawiedliwego.
To gdzie to BDSM? Wszędzie... Mam wrażenie przejścia wewnętrznej przemiany. Nie potrzebuję przejawów Jego dominacji, by czuć Jego władzę całą sobą. Ja to po prostu wiem.
Oczywiście - tęsknie, gdy brak nam czasu... I niemalże codziennie trąca noskiem Pańskie ramie, w nadziei że a nóż dzisiaj znajdziemy choć chwilę, by mógł spojrzeć na mnie z góry... Na swoją sukę, klęczącą u Jego stóp...
Ale prawda jest taka, że nie znajdujemy tego czasu zbyt wiele. Nie mówiąc już o tym, że wczoraj zasnęłam pieszcząc Pana dłonią (przytulenie głowy, w miejscu do tego przeznaczonym, nie współgra w żaden sposób z rozbudzeniem :D).
Nie wiem na ile wynika to z zabiegania, a na ile z mojej pracy nad sobą, ale... Mam wrażenie, że nauczyłam się nieco więcej cierpliwości. Jeszcze bardziej uświadomiłam sobie, że to ja jestem dla Niego a nie odwrotnie. Cierpliwie czekam, aż Pan będzie miał ochotę ze mnie skorzystać, pobawić się mną lub zwyczajnie - mieć mnie blisko. Po raz pierwszy od początku mojego bycia Suką, tak naprawdę, czysto, chodzi wyłącznie o Niego i to, czego On ode mnie oczekuje... Przynajmniej takie mam odczucie :)
Czasem przeglądając to co piszę, mam wrażenie że czytając mojego bloga można uznać że nasze relacje są dość zimne - oparte na tym jak to czy tamto wyglądać powinno i dążeniu do tego. Wręcz przeciwnie - pomimo rozwoju w kierunku pełnego podporządkowania, nadal jesteśmy zwyczajnym małżeństwem, nadal spieramy się o to kto będzie wyciągał naczynia ze zmywarki, a kto odkurzał; nadal do znudzenia słyszymy wyświechtane: "zawsze musisz to tutaj zostawiać?!" :P Wszystko jak normalnie - a jednak inaczej...
W moim odczucie - głębiej, mocniej, namiętniej.