Chciałaś babo głupia Pana z twardą ręką i takiego, który nie odpuszcza, to masz i ani słowa skargi!
Przynajmniej tak powinnam sobie powiedzieć pacając się mocno w mój durny, zakuty ostatnimi czasy łeb powtarzając "A Ty głupia Suko, a Ty!". Nie pomaga. No kurde, nie pomaga...
Zapomniałam na śmierć o liście. Przypomniałam sobie 4 godziny po czasie. Rewelacja. Chciałabym napisać "A tak dobrze szło", ale to również byłaby nie prawda. W końcu nie mogę zapomnieć o akcji z czekoladą.
BAM! Padło hasło, o którym jeszcze nie pisałam.

Czytając jeden z poprzednich postów mogliście zauważyć, że Pan kontrolował moje spożycie pokarmów wyskokowych. Ponieważ większość czasu spędzam teraz w domu, a Pan w pracy pewna część tego nadzoru pozostała na łączach internetowych, a to sprzyja głupim pomysłom. I tym razem było podobnie.
Za pierwszym razem sięgając do słoika z czekoladą zrobiłam to zupełnie bezmyślnie. Gdy przyszła refleksja i "oświecenie" było mi tak pieruńsko głupio, że nie wiedziałam gdzie się schować. Ale kiedy sięgnęłam po trzecią łyżeczkę... Wtedy popadłam już w rozpacz. Nie dlatego, że jestem nieposłuszna. Dlatego, że nie byłam w stanie nad tym zapanować; dlatego że Go rozczarowałam; dlatego, że czułam się tak, że najchętniej zrobiłabym to jeszcze raz pomimo całej odrazy z jaką w tamtym momencie na siebie patrzyłam. Tyle w temacie. Słoik spokojnie spoczywa na dnie kontenera, z dala ode mnie. Niby problem znikł, ale czy aby na pewno...? Zniknęła pokusa, a nie przyczyna pokusy...
A baba placek nabyła (tych, którzy zapomnieli skąd baba, odsyłam do tytułu), ponieważ Pan wpadł na genialny pomysł:
- Sama wymyślisz sobie karę.
No to wpadłam... Jak śliwka w kompot. I dupa zbita...
A może właśnie nie koniecznie, bo zakładam że nie do końca takiej kary oczekuje mój Pan...
*** I zdecydowanie jest to WIELOZNACZNE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz