Odkąd pamiętam moja mama zawsze powtarza, że kiedy marudzę że jestem chora to znaczy że mnie męczy, ale kiedy PRZESTAJĘ marudzić, to oznacza że jestem NAPRAWDĘ chora. Ot co...
Ta sama zasada tyczy się słabości. Kiedy "jojczę", znak to że mój brak działania wynika z wielu przyczyn, ale na pewno nie jest to ograniczenie czy słabość. Kiedy zaczyna milczeć.. "Znak to że coś się dzieje".
zaczęłam się wściekać. Zupełnie bez powodu. Byłam tak zła, że każda pierdoła doprowadzała mnie do furii...
Jakim policzkiem było, gdy mój wspaniały E udowodnił mi, że jednak przypieprzam się bez przyczyny... I to był moment, kiedy wszystko pękło. Napięcie i złość kumulujące się we mnie od kilku dni uszły wraz z hektolitrami łez...
Tylko co z tego, skoro natychmiast po otarciu nosa napięcie wróciło? Irytacja rozpoczęła wędrówkę po swojej własnej krzywej wzrostu...? Wróciła i czepliwość. I agresja...
Tylko ja już jestem tym zmęczona... Już sama nie wiem co lepsze... Czy wolę się wściekać czy wolę żeby nie chciało mi się kiwnąć nawet najmniejszym palcem u prawej stopy...
Och skąd ja to znam.
OdpowiedzUsuńI wiesz co...szkoda mi Ciebie bo wiem jak się mordujesz sama ze sobą. Męczące to dla otoczenia. Ale o wiele bardziej męczące dla nas.
Mogę jedynie wirtualnie przytulić.
Pozdrawiam
Przyciągam do siebie przytulenie mocno ;* Wyjęłaś mi to z ust - i fajnie zobaczyć w słowie pisanym słowo "mordować się" w tym znaczeniu. Straaasznieee je lubie :D
UsuńNiszko kochana! znajdź coś pomiędzy, unikaj skrajności:* pozdrawiam Cię i jak Anna tulę wirtualnie:)
OdpowiedzUsuńDzięki za utulenie :* Wiele znaczy :* Perfekcjoniści mają chyba jakiś cholerny problem ze skrajnościami.
Usuń