wtorek, 11 grudnia 2012

Szarość dnia

Szarość dnia w BDSM pomiędzy małżonkami to straszna rzecz.

Dwoje ludzi poznaje się jako Domin i uległa, zakochują, biorą ślub. Pomijam tutaj kwestie dzieci - też istotną - jeszcze przeze mnie nie doświadczoną.

Zaczynamy mieć sryljard zajęć, takich siakich owakich: odkurz, posprzątaj, ugotuj, poprasuj, upierz. Lista nie ma końca. Oczywiście część dzieli się na dwoje, ale to tylko pogarsza kwestię. I kiedy po całym dniu taka para w końcu zalegnie na łożu, to nie mają ochoty na nic innego jak tylko mocno się przytulić i zasnąć. Ewentualnie w grę wchodzi jakiś szybki numerek i na drugi bok, bo dopiero wtedy brakuje paliwa.

A co z wielogodzinnymi sesjami, które na dzień dzisiejszy pozostają wspomnieniem?

Pojawia się lęk przed wyznaczaniem kolejnych granic. Bo przecież ma tyle na głowie, bo się zniechęci; bo ma tyle pracy, bo skoro wymaga od niej, to od siebie też musi; bo trzeba być konsekwentnym, bo trzeba być zawsze gotową...

Trzeba. Ważne? Ważne by było. Trudne? Cholera, najtrudniejsze.

I co z tego, że jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani szybkim numerkiem przed snem, skoro BDSM nie da się pozbyć z siebie. Zwłaszcza, jeśli ma wydźwięk bardziej emocjonalny niż fizyczny.

W grę wchodzi jeszcze masa innych czynnik. Powiązanie BDSM'u z zainteresowaniem z drugiej strony, pewna forma wyznawania uczuć. A skoro już nie kontrolujesz każdego elementu mojego życia, to znaczy że już o mnie nie dbasz? Że nie jestem dla Ciebie taka ważna jak kiedyś?

Nie ulega wątpliwości, że to szalenie trudna sprawa. Jak znaleźć złoty środek? Gdzie szukać?