No tak... Trudno żeby leżał z paluchami prosto z mojego odbytu.

To uczucie wstydu i zażenowania. I pogłębienie tego uczucia, gdy uświadamiam sobie, że on wie jak bardzo jestem zażenowana...
Kroki. Niedaleko, blisko...
Rozpadam się z bólu. Przywiązane do łóżka kończyny, nie pozwalają mi się zerwać na równe nogi, gdy
chłodne, mokre dłonie dotykają miejsc najwrażliwszych. Rozdzierający wrzask wyrywa się z mych ust, a do oczu napływają łzy. To za dużo. Zbyt wiele emocji i odczuć i jeszcze ta najcięższa próba...
Nie ma większej próby niż dotyk zaraz po osiągnięciu orgazmu. Nawet Jego oddechu na skórze nie jestem w stanie znieść, a co dopiero chłodnych dłoni na obolałych i wrażliwych sutkach. Zwłaszcza, kiedy zupełnie się tego nie spodziewam. A jednak... Nie zawiodłam go.
Nie zawiodłam.
Co wcale nie przeszkadzało mi chodzić nabuzowaną przez resztę dnia, czym jeszcze bardziej się irytowałam. W końcu kto w ogóle pozwolił mi się złościć?! Kolejny krok - nie miałam mu niczego za złe. Nie byłam zła na Niego. Ba! Z wdzięcznością przyjęłam tę próbę, dumna że chce mnie tresować, że jestem warta Jego uwagi w jakiejkolwiek formie.
Taaak.. Uczę się bycia zawsze dla Niego, zawsze gotowa, zawsze... Grzeczna. W końcu pokorna. W końcu...
Taaak...
W końcu uległa.
Zdarzają się zawsze upadki, potknięcia, ale ważne to by się nie zrażać, nie zatrzymywać i iść zawsze przed siebie. Pozwolić się prowadzić. Czasem nawet na przekór. Na przekór sobie i innym trudnościom. A najtrudniejsza jest właśnie nauka pokory, bo to oznacza rezygnację z: "ja" "mnie", "mój", "moje". Ale wszystko przychodzi z czasem. :) Tak myślę. A co do prób, to choć nie zawsze mile widziane, są nam potrzebne. Szymborska pisała: "Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono". Ja myślę, że to ma zastosowanie na każdej płaszczyźnie życia. Powodzenia i wytrwałości. :)
OdpowiedzUsuńPodpisujé sié rékami, nogami i ogonkiem :)
UsuńA Ty myślałaś, że E. jeszcze obliże te palce po wyciągnięciu z Twojego tyłka? :D buhahaha. :D
OdpowiedzUsuńJestes jeszcze wiéksza oblecha niz ja. A nie sádzilam, ze to w ogóle mozliwe.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSeks z całą pewnością. Gorzej z bólem i tym, co zupełnie nie przyjemne. Może ja po prostu nie do końca jestem masochistką :) Kto to wie :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa tam myślę, że po prostu lubisz emocjonalną huśtawkę. Chyba też tak mam. Bo wtedy będąc na górze, szczęście jest szczęśliwsze :)
OdpowiedzUsuńA mnie się wydaję, że problem huśtawki emocjonalnej nie jest związany z lubieniem bądź nie, a raczej z problemami emocjonalnymi :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOdpowiadając zbiorczo: zawsze wiedziałam że z moją psychiką nie do końca wszystko jest poukładane. Nie jest to żadna nowość. Kluczem do wszystkiego jest samorealizacja. Bezczynne siedzenie w domu od zawsze działało na mnie destrukcyjnie. Dobrze rozplanowany dzień i poczucie tego, że coś się osiąga daje siłę do dalszego działania. A nie od dziś wiadomo, że im człowiek bardziej zadowolony z siebie i własnego życia tym całe ciało bardziej chętne do współpracy :) Co do mojego masochizmu - ból jako taki nie powoduje podniecenia. Ból jest w stanie znacznie wzmóc podniecenie, ale dopiero wtedy gdy takowe się już wcześniej pojawiło. Poza tym - od dłuższego czasu zastanawiam się, że podniecenie wynikające z bólu, docelowo wynika z poczucia przyporządkowania i bardziej psychologicznego aspektu całej relacji niż z samego bólu.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń