piątek, 29 listopada 2013

No i gdzie to BDSM?! Wszędzie...

Cholernie miła jest świadomość, że moja nieobecność została zauważona. Bez względu na to, czy powodem faktycznie była "troska" o moją osobą czy po prostu moja najeżona błędami twórczość przyciąga (:D)  - jest to po prostu pierońsko łechczące i miłe. Mocno dziękuje :*

Fakt jest faktem, że ostatnio zaniedbałam mój kawałek internetu. Niestety, codzienność wciągnęła mnie swoim wielkim ryjem. Wstaję rano, biorę się naukę i przygotowanie do pracy, po czym przez większość dnia się uczę, spełniam należące do mnie obowiązki, a potem się jeszcze douczam i podpracowuję. Czy mnie to przybija? Wręcz przeciwnie. Pomimo zmęczenia, czuję że znalazłam zajęcie do którego codziennie rano mogłabym wracać, bez odruchu wymiotnego na samą myśl. Wiedząc to, ze wszystkich sił dążę do jak najszybszego poszerzenia zakresu czasu jaki poświęcam temu zajęciu, a to pochłania.

Pomimo pełnego zaangażowania, nasze BDSM nie umarło śmiercią naturalną. Wręcz przeciwnie. Co wieczór wchodzimy do łóżka i wkręcając się w ciało tego drugiego, byyyy... Zasnąć snem sprawiedliwego.

To gdzie to BDSM? Wszędzie... Mam wrażenie przejścia wewnętrznej przemiany. Nie potrzebuję przejawów Jego dominacji, by czuć Jego władzę całą sobą. Ja to po prostu wiem.

Oczywiście - tęsknie, gdy brak nam czasu... I niemalże codziennie trąca noskiem Pańskie ramie, w nadziei że a nóż dzisiaj znajdziemy choć chwilę, by mógł spojrzeć na mnie z góry... Na swoją sukę, klęczącą u Jego stóp...

Ale prawda jest taka, że nie znajdujemy tego czasu zbyt wiele. Nie mówiąc już o tym, że wczoraj zasnęłam pieszcząc Pana dłonią (przytulenie głowy, w miejscu do tego przeznaczonym, nie współgra w żaden sposób z rozbudzeniem :D).

Nie wiem na ile wynika to z zabiegania, a na ile z mojej pracy nad sobą, ale... Mam wrażenie, że nauczyłam się nieco więcej cierpliwości. Jeszcze bardziej uświadomiłam sobie, że to ja jestem dla Niego a nie odwrotnie. Cierpliwie czekam, aż Pan będzie miał ochotę ze mnie skorzystać, pobawić się mną lub zwyczajnie - mieć mnie blisko. Po raz pierwszy od początku mojego bycia Suką, tak naprawdę, czysto, chodzi wyłącznie o Niego i to, czego On ode mnie oczekuje... Przynajmniej takie mam odczucie :)

Czasem przeglądając to co piszę, mam wrażenie że czytając mojego bloga można uznać że nasze relacje są dość zimne - oparte na tym jak to czy tamto wyglądać powinno i dążeniu do tego. Wręcz przeciwnie - pomimo rozwoju w kierunku pełnego podporządkowania, nadal jesteśmy zwyczajnym małżeństwem, nadal spieramy się o to kto będzie wyciągał naczynia ze zmywarki, a kto odkurzał; nadal do znudzenia słyszymy wyświechtane: "zawsze musisz to tutaj zostawiać?!" :P Wszystko jak normalnie - a jednak inaczej...

W moim odczucie - głębiej, mocniej, namiętniej.

piątek, 22 listopada 2013

Brak pomysłu na tytuł... Jakieś propozycje?

Nie wolno mi dotykać się bez pozwolenia Pana. W końcu moje ciało i umysł należą do Niego, więc i moja przyjemność. 

I tak sobie człowiek siedzi, kontemplując narastającą ochotę na seks, aż do małej tępej główki wpada pomysł: 

- A może by tak jednak się dotknąć? 

Po czym rozsądek bierze górę. Zaczynam sobie tłumaczyć... 

- No tak, ale skoro należę do mojego Pana, to całe moje ciało należy do niego, moja przyjemność również - nie mam prawa tego zrobić. Po prostu nie mam prawa. 

No i co?? No i kurka tyle, że zastanawianie się nad tym, że jestem Jego własnością i że tylko on może sprawiać mi przyjemność i zadawać ból sprawiła, że nakręciłam się jeszcze bardziej. 

Wrrr... 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Słowa które nie dotarły do celu...

- To właśnie takim zachowaniem jak dzisiaj jesteś w stanie zasłużyć na swoją obrożę. Dziś byłaś mi posłuszna nie dlatego że chciałaś być posłuszna, ale dlatego że ja tego chciałem. Przekroczyłaś granicę swojego posłuszeństwa, ostatnim krokiem jest utrzymanie tego stanu... Udowodnienie, że to nie chwilowy kaprys, a stan Twojego umysłu.

Najpiękniejsze słowa, jakie mogłam usłyszeć... Wracam do nich niemalże co chwilę odkąd zostały wypowiedziane. Ale... Hm... Chyba nie do końca dotarły do Niszy... A może raczej to ja nie do końca wierzę, że ten stan się utrzyma, więc dla ograniczenia rozczarowania staram się zbytnio nie cieszyć?

Serce skacze z radości pod sufit, a rozum regularnie obniża strop :)

Jedno jednak mnie cieszy - życie jak zwykle płata swoje złośliwe figielki fundując mi potworną huśtawkę emocjonalną, a Nisza? Nisza twardo stoi na swoim stanowisku pomimo humorów i stresów. Nie cofnęła się nawet o krok od momentu gdy stanęła tam gdzie sterczy do tej pory. I każdego dnia, nawet kiedy marzę o tym by po prostu przyłożyć głowę do poduszki, silna ręka Pana na mojej piersi nie jest dla mnie groźbą a obietnicą i najlepszym lekiem na wszystko wokoło.

niedziela, 3 listopada 2013

Dynamika życia

Życie i rozkład dnia są bardzo dynamiczne. Zwłaszcza u tych, którzy w swoim kalendarzu mają wiele różnorakich zajęć.

Co jeśli każdą zmianę wynikającą z dynamiki takiego dnia należało skonsultować?

Hmm...

- Czy mogę pooglądać film, Panie?
- Czy mogę iść się wysikać między zajęciami mój Panie?
- A może mogę porozmawiać z przyjaciółką, bo umówione spotkanie się opóźnia?
- Czy mogę zacząć prowadzić zajęcia dopiero gdy osoba z którą jestem umówiona dotrze, a nie o wyznaczonej godzinie?
- Nie ma brokułów, może być kalafior?
- Co prawda miałam zrobić kupę, ale wyszło tylko siku, mogę nie myć zadka, bo jest czysty?

A co jak, nie daj babciu Krysiu, rozładuje się telefon albo, co gorsza, nie będzie zasięgu? Katastrofa na miarę wszystkich katastrof XXI wieku.

Wszystko, cokolwiek robimy każdego dnia, powinno trzymać się w ramach zdrowego rozsądku i złotego środka.

Fajnie się gada, tylko co to znaczy w praktyce? Gdybym miała wypunktować o co powinnam pytać, a co powinno pozostać mojej gestii w ramach szeroko pojętego "wywiązywania się z obowiązków"?  To pewnie załamałabym ręce w rozpaczy i rzuciła wyświechtanym "nie wiem". Niestety, jak się chce posiadać Pana, "nie wiem" trzeba wepchnąć głęboko do kieszeni. Albo najlepiej do szuflady. I to do tej, co się chowa wszystko "żeby nie zginęło".

A konkret? Konkret jest taki, że marzę o tym, by całą sobą być dla Niego. Włącznie z tym, że całą dzisiejszą noc śniło mi się, że muszę być dla wszystkich miła, bo przecież świadczę o Panu, bo chcę by był dumny.

Wczoraj usłyszałam:

- Wiesz, widzę Cię idącą przy moich nogach przez centrum handlowe, na kolanach, z pochyloną głową. Nie jesteś zawstydzona. Jesteś dumna z tego kim jesteś i gdzie jesteś. W pełni szczęśliwa.

Nic lepiej nie opisuje moich pragnień. Myślę, że znajdziemy sposób by pogodzić dynamikę mojego dnia z pełnym podporządkowaniem. Może właśnie "wywiązywanie się z obowiązków na 110%" jest tutaj kluczem do odnalezienia złotego środka?

Kto wie, może jeszcze przyjdzie mi stać na samym środku w oczekiwaniu na odpowiedź na jakże nurtujące pytanie: "Panie, kanapkę mam popić sokiem brzoskwiniowym czy pomarańczowym?".

sobota, 2 listopada 2013

Wyznaczniki uległości

Oceniamy wszystko i wszystkich. A już zwłaszcza, oceniamy to, co jest nam bliskie. Na podstawie pewnych wyznaczników, oceniam to co mnie otacza w sposób bezkresnie subiektywny (łooooo, ależ to zabrzmiało - nawet nie wiem czy takie stwierdzenie istnieje :D).

Oceniam również i relacje. Siadając w niedziele wieczorem na łóżku zastanawiam się nad tym, czy miniony tydzień umocnił moją więź z mężem czy może zrobiłam coś, co tę więź osłabiło. Coś jak rachunek sumienia dla małżeństw. Podobnie działa to z relację D/s. Analizuję czas od ostatnich rozmyślań - czy nasza relacja się umacniała, czy wredne życie narzuciło koc przeciwpożarowy na te parę iskierek tlących się wewnątrz ogniska.

Analizuję, oceniam, badam - szumnie brzmiące słowa, które dla umysłu ścisłego (którym podobno nie jestem), wiąże się to z jednym pytaniem: "a jakie mamy dane??".

No i ja właśnie o tych danych chciałam... Czym wyznaczam swoją uległość?

Miejsce trzecie: dotyk twarzy. To jak często Pan gładzi moje policzki w TEN wyjątkowy sposób pokazuje mi czy bliżej mu w danym momencie do męża, czy może jednak do Pana. Z tego co wiem, dla wielu par to jedno i to samo. Dla mnie nie - te doznania są dla mnie czymś wyjątkowym i magicznym, czymś co mogę otrzymać tylko od Właściciela.

Miejsce drugie: zaczepianie. Im bardziej czuję to, że należę tylko do Niego, tym mocniej chcę to poczuć. I "mocniej" nie jest tutaj słowem w żaden sposób źle dobrane. Trącanie nosem, podgryzanie czy drapanie jako forma prowokacji jest na porządku dziennym zawsze, gdy Nisza wylęga ze swego pokoju na światło dzienne i głośno domaga się przedstawienia argumentów siłowych.

I ZWYYYYCIĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘZCAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!

Miejsce pierwsze: gumka do włosów. No właśnie - zwycięzcy potrafią zaskoczyć. Wyznacznikiem tego, na ile zwraca się na mnie uwagę jako na sukę, jest fakt kto wieczorową porową uwalnia mą czuprynę z objęć gumki do włosów. Jeśli robi to Pan: jeden zero dla BDSM, jeśli ja... Najwyraźniej blisko do PMS :>