Grzebiąc w czeluściach internetu, definicji i opisów wyłania się jasny obraz:
BDSM = odgrywanie scen, zaspokajanie potrzeb erotycznych, wcielanie się w rolę, przyjmowanie
pozy, fizyczność jako główny wymiar.
Kiedy rola staje się rzeczywistością...?
A może ja jednak całkiem waniliowa jestem :D
Podczas słuchania anglojęzycznej piosenki:
P: Fajnie tak słuchać i wszystko rozumieć. A przynajmniej większość.
J: Eee, a ja nawet nie słuchałam
P: Nooo, dzisiaj gadałem z takim gościem, chyba z 15 minut gadaliśmy. <po angielsku>
J: No i...?
P: No i nie rozumiałem go ni w ząb :D
Kocham się śmiać razem z Panem :*
Przez myśl mi przeszło, że w takim razie coś takiego jak BDSM 24/7 to dopiero niezła gra aktorska musi być... Przestałam już wpasowywać się w definicje. Od takie sobie odchylenie z obopólną korzyścią ;)
OdpowiedzUsuńPytanie tylko, czy w takim razie BDSM 24/7 w ogóle istnieje :O?
UsuńNi, a mnie naszła taka refleksja... Może ci, którzy mają BDSM "na godziny", właśnie wtedy, gdy "wydzierają" chwile upojenia rzeczywistości, czują się autentyczni, prawdziwi? Czy realizowanie scenariuszy wyklucza realność odczuć i przeżyć...?
OdpowiedzUsuńHappy Slave
Odczuć i przeżyć nie, ale relacji i zależności tak.
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia, kiedy poznaję postrzeganie klimatu przez innych. Jasne, każdy tworzy własne BDSM. Jednak dla mnie ta (Twoja tytułowa) emocjonalna obroża ma wyjątkowy charakter.
OdpowiedzUsuńto wcale nie było smieszne..
OdpowiedzUsuńA miało być...?
UsuńTak dawno nie pisałaś, że tęsknie za Twoimi słowami. - Mrauka.
OdpowiedzUsuń