sobota, 20 grudnia 2014

Taryfa ulgowa.

- Ale nie potraktowałeś mnie ulgowo, prawda?
- Nie, a dlaczego to dla Ciebie ważne?
- Nie chcę mówić...

Chwila przepychanek słownych. Coś o tym kto czyją jest własnością, odrobinkę o tym jak bardzo nie chcę powiedzieć i jakie to istotne, trochę o tym co, kto i ile może i jeszcze kapeczkę o tym, że powiem wszystko i to właśnie wtedy kiedy Władziec chce.

- Ważne, bo potrzebuję czuć, że jestem w czymś dobra. A nie będę w stanie tego poczuć czując że traktujesz mnie ulgowo.

Kiedy Pan mnie układał, na samym początku naszej znajomości, często wręcz bałam się popełnić błąd. Wiedziałam, że nawet najmniejsze niedociągnięcie będę pamiętać jeszcze przez długi czas. Później wiele rzeczy się zmieniło. Zmieniło się przede wszystkim moje zaangażowanie, a tym samym reakcje Właściciela. Wiedząc, że dałam z siebie wszystko, nie było powodu karać tak drobiazgowo i czepiać się nieistotnych szczegółów.

Świadomość tego, że w niczym konkretnym nie jest się dobrym potrafi być bardzo męcząca. Momentami mocno zniechęcająca. Zwłaszcza dla perfekcjonistki. Może choć bycie dla Pana tym, czym chce żebym była, zaspokoi mój brak.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Post na polecenie Pana

Sobotni wieczór:

Na życzenie Pana mam opisać ten weekend. Mam to zrobić, choć nie mam pojęcia jak się za to zabrać i co dokładnie powinnam powiedzieć. Przepełnia mnie mieszanina uczuć, której opisanie słowami wydaje się niemożliwe.

Twardy reset.

Wszystko co do tej pory funkcjonowało i istniało zostało zniesione. Każda zasada, każda niedoskonałość i każdy nakaz. Czysta kartka. No tak w sumie to już nie całkiem taka czysta. Nie po weekendzie.

Nie sam seks ani jego ilość były esencją tego czasu. Myślę, że nawet nie chłosta, nie linki i nie przejmujące pieczenie skóry twarzy po kilku siarczystych policzkach. Nie łzy skruchy, kiedy przyznawałam się do głupoty najgorszej ze wszystkich możliwych. I na pewno nie zawroty głowy, gdy  klęczałam przed Panem czekając na jego reakcję.

Dla niekumatych:
obrazek przedstawia:
ESENCJĘ :D
Co zatem było tą esencją? Uczucie. Nie jakaś tam przelotna myśl, czy chwilowe objawienie ale świadomość towarzysząca mi przez cały ten czas. Poczucie przynależności, świadomość hierarchii i drugorzędności. Przypuszczam, że Pan znalazłby źródło tej świadomości w potrzebach seksualnych i „dobrym czasie”. Nie chcę tak myśleć. Chyba tym razem nie chcę szukać przyczyny, a może zwyczajnie boję się ją znaleźć. Jeśli ta cenna chwila zniknie – trudno. Zacznę jej szukać ponownie.
Co zatem wynikło z resetu? Nowe reguły wprowadzane bardzo stopniowo, na miarę potrzeb i sytuacji. Nie czuję się nimi przygnieciona i nie czuję potrzeby ucieczki od nich. Co już samo w sobie jest plusem.

 Niedzielny wieczór:

Czy moja wewnętrzna Su również uległa resetowi? Wygląda na to, że tak. Nie wiem czy jest to możliwe, czy da się zamknąć pewien rozdział i zacząć z dnia na dzień, z minuty na minutę, myśleć innymi kategoriami. Być może to tylko chwilowe, jak postanowienie noworoczne. Nawet jeśli – chwilo trwaj!

Pomimo braku ochoty (nie tylko na seks, ale na cokolwiek), zepchnęłam własne niechciejstwo na dalszy plan. Kilkukrotnie przypominając sobie w ciągu tego czasu, co to znaczy być wyłącznie dla Niego, raz za razem motywowałam się do podejmowania kolejnych starań dla zadowolenia Pana. Czy robiłam to z uśmiechem na ustach? Cóż... Na pewno dowiedziałam się czegoś nowego o sobie – np. tego jak szeroki zasób przekleństw mieści się w mojej pięknej główce, pomimo tego że na ogół nie przeklinam wcale ;) Żadna świadomość nie sprawi, że będzie mi się chciało bardziej niż normalnie – nawet (a może zwłaszcza) gdy to co robię jest wynikiem moich chęci (a nie polecenie) i na dobrą sprawę wcale nie musiałabym tego robić.

Czy czuję się zmęczona? Fizycznie tak; dla podsumowania: wszystko mnie boli, siniaków brak, chce mi się spać. Psychicznie...  Ciężko mi to ocenić. Tak długo jak jestem z Panem, przy Nim i dla Niego; tak długo jak mogę nad niczym się nie zastanawiać jest kapitalnie. I na dzień dzisiejszy tego będę się trzymać.


A jutro? Nad tym zastanowię się w  odpowiednim czasie. 

niedziela, 26 października 2014

Tematów sztuk trzy

Wiele zmieniło się od czasu naszego wyjazdu z kraju. Nasze poglądy ewoluują, spojrzenie na świat zmienia się i o wielu aspektach mojego życia mogę spokojnie powiedzieć, że podupadły lub ich sytuacja się pogorszyła. Z drugiej strony ciężko stwierdzić, czy z perspektywy czasu rzeczywiście wyjdzie nam to na złe, czy efekty w ostatecznym rozrachunku nie będą jednak pozytywne.

Powinno mnie to zmartwić, ale jest wręcz przeciwnie. Dlaczego? Bo to, co jest dla mnie najważniejsze, relacja z mężem/Panem, rozkwita.

Wczorajszego wieczoru, Właściciel stwierdził, że nie wziął się do żadnej pracy po godzinach, od dłuższego czasu już. Albo rozmawiamy, albo coś oglądamy, albo spędzamy czas w łóżku albo cholera wie co jeszcze. Czyż to nie powód do radości?

Również te wielogodzinne dyskusje przynoszą pozytywne efekty. Nasza relacja się zmienia. Na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że na lepsze - rzeczywistej oceny dokonam za jakiś czas, kiedy przekonam się czy na dłuższą metę nasze nowe rozwiązania się sprawdzą w praktyce tak doskonale jak w teorii.

Natchniona rozmowami z pewną niewiastą, zastanawiam się nad tym jak nasz relacja stała się taką jaka jest i jak od samego początku do teraz zmieniłam się jako osoba; czego się nauczyłam; jakie zalety udoskonaliłam pod wpływem relacji, a jakie wady wyeliminowałam (lub odwrotnie :P). Z drobnego podsumowania:

(+) bardziej wierzę w siebie, we własne siły i przekonania (sama nie wiem czy zaleta czy wada)
(+) dużo bardziej panuję nad sobą, gdy sytuacja nie rozwija się po mojej myśli
(+) dużo rzadziej patrzę krytycznie na swoje zachowanie; coraz częściej udaje mi się pozostawić ocenę Panu (choć nadal za rzadko)

(-) jestem dużo mniej uparta. Niestety, nie tylko w przypadku gdzie upór jest niewskazany, ale również tam, gdzie przydałoby się go trochę więcej
(-) jestem znacznie bardziej przemądrzała (o ile to w ogóle możliwe jest!)
(-) z punktu poprzedniego wynika głębokie przekonanie o słuszności moich poglądów, co przekłada się na "focha*" gdy zdarza mi się oceniać pewne sytuacje "po mojemu" wbrew temu co uważa Pan

Temat ostatni: "-izmy". Przyjaciółka "feministka", zawsze powtarza mi, że postrzegam feminizm z
punktu widzenia tych, które ze zdrowym rozsądkiem nie wiele mają wspólnego, za to bardzo wiele z szeroko rozwartą, rozdartą japą. W związku z tym, by nie podążać za stereotypami, zerknęłam na forum gazety.pl, gdzie funkcjonuje dość aktywne feministyczne forum.

Wnioski końcowe z tej wizyty? Najwyraźniej wszelkie "izmy" (nawet te z pozytywnymi założeniami, jak feminizm) cierpią na chroniczny brak zdrowego rozsądku.

Z najbardziej szokujących dla mnie "kwiatków" polecam następujące:

(!) kobieta podczas próby gwałtu nie powinna się bronić, ponieważ założenie, że mogła się obronić jest równoznaczne z przeniesieniem części winy z gwałciciela na ofiarę (no bo skoro mogła się obronić, a się nie obroniłam, znaczy czegoś nie dopatrzyła i ostatecznie sama jest sobie winna)(!)

(!) komplementowanie kobiety w miejscu pracy (nawet jeśli mowa o perfumach czy nowej fryzurze) jest formą seksizmu, ponieważ podkreśla płeć w miejscu, w którym powinna ona pozostać bez znaczenia (co jest równoznaczne z umniejszaniem znaczenia kobiety w pracy) (!)

(!) otwieranie przed kobietą drzwi jest formą seksizmu ponieważ podkreśla, że kobieta jest słabsza fizycznie i w związku z tym potrzebuje nieustającej pomocy mężczyzny, gdyż sama nie jest w stanie sobie z czymkolwiek poradzić (!)

* foch w rozumieniu stwierdzenie: "gadaj i rób co uważasz za stosowne, ja i tak wiem że nie masz rajci" - wiem, brzydko jak na Sukę. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że baaardzooo się staram.

poniedziałek, 20 października 2014

Chrzanić "być może"

(Dumna i butna dziewczyna staje się niewolnicą. Jej Właściciel goli jej głowę na łyso, zamyka ją w plastikowej klatce pozostawiając jej niemalże głodową dawkę pożywienia i wody, po czym informuje ją, że zostawia ją pod opieką człowieka, dla którego nie znaczy więcej niż bezużyteczny śmieć. Po dłuższej przepychance słownej, w której dziewczyna zdaje sobie sprawę, że jej Pan nie żartuje i rzeczywiście planuje ją tam zostawić, wewnętrznie godzi się z sytuacją po czym na pożegnanie podsumowuje:)

- Już wcześniej wiedziałam, że rzeczywiście jestem Twoją niewolnicą ale do teraz nie wiedziałam, że Ty naprawdę jesteś moim Panem.
Wstrząśnięta własnym odkryciem, popatrzyła na mnie poprzez plastikową ścianę.
- To bardzo dziwne uczucie wiedzieć, że ktoś jest naprawdę Twoim Panem; wiedzieć że nie tylko ma prawo zrobić z Tobą czego tylko sobie życzy, ale rzeczywiście z tego prawa korzysta; że Twoja wola nie znaczy dla niego zupełnie nic; że musisz ugiąć kark pod ciężarem jego woli; że nie możesz inaczej jak tylko postępować zgodnie z tym, co zostało Ci powiedziane.
Priest-Kings of Gor, John Norman 

Tych wszystkich, którzy czytali oryginał przepraszam za niedoskonałość tłumaczenia. 

Nie tylko autorka tych słów była wstrząśnięta. Długie godziny rozważań i dyskusji o tym, gdzie zaczyna, a gdzie kończy się władza Właściciela zostały starte w proch. "Nie tylko ma prawo (...), ale rzeczywiście z tego prawa korzysta". Zaraz, zaraz! A co z moim oświeconym: "bycie Panem nie polega na robieniu co się chce i kiedy się chcę, ale na równoważeniu własnych zachcianek i pragnień z dobrem i zadowoleniem partnera"?!

Poszło się... uczyć latać. 

Innymi oczyma spojrzałam na słowo "niewolnica", na swoją rolę i naszą relację. Na siebie. Na słowa komentarza napisanego przeze mnie pod jednym z ostatnich postów [KLIK]. 

Poczułam się nieco przytłoczona i przestraszona. Ogrom sytuacji, zachowań i potencjalnych konsekwencji spowodował, że poczułam chęć ucieczki. Nawet jeśli mój Właściciel w swoich działaniach bierze pod uwagę moje "ja" i moje kaprysy. 

A potem zdałam sobie sprawę, że nie mam od czego (ani gdzie) uciekać, bo nie zamieniłabym mojego życia na nic innego. Nie jesteśmy idealni, a listy rzeczy nad którymi każde z nas musi pracować są długie jak listy obietnic przedwyborczych (i często podobne w skutkach). Być może gdyby Pan przez większość czasu myślał wyłącznie o sobie, moja uległość odfrunęłaby jak wystraszony wróbelek. 

Być może, być może, być może... 

Chrzanić "być może". 

Dobrze jest tak, jak jest. Będę się martwić jak stanę w plastikowej klatce z ogoloną głową, a Pan będzie chciał mnie tam zostawić całkiem samą. Ot co! 

niedziela, 12 października 2014

Tęcza i jednorożce

Często piszę, kiedy pojawia się problem, kiedy jest źle, kiedy chcę przekazać Panu moje spojrzenie na jakiś temat, kiedy się nad czymś zastanawiam lub kiedy potrzebuję zwyczajnie przemyśleć jakąś sprawę. Ot taka moja forma komunikacji z Panem i samą sobą.

Rzadko jednak piszę wtedy, gdy wszystko jest wręcz do porzygu różowe, a jednorożce srają cukierkami.

I tak szczerze powiedziawszy, siadając do tego postu uświadomiłam sobie, że nie specjalnie wiem o czym napisać. Nie bardzo wiem, jakimi słowami opisać powody, dla których składając lico na poduszce wieczorową porą, z zadowoleniem wzdycham głęboko, aż do zaśnięcia nie zmywając z twarzyczki głupkowatego uśmieszku.

Co powoduje tę radość?

Spokój? Brak zmartwień? Stabilizacja? Poczucie spełnienia? Brak starć na tle Pan - suka? A może wszystko naraz.

Choć przyczyny powstawania cukierkowej kupy jeszcze nie są mi znane, to ten jeden jedyny raz, przyczyna chyba nie interesuje mnie aż tak bardzo ;-)

piątek, 26 września 2014

Usunięcie drzwi pancernych: operacja w toku.

Urlop od życia się skończył, zaczął się ten od bloga. Nie mniej i na ten przyszedł odpowiedni czas i pora. Wróciłam.

Ostatnio w moim życiu sporo się dzieje. Może nie namacalnie, ale za to w mojej głowie ruch jak na autostradzie. Tutaj odsyłam do:


Lub dłuższa wersja z polskimi napisami: KLIK.

Na prawie trzy tygodnie odcięłam się od wszystkiego i wszystkich. Oprócz Pana. Zajmowałam się swoimi obowiązkami, własną osobą i moim podejściem do naszej relacji i mojego stanu. Niczym więcej. Czy pomogło? Trochę tak. Dłuższy okres "zblazowania" zazwyczaj kończy się wnioskami końcowymi i znaczną poprawą humoru. Nie inaczej było i tym razem. W końcu ile można się dołować?! Nawet i to potrafi się znudzić ;-)

Swego czasu prowadziliśmy z Panem dyskusje na temat zamkniętego pokoju w mojej głowie [KLIK], do którego Pan jak do tej pory nie miał wstępu. To właśnie tam chowają się wszystkie tajemne grzeszki, wstydliwe sekrety i ukryte uczucia, którymi uznałam za słuszne z Właścicielem się nie dzielić.

Niejednokrotnie pozostawiałam lekko uchylone drzwi, w duchu licząc na to, że Pan, korzystając z okazji, wedrze się tam siłą. Nigdy tego nie robił. W końcu spytałam czemu:

- Bo mam kilka opcji. Mogę wejść razem z drzwiami, nie czekając, aż mi na to pozwolisz. Mogę również wstrzymać się, aż zostawisz uchylone drzwi i wejść, uznając to za zaproszenie. Lub mogę poczekać aż sama, z pełną świadomością, zaprosisz mnie do środka i oddasz mi wszystko to, co tam ukryłaś nie pozostawiając nic dla siebie. I tylko ta ostatnia opcja jest dla mnie wartościowa. I do niej dążę.

Odkąd usłyszałam te słowa nie dawały mi spokoju.   W najmniej oczekiwanych momentach wracały z coraz większą siłą uderzeniową. Kiedy w mojej głowie pojawiała się myśl, której w żadnym razie nie miałam w planach ujawniać, towarzyszyła jej wizualizacja. Zaklejona taśmą izolacyjną koperta ląduje w zamykanej na klucz szufladzie, zamkniętej za pancernymi drzwiami.

Ostatnie trzy tygodnie dały mi czas na uświadomienie sobie dlaczego potrzebne mi te pancerne drzwi. Ze strachu. Przed tym, że w rzeczywistości jestem kimś innym, niż widzi to mój Pan; że te skrawki uczuć i przemyśleń sprawią, że jego spojrzenie na mnie jako człowieka może się zmienić; że nie będzie mnie już chciał. Może kiedyś nadejdzie taki piękny dzień, w którym z pełnym przekonaniem uwierzę, że Pan rzeczywiście kocha mnie taką jaką jestem, że to nie jest chwilowe, że to ja jestem tą jedną jedyną.

Tak czy inaczej, jeśli barierą jest lęk, a nie chęć zachowania czegoś tylko dla siebie, Pan uznał, że dorosłam do tego, by osobiście zaprosić go do tego odciętego od świata pomieszczenia. Dziś mam rozpocząć prace budowlane i poddać drzwi pancerne demolce. Co z tego wyniknie? Tego dowiemy się w następnym odcinku.

Po wydarzeniach opisanych w ostatnim poście, Pan zdecydował, że nie obowiązuje mnie już zakaz masturbacji. Podobno apetyt rośnie w miarę jedzenia - może i w tym wypadku będzie to właściwe działanie.

sobota, 30 sierpnia 2014

Koniec urlopu

Urlop niestety się skończył. Nie pozostaje nic innego jak wrócić do rzeczywistości i do zmartwień.

Wiele razy wspominałam na blogu o moich problemach związanych z fizycznym wymiarem klimatu, a jeszcze częściej o ciągle spadającej wierze w to, że uda mi się sobie z tym poradzić. Kiedy chwilę temu, będąc przykutą kajdankami do łóżka, z opaską na oczach, o krok od orgazmu, rozpłakałam się w przerażeniu przerywając całą zabawę, musiałam stawić czoła faktom, że teoria o negatywnym wpływie czynników środowiskowych dłużej nie ma racji bytu i przeczekanie nie pomoże.

Wczoraj, po przepłakaniu niemalże całego dnia, zdecydowałam.

- Może... Może powinieneś rozważyć poszukanie sobie kogoś, kto zaspokoiłby potrzeby, których nie jesteś w stanie zaspokoić w domu.

Czy uczciwie jest składać propozycję, modląc się w duchu, by w odpowiedzi otrzymać odmowę? I mówię tutaj zarówno o uczciwości w stosunku do rozmówcy jak i w stosunku do siebie samej. Jedną z rzeczy, których Pan nauczył mnie przez tyle czasu, jest świadomość, że zadając jakiekolwiek pytanie należy liczyć się z każdą odpowiedzią.

Czy Pan zatem szuka sobie kogoś? Nie. I nie przypuszczam, by w najbliższym czasie miało się to zmienić, zwłaszcza po tym, co stało się później.

W opasce na oczach, przemarznięta do szpiku kości klęczałam obok wanny, podczas gdy Pan, od czasu do czasu opryskując mnie lodowatymi kropelkami, brał prysznic. Kiedy wylądowaliśmy na powrót w łóżku, Pan nie omieszkał wytknąć mi jak bardzo zwilgotniałam czekając na Niego.

W świecie biologii, u niektórych osobników zrywa się połączenie między mózgiem a kroczem. Narządy rodne rejestrują rosnące fizyczne podniecenie, natomiast mózg odbiera coś zupełnie odwrotnego: nieprzyjemnego, bolesnego.

Bóg jeden wie, czy takie połączenie da się odbudować.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Powrót do korzeni?

Czuję się nieco zagubiona. Nie byłam grzeczną, posłuszną Sunią. Nie byłam nawet grzeczna w ogólnym rozumieniu, a co dopiero klimatycznym.

Mało istotne co zrobiłam, ma znaczenie za to moja reakcja.

Najpierw, usiłowałam zatrzymać tę wiedzę dla siebie, ze względu na to, że ostatnio oboje mamy dość ciężki i wymagający okres (a może było to zwyczajną wymówką?). Później, wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł, który przeszedł nawet moje najśmielsze oczekiwanie:

- Panie... Może należało by trochę zmienić nasze zasady.

Oczywiście, przytomnie, uznałam za słuszne zapytać zanim przyznam się do "win". Pan czując pismo nosem, zaczął szukać i dopytywać, czego efektem było "doszukanie" się prawdy, zamiast szczerego, skruszonego wyznania grzeszków. Kara zawisła w powietrzu.

A co ja na to? A ja najzwyczajniej w świecie szukam pomysłu na to, jak się od niej wymigać.

WYMIGAĆ!

Nie żeby moje podejście się jakoś wybitnie zmieniło, bo nadal stawiam przyjemność i chęci mojego Właściciela ponad swoje, czego namacalny i szczery dowód miałam dzisiejszego popołudnia. Co zatem się zmieniło? Być może zbyt długo nie byłam karana?

Na początku cała sytuacja nieco mnie bawiła. W gruncie rzeczy poczułam się jak na początku naszego związku [KLIK]. Później jednak, refleksja przyniosła znaczne ochłodzenie. Czyżbym przestała dopuszczać, że ja, grzeczna Niewolnica mojego Właściciela, mogę być karana?

wtorek, 29 lipca 2014

Nie, nie nie! A właśnie, że nie będę!

Pan: Daj buziaka.

Delikatnie zbliżam się do Jego twarzy. Patrzę zalotnie w oczy. Po czym cofam o kilka centymetrów. Pan przez chwilę rozważa czy podjąć wyzwanie...

Pan: Daj buziaka, powiedziałem.

Przelotnie dotykam Jego dolnej wargi, po czym znów odsuwam się, by zobaczyć reakcję.

I co osiągnęłam? Pan wybucha głośnym, radosnym śmiechem ignorując zupełnie moje zaczepki, co było chyba najlepszym sposobem na otrzymanie buziaka bez droczenia się.

Dzisiejszy poranek przyniósł coś nieoczekiwanego.

- Przyjdź tu.

Usiadłam obok Niego na łóżku, by po zaledwie jednym spojrzeniu, moja głowa została przyciśnięta do chłodnej pościeli, a pupa pięknie wyeksponowana.

- Poczekaj, poczekaj!

Roześmiana buzia nadal nie rozumiała, że to jest moment kiedy droczenie należy odstawić chociaż na ułamek sekundy. Razy, wymierzane czarnym palcatem, spadały jeden po drugim powodując wiercenie i ciche piski. Dopiero kilka mocniejszych uderzeń przywróciło mnie do porządku. Uciszyłam się i zamieniając piski na milczące zaciskanie pięści doczekałam końca.

- To tak, żebyś dzisiaj była grzeczna i pamiętała o Panu.

Cichutko, do poduszki, wyszeptałam:

- Nie, nie, nie! A właśnie, że nie będę.

O czym (że tak powiedziałam), nie omieszkałam poinformować Pana. Dla bezpieczeństwa tuż przed Jego wyjściem z domu ;)

sobota, 5 lipca 2014

Co najmniej nietakt.

Ja wiem, że wczoraj pisałam o tym jak beznadziejną Suką jestem. Wiem, że pisałam o tym, że w ogóle jest kicha i ogólna rozpacz. Mało tego, wiem że to co napiszę teraz będzie zakrawać na... Hm... Co najmniej mały nietakt.

Wczorajszy wieczór mnie zaskoczył. Bardzo mocno.

P: To co Suniu, może dzisiaj dla mnie poszczekasz?

Spojrzałam na Pana wzrokiem pełnym przerażenia. Choć chyba bardziej odruchowo, bo po chwili stwierdziłam, że się nie boje, że zupełnie nie przeraża mnie jego polecenie.

P: Uważam, że jesteś na to gotowa, że możesz to zrobić. Wiem, że wiele rzeczy ostatnio krąży Ci po głowie, ale wbrew temu co myślisz, jestem przekonany o tym, że tym razem nie sprawi Ci to większych trudności.
J: Wiesz, że moje trudności nie są spowodowane wstydem, ja po prostu nie potrafię tego zrobić.
P: Wiem. Ale wiem również, że w Twojej głowie nie ma już chęci uniknięcia poczucia śmieszności. Robisz to, bo ja tego chcę i nie ma dla Ciebie znaczenia własna ocena. Nie ma w Tobie już walki z własną wolą. Jest tylko walka z perfekcjonizmem. Z "techniką". Z lękiem przed ośmieszeniem samej siebie.

Jeszcze przez dłuższą chwilę rozmyślałam nad tym, co usłyszałam. Z każdą kolejną sekundą powątpiewając w te słowa. Zdając sobie sprawę, że nawet szczere chęci nie sprawią, że będzie to prostsze. Ale tym razem się nie motałam, tak jak było to poprzednim razem. Zupełnie spokojna analizowałam w swojej głowie w jaki sposób wykonać polecenie Pana, tak by było dla mnie jak najmniej "inwazyjne". Kiedy w końcu znalazłam odpowiednią metodę....

Myślę, że miałabym ogromny problem, gdybym kiedyś została sparaliżowana. Kontrola nad sobą była i jest czymś, co ma dla mnie ogromną wartość. Nie znoszę, kiedy mimo postanowienia, że nie będę płakać, Pan wyciska ze mnie łzy, jedna po drugiej. Mimowolnie. Mimo wręcz bolesnej próby uniknięcia łez. Mimo smaku krwi w ustach, byle tylko odwrócić uwagę od bólu, nad którym nie mogę zapanować.

Pan cierpliwie czekał. Choć tym razem towarzyszyła nam zupełnie inna atmosfera. Moje starania przerywane żartami i wspólnym śmiechem. Czy było mi dzięki temu łatwiej? Nie. Zadanie było o tyle trudniejsze, że wybijało mnie z klimatu, wybijało ze stanu, w który świadomie się wprowadzałam.

Łapczywie nabierałam w usta powietrza z pełnym zamiarem wykorzystania go do wyartykułowania dźwięku, by za chwilę wypuścić go z płuc z rezygnacją. Zablokowałam się. Nie potrafiłam zrobić tego jedynego kroku dzielącego mnie od wygrania najtrudniejszej bitwy z samą sobą, bitwy którą już raz przegrałam.
Czułam się, jakbym stała nad przepaścią i nie była w stanie zmusić własnego ciała do skoku. Czułam, jakby moje struny głosowe były sparaliżowane, choć wiem że nie były, bo słowa wychodziły ze mnie ze zdumiewającą wręcz łatwością.

P: Zamiałcz.
J: Miaaaau! <bez zastanowienia>
P: Niesamowite :D Nie bawiłaś się w psa jako dziecko :D?
J: Nie! Chyba od zawsze wolałam bawić się w doktora!
P: No patrz, a jakby Ci teraz pomogło :D

No pięknie. Jeszcze się ze mnie śmieje w tym wszystkim! Choć muszę bez bicia przyznać, że mnie samą ten fragment rozbawił :)

Jesteś wyłącznie dla swojego Pana. Wierzy w Ciebie, a to On zna Cię najlepiej. Jeżeli Pan chce byś szczekała, to Twoje opory nie mają żadnego znaczenia. 

Wypowiedziawszy te słowa w swojej głowie kilkukrotnie, zamknęłam oczy, oczyściłam umysł i....

Stało się.

Dłonie zacisnęły się samoistnie. Z radości? Czy z poczucia śmieszności? Nie wiem. Przez krótką chwilę zaszumiało mi w uszach. Po czym usłyszałam:

P: Gratuluję Suniu. Pięknie. Jestem z Ciebie dumny.

I właśnie to ostatnie słowo utkwiło mi w pamięci najbardziej, bo tym razem i ja byłam z siebie dumna. Dumna i szczęśliwa, że moje własne opory nie są ważniejsze od tego, czego wymaga ode mnie Pan.

J: Ale nie każ mi tego więcej robić, dobra?
P: Hehe, wiesz że Ci każe. Wiedziałaś to już w momencie zadawania pytania. Będziemy pracować nad tym, żebyś zawsze stawiała moje wymagania ponad własny wstyd i opory. Jesteś moja i jesteś dla mnie i kiedy każę Ci coś zrobić, masz to robić bez zastanowienia; dokładnie tak, jak wtedy gdy każę Ci rozsunąć nogi. Nie zastanawiasz się. Nie walczysz. Po prostu to robisz.

P: Jestem z Ciebie dumny. Chciałem przekonać się, czy rzeczywiście zasługujesz na swoją obrożę, czy nie pomyliłem się w swoim osądzie, czy znam Cię tak dobrze jak mi się wydawało. I nie zawiodłaś mnie. Jeszcze nigdy nie zaszłaś tak daleko. Jeszcze nigdy nie osiągnęłaś tyle, ile masz na swoim koncie w tej chwili. Choć jeszcze daleka droga przed nami, to możesz być z siebie bardzo zadowolona. Jestem pod dużym wrażeniem.

Tylko się uśmiechnęłam. A w zasadzie to szczerzyłam się jak głupia od ucha do ucha.

P: Jeżeli są w tym bloku jakieś psy, to myślę że też zrobiłaś na nich duże wrażenie :D

Po czym oboje wybuchnęliśmy szczerym śmiechem, wracając do normalności.

piątek, 4 lipca 2014

Bezradność

Można wpływać na swój nastrój. Można wpływać na samopoczucie. Wymaga to długiej pracy nad sobą i swoim postrzeganiem siebie i otaczającej nas rzeczywistości. A przede wszystkim wymaga to czasu i ćwiczeń.

Ale czy można zmienić swoje postrzeganie odczuć? Czy mogę spowodować, że to co czuję będzie inne; że pewne rzeczy będą mi się podobać, podczas gdy nie podobają mi się teraz? Jak zmienić wpływ odczuć na samopoczucie, humor?

Od dziecka wyznaję zasadę, że nie ma rzeczy niemożliwych tylko czasem potrzeba dłuższej chwili, żeby wpaść na odpowiednie rozwiązanie.

Tylko jakoś, kurna chata, strasznie długo tym razem mi to zajmuje!

Chrzanie bez sensu i nie wiadomo o co chodzi? Wiem :D

Pan stwierdził, że czuje się bezradny. Nie potrafi zrozumieć mojej seksualności. Nie ma w niej żadnego wzorca. Ta sama czynność dzisiaj spowoduje, że będę umazana do kolana, jutro spowoduje spadek humoru na pół dnia. Dokładnie te same okoliczności, dokładnie ten sam "humor wstępny" dokładnie to samo działa. Reakcja zupełnie inna.

I tutaj nasuwa się pytanie: to dlaczego, durna babo, nie powiesz wcześniej o co Ci chodzi?!

Bo nie wiem. Do momentu, kiedy dana rzecz się nie stanie, nie mam pojęcia jak na nią zareaguję. Jaki tego jest efekt? Ano taki, że tyka się mnie Pan jak pies jeża, bo nigdy nie wie czego się spodziewać. Sytuacja lekko kichowata, kiedy mówi się o uległości w wymiarze 24/7, czy wręcz o niewolnictwie.

Wczoraj zapytałam go (abstrahując już od mojej seksualności jako takiej), czy nie obawia się, że któregoś pięknego dnia będzie chciał kogoś innego w łóżku, kogoś kto będzie inaczej pachniał, smakował, reagował. I tak w sumie biorąc pod uwagę co napisałam powyżej, to kwestia reakcji chyba nie będzie dla Niego wielkim problemem - raczej tak szybko mu nie spowszednieją :D

I o ile z zewnątrz może to wyglądać nieco zabawnie, to będąc wewnątrz brak mi pomysłu na to, co zrobić żeby to zmienić. Jak pracować nad sobą, żeby nie zabierać Panu tego, co mu się należy.

Choć mówię to bardzo rzadko (jeśli nie nigdy), to tym razem to chyba ja jestem bezradna. A przynajmniej jeszcze nie wpadłam na rozwiązanie tej zagadki.

czwartek, 3 lipca 2014

Ciągle tylko mało i mało!

Na wstępie chciałam podziękować za wszystkie komentarze. Bardzo miło jest pomyśleć, że ktoś jednak czyta, że zagląda od czasu do czasu ;-) Dziękuje ;*

Zaniedbałam ostatnio mój własny kawałek internetu, choć na swoje usprawiedliwienie powiem, że to wszystko wina Pana, bo nie mam o czym pisać, ot co!

A oprócz tego, żeby nie było, że tak całkiem na Właściciela zwalam to chyba ostatnio mam dość... Hm.. Ciężki okres. Na szczęście zupełnie nie związany (o dziwo!) z BDSM (czy raczej GLDS), a z całą resztą. Dzień podobny do dnia i ciągle pogłębiająca się odchłań. Bleeeh.

Całkiem niedawno pisałam o tym, jak to z masochistką mam tyle wspólnego co rum z rumakiem*. Na szczęście (lub nieszczęście), ostatnimi czasy ciągle mi mało. Klapsy? Nie ma sprawy! Palcat? No problem! Bambusowy kijek? No hay problema!

I tak tylko ciągle wewnętrznie (bo zewnętrznie to odwagi mi brakuje) dopytuję: "ale czemu, kurna, tak mało?!".

No i dzisiejszego wieczoru mnie olśniło! Spłynęła na mnie ta wiedza niczym sperma po niewieścim policzku.

- Mam wrażenie, że Tobą manipuluję.
- Rozumiem.

Co "rozumiem"?! Jak "rozumiem"?! Gdzie?!

- No ale nie uważasz, że tak jest?
- Nie.
- Znaczy chcesz mi powiedzieć, że zwyczajnie ociekasz łaskowością ostatnimi czasy?
- Tak.

Z przekonaniem godnym Pana, pozostawił mnie ze szczenką na podłodze i wrócił do gry. Toż i mi nie pozostało nic innego, jak tylko zająć się własnymi sprawami. Oczywieść, najpierw szczękę z podłogi pozbierawszy.

* Wiem, że zgapiłam perfidnie to porównanie od kogoś (nawet nie bardzo pamiętam od kogo), ale jak się okazuje miłość od pierwszego wejrzenia jednak istnieje ;)

sobota, 14 czerwca 2014

Nie-BDSM

Im dłużej czytam na temat BDSM tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu: nie mam z tym nic wspólnego.

Grzebiąc w czeluściach internetu, definicji i opisów wyłania się jasny obraz:

BDSM = odgrywanie scen, zaspokajanie potrzeb erotycznych, wcielanie się w rolę, przyjmowanie
pozy, fizyczność jako główny wymiar.

Kiedy rola staje się rzeczywistością...?

A może ja jednak całkiem waniliowa jestem :D


Podczas słuchania anglojęzycznej piosenki:

P: Fajnie tak słuchać i wszystko rozumieć. A przynajmniej większość.
J: Eee, a ja nawet nie słuchałam
P: Nooo, dzisiaj gadałem z takim gościem, chyba z 15 minut gadaliśmy. <po angielsku>
J: No i...?
P: No i nie rozumiałem go ni w ząb :D

Kocham się śmiać razem z Panem :*

sobota, 7 czerwca 2014

Niedowiarek.

- Śniło Ci się coś ciekawego?

- Nie wiem czy ciekawego. Raczej bym to koszmarkiem nazwała. Śniło mi się, że byliśmy u A. i kazałeś mi pocałować ich stopy na powitanie. I ja się zbuntowałam i kazałeś A. mnie ukarać.

- No widzisz, to musisz być grzeczna.

- Pierdu, pierdu. Przecież wiem, że i tak byś tego nie zrobił.

- Mówisz :>? Jeżeli byś mnie publicznie upokorzyła i była mi nie posłuszna, to pewnie bym Cię w ten sposób ukarał.

Nie możliwe. Sny stają się rzeczywistością... Tylko dlaczego, do licha, te koszmarne?! E taaam... 

- Nie wierzę Ci, nie pozwoliłbyś nikomu innemu mieć nade mną żadnej kontroli. Nie lubisz się dzielić władzą.

- Nie dzieliłbym się władzą, miałbym pełną kontrolę nad tym co się dzieje. Nie dość, że zostałabyś dotkliwie ukarana, to jeszcze miałbym fun z tego jak bardzo jesteś speszona całą sytuacją, zanim wszystko wróciłoby do normalności.

- A ja i tak nie wierzę, że byś to zrobił. Bez względu na to co mówisz.

- To bądź grzeczna, żebyś nie musiała się na własnej skórze przekonać.

To chyba niezbyt dobre, gdy nie wierzy się własnemu Panu, prawda?

piątek, 6 czerwca 2014

Wspomnienie wypowiedzianych słów.

P: Chciałabyś sesji...?

N: To jak, wstajemy, prawda? Spóźnisz się do pracy :>

Pan tylko uśmiechnął się pod nosem, po czym poszedł się ubierać, by za chwilę zasiąść twarzą w twarz ze swoją Su przy kuchennym stole.

P: To jak, chciałabyś czy nie...?

N: Teraz już nie ucieknę, co?

P: Cóż :>

N: Wiesz... Brakuje mi tego transu. Poczucia, że reaguję na każde Twoje skinienie; nie zastanawiania się nad wykonanym poleceniem. Tego, że cała moja świadomość kręci się wokół Ciebie... Ale zwyczajnie panicznie się boję. Nie wiem jak zareaguję.

I w gruncie rzeczy na tym "dyskusja"
się zakończyła. A co zostało już raz powiedziane, nie zniknie razem z poranną kawą. Myśli można od siebie odepchnąć. Wspomnienia wypowiedzianych słów pozostają.

czwartek, 5 czerwca 2014

Ale Ty jesteś sadystą!

N: Nie mieliśmy sesji od bardzo, bardzo dawna, albo może nawet od jeszcze dawniej.

P: Wydawało mi się, że to Twoja wewnętrzna masochistka schowała się głęboko, głęboko; a nawet jeszcze głębiej ;) ***

N: Tak, ale Ty jesteś sadystą. Nie chcę, żebyś za 10 lat zostawił mnie, bo Twoje potrzeby nie są zaspokajane w związku. Albo znalazł sobie kogoś, kto zaspokoi Twoje potrzeby lepiej niż robię to ja. Mając wybierać między tymi dwiema opcjami, osobiście, wolę znieść trochę bólu uwieńczonego orgazmem.

P: Wiesz, ja Ci chyba zabronię czytać książki.

Powinnam coś dodać?

W ramach operacji "żyli długo i szczęśliwie" zaczęłam kręcić hula-hopem. Jeszcze tylko krótka chwilka i będę tak seksi, że żadna masochistyczna lafirynda mi nie podskoczy :P

*** Pan nie był aż tak zabawny, ale nie mogłam się powstrzymać :D

EDIT:

W trakcie tej samej rozmowy:

P: Ale chyba jesteś zadowolona. W końcu masz relację czysto emocjonalną, bez bólu i aspektu fizycznego.

Chyba nie do końca tak sobie to wyobrażałam. I chyba nie tak powinnam była się poczuć słysząc te słowa...

środa, 4 czerwca 2014

Dorosłam do posłuszeństwa?

Ostatni weekend upłynął nam pod znakiem tworzenia krótko i długoterminowych celów. Celów, do których osiągnięcia będę potrzebować Pana.

Rozmowa na temat "metod motywowania":

P: Opcje są dwie. Albo mogę Ci przypominać, a działanie będzie zależało od Twojej silnej woli, albo mogę Cię do tego zmusić.

J: Przypominać mogę sobie sama. Potrzebuję tego, żebyś nie pozwolił mi się poddać, żebyś mnie zmusił jeśli w danym momencie nie będę tego chciała. Jeżeli nie będę w tym systematyczna - nie uda mi się.

P: Zapamiętaj dokładnie to, co teraz powiedziałaś :> Zrób zdjęcie, zapisz w kalendarzu czy coś - potrzebuję jakiegoś namacalnego dowodu, że te piękne słowa wyszły z Twoich ust :D

J: Bardzo śmieszne :P Ale wiesz... Obserwując siebie, swoje zachowanie i podejście dochodzę do wniosku, że dorosłam do wykonywania Twoich poleceń. Po prostu, bez buntu i walki o każdą pierdołę.

Co powiedziałam, to powiedziałam, ale przemyślenia nadeszły dopiero z czasem. Naprawdę dorosłam? Naprawdę się nie buntuję?

Odpowiedź przyjdzie chyba dopiero wtedy, gdy sprawa stanie na ostrzu noża.

Happy ostatnio podsumowała mnie tak (przynajmniej parafrazując): "Ty potrzebujesz walczyć. Twoje posłuszeństwo wynika z tego, że walkę o władzę wygrał Pan - wtedy osiągasz swoje katharsis".

Zapytałam Pana czy rzeczywiście tak jest. W końcu On zna mnie najlepiej.

- Na początku, na pewno tak. Ale czy teraz? Chyba już nie.

Podsumowanie?

A pieron mnie wie, jak to ze mną jest :D

wtorek, 27 maja 2014

GLDS

Czasem zastanawiam się nad rolą dominującego w BDSM 24/7 czy Gorean Lifestyle (lub w czymś pomiędzy co byłoby idealną nazwą dla naszego związku - GLDS??).

Sama relacja, raczej jasno określa gdzie zaczyna, a gdzie kończy (lub nie kończy) się władza Pana, ale gdzie w tej władzy miejsce na romantyczne uczucie, rozczulenie czy zwyczajną ludzką słabość? Czy gdy rozmowie podlega temat ważny, istotny dla obojga, Pan może ukrócić Suczy entuzjazm i sprowadzić ją do roli pieska z tylnej szyby małego Fiata? Czy kiedy jedna ze stron desperacko potrzebuje władzy (czy to przejawiać czy odczuwać), to czy druga strona może po prostu się wycofać, odmówić?

Wszystko można, ale nie wszystko popłaca.

Tylko co, gdy ta desperacka potrzeba jest nieustannie, zawsze, ciągle, bez przerwy obecna?

Pan czasami miewa dni, kiedy zdecydowanie nie po drodze jest mu rola silnego, nie znoszącego sprzeciwu mężczyzny. Czasem miewa dni, niemalże jak normalny, śmiertelny człowiek, kiedy zupełnie nie ma "klimatu" i potrzebuje po prostu odpocząć. Poleżeć, patrząc w sufit.

Właśnie wtedy, w moim suczym łebku zapala się czerwona kontrolka pod burgundowym napisem: "ZACZEPIAĆ PANA!". I choćby nie wiem jak się starać, to nie sposób jej zignorować.

Z czego to wynika...? Przypuszczać pozostaje mi jedynie, że z wielu czynników. Choć niewątpliwie jednym z nich jest nieustająca obecność relacji przez ostatnich kilka miesięcy. Kiedy jej nie ma, odczuwam zmianę, której zdecydowanie odczuwać nie chcę, w związku z czym z uporem maniaka staram się uzyskać powrót do normalności.

Na szczęście Suka nie zwierze, kontrolować się potrafi i kiedy Pan potrzebuje spokoju, nie pozostaje nic innego jak tylko się dostosować - choć z niemałym trudem :)

To z kolei prowadzi mnie do przemyśleń dotyczących roli Pana i niewolnicy. Dużym zadaniem jest bezwarunkowe posłuszeństwo bez urlopów, ale chyba jeszcze większym bezwarunkowa odpowiedzialność i władza. Nawet wtedy, gdy samemu jest się bezsilnym i zwyczajnie zmęczonym. Taak - projekt GLDS wymaga bardzo wiele od obydwu stron.

Co ciekawe, nadal nie nauczyłam się, by nie przejmować roli Pana. Poczucie winy i wysokie wymagania względem samej siebie nadal powodują, że zupełnie ignorując zdanie i osąd Właściciela, obwiniam się za każde możliwe niedociągnięcie. Nawet jeśli Pan nie widzi powodu do obwiniania kogokolwiek - ba! nie widzi nawet problemu samego w sobie.

Kto przekorą wojuje, od przekory ginie!

Siedzimy na łóżku. Zaczepiam w każdy możliwy sposób, byle tylko przyciągnąć uwagę Pana.

- No dobrze, podaj palcat z szuflady.

Iskierki w oczach i przekorne "nie" na ustach.

- No podaj, proszę :>.

Przekornie kręcę głową, niczym prawdziwa suczka, która bawi się ze swoim Właścicielem. Nie poddam się tak łatwo - dzisiaj nie do końca oczekuję delikatnego klepania.

-Nie!
- No dobrze, no to nie :>.

Pan w ogóle nie potrafi się bawić, ot co!

piątek, 23 maja 2014

Orgazm mentalny

Ja jestem jednak jakimś cholernym dziwakiem. 

Normalni ludzie, po czterech latach związku, w najlepszym przypadku patrzą na siebie obojętnie. W najgorszym - rozmyślają nad złożeniem papierów rozwodowych, które następnie w 7. roku małżeństwa składają. 

Normalni ludzie po czterech latach związku, wrzeszczą o skarpetki, cieszą się na myśl o samotnie spędzonym poranku, wykorzystują wolny czas. Ci sami normalni ludzie, przypominają mi Laskę z filmu "Chłopaki nie płaczą" z jego słynnym: "otwórz drzwi, ja w zeszłym tygodniu ściszałem telewizor".

A ja...? 

A ja jestem niepocieszona kiedy Pan wychodzi do pracy. Po 40 minutach gdy Go nie ma, już najchętniej  bym się do niego przytuliła. Kiedy wraca do domu, jestem najszczęśliwszą istotą pod Słońcem; a kiedy mnie przytula po powrocie, czuję jakbym na moment znikała, jakby istniał tylko On i nic więcej. Kiedy siedzimy w jednym pomieszczeniu, a On niespodziewanie dotyka mojej dłoni, oczy zamykają się samoistnie, a z ust wyrywa się jęknięcie podobne do tego, które wyrywa się, gdy ciepłe wargi zamykają się na rozochoconym sutku. 

Mentalny orgazm, psia kość. 


piątek, 9 maja 2014

Znów karana?

Relacja, która nas łączy nie opiera się na posłuszeństwie, wbrew temu co mogło się do tej pory wydawać, ale na pobudkach i tym wszystkim, dzięki czemu do aktu posłuszeństwa dochodzi.

Nie liczy się, że z moich ust pada: "Jeśli sobie życzysz, skorzystaj ze mnie"; liczy się natomiast powód, dla którego tak powiedziałam, poczucie skrajnego oddania i przynależności, poczucie istnienia dla drugiej osoby i porzucenie własnych odczuć i pragnień.

Właśnie z tego względu, w pewnym momencie naszej relacji, Pan przestał mnie karać. To, co oczami postronnego obserwatora wyglądało jak kara, tak naprawdę było tylko pewnym rytuałem, określeniem momentu, w którym winy zostają odpuszczone. "Kary" nie były dotkliwe, nie powodowały łez, nie były zapamiętywane na długo. Dlaczego? Bo nie było to potrzebne. Moje posłuszeństwo opierało się na nie gasnącej chęci dawania z siebie jeszcze więcej. Gdzie tu zatem powód do kary...? Czy włożenie 100% swoich możliwości zasługuje na karę...?

Po wczorajszym wieczorze nie pozostało mi jednak nic innego jak tylko poprosić Pana o dotkliwą i surową karę. Powód? Wycieńczona zasnęłam w bieliźnie, w której spać mi nie wolno.

Wspomniany postronny obserwator może stwierdzić: "W czym problem...? Wielokrotnie zasypiałaś i nie byłaś karana". Gdzie tu logika? Kładąc się do łóżka liczyłam się z tym, że mogę zasnąć; nie doczekać powrotu Pana. Wiedziałam czym ryzykuję, a jednak postawiłam własne lenistwo ponad posłuszeństwo.

Jakiś czas temu usłyszałam od Pana:

- Jestem bardzo zadowolony z Twojego zachowania. Od bardzo długiego czasu zachowujesz się w sposób, który powoduje nie tylko zadowolenie, ale wręcz dumę. Jeszcze nie nadszedł właściwy moment, byś otrzymała swoją obrożę, ale chciałbym ją mieć pod ręką, gdy będziesz na nią gotowa.

Wczorajszy wieczór wystarczająco dosadnie udowodnił, że chwila, w której będę gotowa, by chłodny materiał obroży dotknął mojej skóry, nie jest aż tak blisko jak przypuszczałam.

A to z kolei uświadomiło mi, jak niewłaściwym było przypuszczać cokolwiek.

środa, 30 kwietnia 2014

Szkoła BDSM im. Arystypa z Cyreny

Kiedy zaczynałam moją przygodę z klimatem, trafiłam do miejsca, które mocno wpłynęło na moje życie, ukształtowało postrzeganie tego, kim jestem dzisiaj, dało podstawę do zrozumienia, co tak naprawdę oznacza "do kogoś należeć".
Mowa o tytułowej Szkole BDSM im. Arystypa z Cyreny, nieistniejącej już stronie internetowej, dzięki której odkryłam czym jest i na czym polega ta specyficzna relacja oraz o miejscu, gdzie poznałam mojego pierwszego, wirtualnego Pana.

Strona była rzeczywiście utrzymana w konwencji szkoły. Jednym z głównych działów była ogromna biblioteka wykładów o BDSM. Słowniki wyrażeń, opisy technik, zasady bezpieczeństwa, mechanizmy psychologiczne i reguły, które definiowały relację, pozwalały nazwać to, co już istniało, wpisać się w pewne określenia i społeczności.
Całość prowadzona była przez grono osób o szerokim doświadczeniu i wiedzy, a jednak treści pozbawiono pierwiastka "preferencji" i "oceny" - a przynajmniej ja pamiętam to w ten sposób. Jak się okazuje, niektóre publikacje z tego działu były pracami zaliczeniowymi studentów psychologii (czy jest to plus czy minus, pozostawiam ocenie każdego).
Co ciekawe, członkiem tej społeczności nie zostawało się tylko i wyłącznie na podstawie "chcę" (a najlepiej z dodatkowym tupnięciem nóżką). Oczywiście - wykłady czy dyskusje spisane w formie wykładów, czytać mógł każdy. Jednakże strona posiadała również swój własny czat, na który hasło można było otrzymać wyłącznie od administracji i to wyłącznie po dobrym wytłumaczeniu dlaczego chciałoby się przystąpić do rozmowy.

Dzisiaj, z perspektywy czasu, doceniam jeszcze jeden aspekt - jednolitość. Nie mam pojęcia w jaki sposób osoby prowadzące tę stronę dochodziły do porozumienia, ale całość przedstawiała jednolity pogląd oraz jedną, spójną definicję tego, czym BDSM jest, a czym nie jest. Treści, które pojawiały się w tym serwisie mogli publikować tylko i wyłącznie ludzie do tego upoważnieni przez administrację, którzy jednocześnie zostali uznani za kogoś posiadającego chociaż odrobinę oleju w głowie.

I właśnie tego brakuje mi w każdym "klimatycznym" miejscu. Spójności i jednolitości. Dzisiaj każdy, posiadając w domu stałe łącze, jest dla siebie (i  niestety bywa również dla innych) alfą i omegą. Kochamy tworzyć swoje własne definicje i kochamy budować własne teorie. Dzisiaj nie ma sensu zadawać pytania "kim jest uległa?" chcąc uzyskać konkretną informację, bo odpowiedzieć może każdy - nawet ten, kto nie ma zielonego pojęcia o czym pisze.

Pozostaje pytanie: po kiego grzyba ten post? Tylko i wyłącznie dla otarcia łezki tęsknoty za kompetencją, profesjonalizmem i precyzyjnością w przedstawianiu BDSM.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Marzenia vs. rzeczywistość

Podobno człowiek uczy się o samym sobie przez całe życie.

Nie sądziłam, że rzeczywistość będzie tak odmienna od marzeń. Dużo bardziej intensywna. Burzliwa. 

Ona wie kim jestem dla mojego Pana. Ba! Nie tylko wie, ale również rozumie. 
Kiedy razem z Panem prowadziliśmy wideokonferencję z Nią, Jego ciepła dłoń gładziła mój policzek, błądząc to tu to tam - od skroni, przez usta, po szyję. Czując się niczym nie skrępowana, delikatnie zaczepiłam zębami o skórę Jego kciuka, gdy ten znalazł się wystarczająca blisko by ugryzienie pozostało niezauważone przez Obserwatorkę. 

Reakcja zaskoczyła mnie bardziej niż przypuszczałam. 

Delikatny, acz zdecydowany policzek spowodował chwilowy paraliż. Lekka panika. Widziała? Zauważyła? Nic na to nie wskazywało, choć delikatne napięcie jeszcze przez chwilę utrzymywało się we wszystkich moich członkach. 

Zostaliśmy sami. Tylko ja i On. 

- Uderzyłeś mnie. 
- Bo mnie ugryzłaś. 
- Nie sądziłam, że wzbudzi to we mnie tak silne odczucia. 

Kocham ten ciepły uśmiech, który pokazuje tak dokładnie, że Jego działanie było przemyślane. Nie jakiś zbieg okoliczności, a zamierzone działanie; dokładnie opracowany plan, który miał przynieść konkretne efekty. 

- Wiem Ni, wiem. 

Wiele razy marzyłam o tym, że świat, który mnie otacza wie, że dla Pana jestem Jego własnością. I o ile sama świadomość tej wiedzy jest dla mnie mało istotna, to fakt że bez względu na wszystko Pan traktuje mnie jak swoją Własność, daje mi pewną satysfakcję i mieszankę uczuć, które dalece przerosły moje najśmielsze oczekiwania. 

sobota, 12 kwietnia 2014

O Marioli słów kilka.

Wracając do domu:

(Ja) - Wiesz co, chyba ciężko być tak w pełni niewolnicą jeśli się kocha. Miłość jest zazdrosna. Chyba bym odeszła, gdybyś zdecydował się na kogoś jeszcze.
- Naprawdę?

Chwila zastanowienia. Wyobrażenie mojego życia bez Niego...

- Nie, nie zostawiłabym Cię...
- No właśnie... Wolałabyś przeboleć ten jeden czy dwa dni w miesiącu, gdy byłbym z inną niż spędzić resztę życia beze mnie... Przerąbane nie :D?
- Eh, strasznie.
- No to jak już weszliśmy na ciężkie tematy, to jutro przedstawię Ci Mariolę :P
- Aleś Ty durnyyyy! :P

Znów chwila ciszy. Z bananem na ustach.

(Ja) - Co byś zrobił jakbym się teraz rozpłakała i powiedziała, że ja nie chcę żebyś się spotykał z żadną Mariolą ani inną?
- Zostawiłbym Cię tu.
- Jak to zostawił?! Tak bez słowa?!
- Oczywiście, że nie! Powiedział bym Ci, że jak durna jesteś, to Cię tu zostawiam.
- I nie powiedziałbyś mi, że żartujesz?
- Nie.
- Okrutny jesteś. Naprawdę.
- Wiem :D

Nie wiem czy banan na Jego ustach powinien mnie cieszyć czy przerażać :). 

środa, 9 kwietnia 2014

Snu część ostatnia

Jeszcze raz pragnę tylko podkreślić, że nigdy czegoś takiego nie przeżyłam i nie mam pojęcia czy opisane przeze mnie przeżycia są współmierne do rzeczywistości ;) 


Ku mojemu zaskoczeniu, palce Pana zastępuje cienka rurka i natychmiast wpływa we mnie letnia ciecz. Szarpię się delikatnie, co sprawia że uczucie jest jeszcze bardziej nieprzyjemne niż mogłoby się wydawać. Chyba już nigdy nie oduczę się panikować. Staram się rozluźnić tak bardzo jak to tylko możliwe w tej pozycji i z wpatrzonymi we mnie dwiema parami oczu. Woda płynie wypełniając mnie coraz bardziej powodując coraz większy dyskomfort. Kiedy już czuję, że więcej mogę nie wytrzymać, Pan zastępuje rurkę korkiem, zamykając we mnie całą wpompowaną wodę. Nie jestem przygotowana zarówno na tak intensywny ruch jak i na przyjęcie korka niemałych rozmiarów. Zaskoczona, głęboko nabieram powietrza w płuca i w ostatniej chwili powstrzymuję krzyk.

Właściciel staje tuż za mną. Gładzi moje plecy i pośladki. Stoi bardzo blisko. Tak blisko, że czuję jak jego twardy już członek napiera na mój pośladek przez cienki materiał spodni. Przez myśl przebiega mi przerażająca myśl, że gotów jest ze mnie skorzystać właśnie teraz, kiedy nawet najmniejszy ruch powoduje ból wypełnionego po brzegi podbrzusza. Odrzucam ją natychmiast. Wydaje mi się zbyt nierealna i zbyt przerażająca by brać ją za realne „zagrożenie”.

Wtem zdaję sobie sprawę z kolejnego poważnego błędu jaki popełniłam. Zaaferowana tym co się dzieje i tym, co jeszcze może się dziać, przestałam panować nad wzrokiem. Łapię się na błądzeniu oczami po ścianach i zaciskaniu powiek, gdy przez brzuch przechodzi kolejna fala bólu. Zerkam na naszych gości i z przerażenie stwierdzam, że o ile uległa błądzi wzrokiem byle tylko nie musieć patrzeć na to, co dzieję się przed jej oczami, o tyle mężczyzna przygląda mi się intensywnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Rzuca przelotne spojrzenie gdzieś za moje plecy, po czym ponownie skupia wzrok wyłącznie na mnie.

Każdy mięsień zaczynając od podbrzusza na szyi kończąc napina się, gdy Pan bez ostrzeżenie dotyka mnie w najczulszym miejscu między moimi nogami. Dopiero teraz czuję jak bardzo cała sytuacja była dla mnie podniecająca. Równie nagle jak zaczął mnie dotykać, równie nagle przestaje. Intensywnie czuję swój własny zapach, kiedy przed moimi oczami lądują lepkie od wilgoci palce.

- Nie mogę Cię przecież zostawić niezaspokojoną, prawda Ni?
- Panie... Wybacz mi, proszę Cię...

Nic więcej nie jestem w stanie wykrztusić. Czuję jak Pan wstaje za mną, słyszę jak rozpina rozporek i wchodzi we mnie zdecydowanym, szybkim ruchem. Czuję jak z każdym kolejnym ruchem, płyn znajdujący się we mnie przelewa się powodując ból, jeszcze bardziej spotęgowany przyciskającym mnie do blatu pasem. Przyjemność miesza się z cierpieniem. Choć tym razem to drugie znacznie przeważa rozkosz. Po moich policzkach płyną ogromne łzy, choć nawet nie śmiem zaszlochać. Poddaję się ruchom Pana tak długo, aż w końcu czuję delikatne drżenie wewnątrz mnie. Z ulgą stwierdzam, że brak ruchu zdecydowanie poprawia zdolność do trzymania języka za zębami. Niedługo jednak dane mi jest zaznać spokoju.

Wszystkie mięśnie napinają się bardzo mocno, gdy Pan przykłada do mojej łechtaczki wibrator na najwyższych obrotach. Niczym potężne igły ból przeszywa wrażliwe już na najmniejszy ruch partie mojego ciała, a kiedy palce Właściciela wdzierają się głęboko we mnie, orgazm a z nim kolejna dawka bólu przychodzi niemalże natychmiast.

Pan gładzi mój pośladek a ja z półprzymkniętymi oczyma oddycham ciężko, dumna z zachowanego milczenia. Czuję delikatną skórę dłoni Pana, gdy odwiązuje moje nogi i bardzo delikatnie odpina pas przytrzymujący mój tułów. Po chwili jestem wolna, choć nadal nieruchomo przylegam do blatu stołu.

- Do łazienki. Już.

Nie wierzę własnym uszom. Chyba nie każe mi tego wszystkiego z siebie wydalić, kiedy nasi goście będą siedzieć w drugim pokoju. Dochodzę do wniosku, że on po prostu chce, bym myślała że to zrobi. Tak. To musi być kolejna część mojej kary.

Z trudem podnoszę się ze stołu. Każdy krok powoduje ból i wrażenie, że korek zupełnie nie chroni mnie przed pozbyciem się całej zawartości podbrzusza tutaj. Na środku pokoju.

- Do wanny.

Te słowa wcale mnie nie pocieszają. Oznaczają potężny krok, który muszę wykonać a to oznaczać może tylko jedno. Przez chwilę niepewnie patrzę to na brzeg wanny to na Pana. Ostatecznie wygrywam walkę z samą sobą. Zaciskam powieki. Chwila cierpienia i zadanie wykonane. Zerkam na Pana i bez zaskoczenia stwierdzam, że tuż obok niego klęczy ona. Pokornie spuszczony wzrok. Nie śmie patrzeć.

- Kucnij.

Bez zastanowienia wykonuję polecenie. Pan włącza prysznic ustawiając go bezpośrednio nad moją głową. Niemalże czuję jak cały mój starannie wykonany makijaż spływa bezpowrotnie do ścieku pozostawiając moją twarz w opłakanym stanie. Wiele dałabym i wiele gotowa byłabym wycierpieć by żadne z nich w tej chwili na mnie nie patrzyło.

- A teraz sama wyciągniesz korek analny. Szarpnięciem. Jeśli uznam, że zrobiłaś to zbyt delikatnie, powtórzymy całą procedurę.

Podnoszę wzrok. To nie może być naprawdę. On żartuje. Nie każe mi przecież tego robić. Tuż za Panem stoi nasz gość. Przygląda mi się badawczo. Szarpie za trzymaną w dłoniach smycz, dając swojej Su znak, że nie patrzy na mnie, że jest nieposłuszna. Na reakcję nie musi czekać długo. W przeciwieństwie do mojego Właściciela. Całą wieczność trwa zanim głośno szlochając wykonuje polecenie. Nie patrzę na nich. Nie muszę. Wystarczy, że wiem że patrzą. Że analizują i że czują.

Kiedy wszystko zniknęło, Pan wyłącza prysznic. Zapada głucha cisza, w czasie której nawet nie śmiem popatrzeć na obecnych. Najchętniej zniknęłabym w tym odpływie razem ze wszystkim co w nim zniknęło. Czuję dłoń Właściciela na swojej brodzie. Podnosi moją głowę.

- Mam nadzieję, że nigdy więcej nie upokorzysz mnie w żaden sposób. Moja Suka nie jest na tyle głupia, by nie poradzić sobie z prostym egzaminem. Nigdy byś nią nie została gdybym nie był pewien, że tak jest. Pamiętaj o tym. Teraz tu posprzątasz. Ogarniesz się. Założysz sukienkę którą lubię najbardziej i wrócisz do nas do salonu. Czy to jest jasne?


Kiwam głową. Pan wyciąga z kieszenie dwie klamerki, które lądują na moich sutkach. Nie te, którymi mnie kara. Te które bardzo lubię, które pozwalają mi czuć się Jego własnością. Sukienka, którą lubi, odsłania całe moje piersi dzięki czemu klamerki są świetnie widoczne dla wszystkich. 
Gotowa i pachnąca przychodzę do salonu. Spuszczam wzrok, nie chcąc widzieć wzroku nikogo z obecnych. Zbyt mi wstyd. Tym razem z powodu tego, co zrobiłam. Pan podchodzi do mnie, zapina mi na szyje obrożę i każe uklęknąć tuż obok swoich nóg. Tam gdzie zawsze jest dla mnie miejsce. 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Kolejna część snu...

Przyznam bez bicia, że zupełnie zapomniałam o opublikowaniu dalszych części. Dla ułatwienia dopinam linki do dwóch poprzednich :)

CZĘŚĆ 1
CZĘŚĆ 2


- Ni, będziemy mieli dzisiaj gości. Bez obiadu. Chciałbym jednakże, żebyś wzięła kąpiel i przygotowała przekąski. Nie koniecznie w tej kolejności ;)

Kiwam głową po czym wstaję, zajmując się tym o co poprosił mnie Pan.  Zastanawiam się dlaczego Pan nie powiedział ani słowa na temat mojego egzaminu i dlaczego nadal nie wiem czy rzeczywiście jest na mnie zły. Przecież sam przygotowywał mnie do tego egzaminu, więc doskonale wie jak duża część materiału nadal była dla mnie ciężka do pojęcia i że wbrew temu, co sam twierdził, nadal robiłam głupie błędy, które mogły mnie zdyskwalifikować w drodze po zaliczenie.

Czysta i pachnąca siadam przy Panu analizując wyraz jego twarzy. Nie pozostało na niej nic z rozdrażnienia, a jedynie lekka zaduma i może zmartwienie. Aż tak go zawiodłam? Pan zerka na zegarek, podnosi się i idzie do łazienki.

- Panie, jak wiele osób przyjdzie? Nie wiem czy przygotowałam wystarczającą ilość przekąsek.
- Spokojnie Ni, tylko jedna para.

Brzdęk dzwonka do drzwi przerywa moje przemyślenie. W popłochu szukam szpilek i pod groźnym, pospieszającym wzrokiem Pana otwieram drzwi. Goście to nie kto inny, jak jedna ze znanych nam par. Szeroki uśmiech na twarzy Domina i leciutka, łańcuszkowa obroża na jej szyi pięknie się razem komponują. Przez moment, oczami wyobraźni widzę siebie, która w szerokiej obroży z klamerką na języku idzie u boku Pana. Ukłucie żalu. W końcu nie przeprosiłam...

Zapraszam gości do środka, odbieram ich płaszcze, zadaję standardowe pytanie. O napoje, o jedzenie czy temperaturę. Pan prosi ich dalej, sadzając przy stole. Dziewczyna nie siada na krześle. Z dumnie uniesioną głową klęka przy nogach swojego Właściciela. Wygląda na to, że obrożę otrzymała całkiem niedawno. Jak ja kiedyś. Widzę ciepły uśmiech w oczach mojego Pana gdy spogląda na Sukę swojego przyjaciela. Jego twarz pochmurnieje, gdy przywołując mnie, sadza mnie na krześle, obok niego. Początkowo nie dociera do mnie co powiedział. Oczywistym wydawało mi się, że również podkreśli moją przynależność do Niego, pozwalając mi uklęknąć przy Jego stopach. Pan chwyta mnie za włosy i mocnym szarpnięciem sadza na krześle. Spuszczając wzrok widzę jedynie delikatny uśmiech na twarzy naszego gościa i dumę w oczach jego Suki. Ich rozmowa toczy się dalej jak gdyby nigdy nic. O nowych  gadżetach, o samochodach i o stosowanych przez nich karach.

-Jeśli już o tym mowa. Nisza. Rozbierz się i stań w rozkroku. Tyłem do nas.

Podnoszę wzrok by kontrolować sytuację. Wszyscy są śmiertelnie poważni. Przecież nie mogę się sprzeciwić. Najwyżej Pan mnie powstrzyma... Mam nadzieję, że powstrzyma.

Staję  na środku pokoju i powolnymi ruchami wyplątuję się z sukienki. Kiedy materiał odkrywa moje nagie pośladki nie mam już wątpliwości że to nie żart i niestety pozostanę naga.  Pan nigdy nie był zbyt przychylnie nastawiony do wspólnych sesji czy chociażby do przejawiania w stosunku do mnie większej uwagi w miejscach publicznych. Wiedząc to, moje zaskoczenie wzrasta z minuty na minutę. Stoję tyłem do wszystkich. Splatam za plecami dłonie jako znak mojego poddania się. Nie widzę Pana, ale wiem, że lekko się uśmiechnął.

- Niszo, zawiodłaś mnie dzisiaj i przyniosłaś mi ogromny wstyd jako Twojemu Właścicielowi, ale również jako temu, który przygotowywał Cię do tego egzaminu. Podjęłaś własną decyzję i nie zapytałaś mnie o pozwolenie. Kara jest dotkliwsza, ponieważ oprócz nas dwojga o Twojej krnąbrności wiedzą również wszyscy wokoło – a przynajmniej dowiedzą się podczas ogłoszenia wyników. Nigdy nie karałem Cię publicznie, jednakże nigdy nie przyniosłaś mi publicznie takiego wstydu. To, co dzisiaj przeżyjesz, przeżyjesz patrząc w oczy naszym gościom. Przyglądaj się uważnie jak wygląda grzeczna Suka.

Te ostatnie słowa zabolały najbardziej. W moich oczach pojawiły się łzy. Nie sądziłam że moje zachowanie było aż tak dla Niego... upokarzające. To chyba dobre słowo.

Usłyszałam hałas przestawianych mebli i ogólny rozgardiasz.

- Odwróć się.

Przede mną stoi stół, jednakże zupełnie pusty – nawet mój ulubiony obrus został gdzieś zabrany. Przy stole nie ma już także gości. On siedzi wygodnie w fotelu, ze swoją Suką ułożoną przy stopach. 

- Oprzyj się brzuchem o stół. Ręce wyciągnij przed siebie. 

Szybkimi ruchami Pan przywiązuje mojego kostki do nóg stołu. Gruby, ciężki pas unieruchamia mój tułów przyklejony do blatu. Właściciel zaciska go dość mocno. Pod brodą umieszcza malutką poduszeczkę, dodając: 

- Chcę byś cały czas patrzyła na naszych gości. Nie wolno Ci zaciskać powiek. I ani słowa. Nie chcemy tutaj żadnych scen. W końcu jesteś już na tyle dobrze wytresowana, że potrafisz trzymać język za zębami. Prawda? 

Powątpiewanie w Jego głosie boli bardziej niż przypuszczałam. Nawet jeśli wiem, że również te słowa są częścią mojej kary. Nie wiem czy bardziej nie chcę patrzeć na nią – uosobienie pokory i dumnej niewolnicy; czy na niego – nieodgadniony wyraz twarzy, który może oznaczać wszystko, włącznie z pogardą, której chyba nie zniosę. 

Cała drżę nasłuchując co dzieje się za moimi plecami. Upokorzona do granic możliwości. Przerażona tym, co może nastąpić. Czuję ciepłą dłoń Pana na moim pośladku. Nawet nie spodziewam się chłosty. Nie urządzałby całego przedstawienia dla klasycznego zlania mi tyłka. Gładzi mnie niebezpiecznie blisko odbytu. Po lekko podnieconym uśmiechu naszego gościa wnioskuję, że wyraz mojej twarzy dokładnie pokazuje jak bardzo się boję i jak bardzo wstydzę się – tego co zrobiłam i tego co właśnie się dzieję. 
Pan – już bez zbędnych ceregieli – nabiera odrobinę żelu nawilżającego i zaczyna wmasowywać go okrężnymi ruchami raz za razem wgłębiając się kawałek dalej w moją pupę. W ostatniej chwili powstrzymuję jęk bólu. I wiem, że On to wie.  Wie to również para siedząca tuż przed moimi oczami. 

środa, 2 kwietnia 2014

Pan wykorzystany

Obudziłam się dziś rano. Ocierałam się, dotknęłam, pocałowałam, pieściłam...

A potem z tonem głosu towarzyszącym dłoniom opartym o biodra zażądałam seksu. Ba! Zażądałam, żeby Pan był na górze :D

Na koniec, Pan zapytał czy chcę dojść. Odpowiedź była przecząca :D

- Czujesz się wykorzystany, Panie? - zapytałam z niewinną miną?
- Tak! Bardzo!

Niechcący diabelski uśmieszek mi się wymsknął przy okazji. Cóż - w końcu przyszła moja kolej.

poniedziałek, 31 marca 2014

Tytuł

Nie wszystko w zachowaniu uległej jest zero-jedynkowe. Grzeczna - niegrzeczna.

Kiedy analizuję swoje zachowania, gotowa jestem odebrać sobie wszelkie prawa jakimi do tej pory obdarzył mnie Pan. Czy naprawdę jestem aż taka beznadziejna?

Pan powiedziałby, że jestem aż tak głupia :P

Ciągle zapominam w tym, swoim egoistycznym łebku, że Pan zna mnie na wylot, dzięki czemu robi i osiąga dokładnie to czego On sam chce. Nie zawsze Jego oczekiwania pokrywają się z moimi poglądami na to, co powinnam a czego nie powinnam.

Czasami bywa też odwrotnie - Pańskie "co powinnam a co nie" nie pokrywa się z moimi oczekiwaniami :P

Pan ostatnio chwali mnie w najmniej spodziewanych momentach, za najmniej spodziewane rzeczy i z jeszcze bardziej zaskakujących przyczyn. Nazywa mnie w sposób, do którego nie wierzyłam że kiedykolwiek dotrę. I pewnie chodziłabym z wysoko podniesioną głową, gdyby nie fakt, że nadal do mnie to nie dociera. Słowa mają ogromne znaczenie i niosą ze sobą potwornie silne emocje, choć fakty nadal do mnie nie docierają.

Może kiedy w końcu dotrą, podzielę się szczegółami i radością :)


Miałam czytać książki, szkolić języki i w ogóle planów miałam ilość zastraszającą. Tylko co z tego, skoro cały mój czas poświęcam nowemu "dziecku", które razem z Happy Slave staramy się przywieść do życia (czy jakkolwiek inaczej się to mówi ;)).  Co to za "dziecko"? Forum w klimacie BDSM:

KLIK

Dodatkowy link można znaleźć z prawej strony mojego bloga :) Na razie jeszcze trochę wieje pustkami, ale mam nadzieję że z czasem, wspólnymi siłami, uda się zbudować tam coś fajnego :-)

O ile do tego czasu Pan nie urwie mi uszu za ilość czasu jaką temu poświęcam :>

środa, 26 marca 2014

Lenistwo

- Kochanie... Strasznie się dzisiaj lenie, wiesz?
- I bardzo dobrze.
- Jak to dobrze?! Przecież tak nie można!
- To ja decyduje co można a co nie - moja jesteś.

Tia :D

wtorek, 25 marca 2014

Uległość nie istnieje?

Analizując zachowania uległych, które znam i moje własne, doszłam do wniosku, że uległa według standardów jakie wyznaczam uległości nie istnieje.

Zabrzmiało groźnie. A konkret?

Konkret to dość skomplikowana kwestia. Ktoś kiedyś mi zarzucił, jak wiele mówię o tym co uległa powinna, a czego nie powinna; a zupełnie nie widać skutków tego w moim zachowaniu. Nie wiele od tamtego czasu się zmieniło.

Zmienić się, nie zmieniło ale pozwoliła ukształtować kolejny z serii "najmądrzejszych-ze-wszystkich-mądrych" wniosków. Zbierając do kupy to wszystko, co uważam za zachowania Suki niegodne, stwierdziłam, że jeszcze się taka nie urodziła, co by moim standardom sprostała.

<Czy ja naprawdę zawsze muszę pisać tak kontrowersyjne wypowiedzi :P?>

Czytając blogi, słuchając historii, widząc różne sytuacje, pojawił się pewien "katalog" tego, co według moich standardów uległej w związku 24/7 "przystoi" a co nie koniecznie. Oczywiście - dokładnie tak, jak wyglądało to w przypadku "świata doskonałego - pełnego uległych i dominów"- nie każdy musi się z tym zgadzać.


1. Czy jeśli Pan nie życzy sobie, by uległa nie pracowała (lub właśnie pracowała), to bez względu na chęci, Suka powinna się podporządkować?

Tak. Bez najmniejszego sprzeciwu i "ale".

2. Czy jeżeli Domin każe wykonać uległej jakieś polecenie, to czy zwłoka jest akceptowalna (bo np. teraz akurat sobie leżę, a zadanie nie zając nie ucieknie lub jestem w tej chwili zajęta, bo zamawiam coś przez Internet)?

Nie. Bez względu na to co robi Suka, zadanie powinno być wykonane niezwłocznie, chyba że Pan widząc że uległa przerywa wykonywaną czynność, postanowi inaczej (pozwoli jej najpierw dokończyć).

3. Czy jeżeli Władca podejmuje decyzję o konkretnej, właśnie wykonywanej przez uległą czynności to wchodzą w grę pertraktacje (ale może być za chwilę? A mogę jeszcze?)?

Tak. Pod warunkiem że polecenie zostaje natychmiast wykonane, a pertraktacje mają miejsce PO wykonaniu zadania lub w trakcie jego wykonywania.

4. Czy uległa ma prawo w jakichkolwiek warunkach podnieść głos na swojego Właściciela?

Nie. W żadnych warunkach nie przysługuje jej takie prawo. Jest to brak szacunku. 

5. Czy uległa ma prawo do wyrażania pretensji w stosunku do decyzji Domina?

Nie. O ile Pan zapyta, uległa może wyrazić swoją opinię, nie oczekując jednocześnie zmiany decyzji pod wpływem tego co powie . 

6. Czy Suka ma prawo do słowa bezpieczeństwa?

 Pytanie-lincz. Ma prawo do słowa, które ma chronić jej bezpieczeństwo. Nie ma prawa do użycia słowa, ponieważ w danej chwili "zabawa" przestała jej się podobać. Oddała swojemu Panu całe swoje ciało do dyspozycji, a nie tylko wtedy gdy sama ma na to ochotę. Odsyłam również do pytania nr. 12. 

7. Czy uległa może czuć się ukarana niesprawiedliwie?

Nie. Bo to nie do niej należy ocena, czy kara była sprawiedliwa czy nie. Może wyrazić swoje wątpliwości, pod warunkiem, że usiłuje zrozumieć sens kary a nie wykazać jej niesprawiedliwość. 

8. Czy uległa ma prawo do publicznego nie zgadzania się z Panem?

Tak, pod warunkiem że nie podważa Jego autorytetu i nie ośmiesza go, udowadniając swoje racje. 

9. Czy uległa każdym swoim czynem i postawą świadczy o swoim Panu?

Tak, zawsze i wszędzie - bez względu na to, czy osoby wokół niej wiedzą kim dla swojego mężczyzny jest uległa. 

10. Czy uległa ma prawo oczekiwać?

Tu odpowiedź nie jest dla mnie jednoznaczna i chyba jeszcze nie do końca się wyklarowała. Ma prawo chcieć i pragnąć. Czy oczekiwać? Chyba nie. Powinna z wdzięcznością brać to, co otrzymuje nie szukając niczego ponadto. 

11. Czy uległa może stawiać własną chęć uniknięcia bólu ponad przyjemność Właściciela?


Nie. Kiedy Pan oczekuje, że uległa da mu przyjemność, nic innego się nie liczy. Powinna z pełnym zaangażowanie dawać z siebie 200% bez względu na odczuwany ból. 

12. Czy uległa może zbuntować się, gdy Pan oczekuje od niej czegoś, czego ona nie chce?

Nie. Celem jej istnienia jest służenie mu. A skoro tak, to nie ma już czegoś takiego jak "nie chcę". 

13. Czy uległa ma prawo odmówić swojemu Panu czegokolwiek (cokolwiek nie oznacza wyłącznie ciała)?

Nie. Oznaczałoby to stawianie swojej woli ponad wolę Właściciela. *** 

14. Czy Suka jest bezmyślną machiną do wykonywania poleceń?

Nie. Jest kobietą w pełni świadomie podejmującą decyzje o swoim posłuszeństwie. Im bardziej myśląca tym bardziej wartościowa. 

15. Czy uległa musi o siebie dbać (bez wyraźnego polecenia Pana)?

Tak, bo jej ciało nie należy już do niej. Nie ma prawa niszczyć czegoś, co nie jest jej własnością.

16. Czy Suka ma prawo cokolwiek zataić przed swoim Panem?

Nie. Jest jego własnością i ma obowiązek mówić mu o wszystkim, bez żadnych wyjątków. 

*** Oczywiście ta odpowiedź nie uwzględnia sytuacji takich jak np. choroba psychiczna.




I tak to z tą moją teorią. Czy ja taka jestem? Buhahaha :P Jeszcze wielki kanion przede mną ;) Ale mam cele do których dążę. Czy moje cele pokrywają się z celami mojego Pana? Wydaje mi się, że nie do końca, choć podświadomie czuję że opublikowanie tego postu szybko wzbogaci mnie o tę wiedzę :P

sobota, 22 marca 2014

Post na rozkaz

Leże w łóżku, łzy w oczach. Plecami do Niego. Dolna warga przygryziona. Smak krwi w ustach.

"Jak tylko zaśnie, wyślizgnę się z łóżka i popłaczę sobie spokojnie przed telewizorem. Odreaguję". 

Tia.. Niestety zasnęłam pierwsza :)



Pan kazał mi napisać dziś posta. Nie mam weny, więc uznałam za słuszne na tym zakończyć. Ale jakby coś było nie jasne to zezwalam pytać :P

piątek, 14 marca 2014

Test cierpliwości?

Pan postanowił przetestować moją cierpliwość. Przynajmniej jest to jedyne logiczne wytłumaczenie jakie jestem w stanie przyjąć w moim móżdżku.

Przedwczoraj Pan rano i wieczorem pieścił moje piersi doprowadzając do szaleństwa i... Tak zostawił.
Wczoraj rano procedura się powtórzyła - z tą tylko różnicą że tym razem po wyjściu Pana miałam dwukrotnie doprowadzić się do intensywnego podniecenia i... Przerwać.

Sprawa trochę zmieniła się dzisiejszego poranka. Pan delikatnie dotykał moich piersi. Bardzo delikatnie i przelotnie. Doprowadzając mnie tym samym do... szaleństwa! Mało tego! Zapytałam czy nie chciałby ze mnie skorzystać. Dodałam że prośba jest zupełnie egoistyczna... Odmówił.
Zresztą nie zaskoczył mnie tym specjalnie.

Zaskoczył mnie natomiast, gdy siłą obrócił mnie na plecy. Polizał sutek, po czym odsunął majtki i zbliżył się do mnie swoimi biodrami i dotknął twardym penisem. Byłam przekonana - ba! pewna! - że najzwyczajniej w świecie mnie zerżnie.

Tylko mój cholernie rozczarowany, ciężki oddech może zaświadczyć jak bardzo się myliłam.

- Wstajemy, mała. Nie chcemy żebym spóźnił się do pracy.

Autentycznie, myślałam że się rozpłacze albo zacznę wyć do księżyca.

- Lubię bawić się Twoim podnieceniem.

A potem sobie poszedł. I zostawił mnie z tym paskudnym pragnieniem.

Siedzę. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak świadoma posiadania sutków. NIGDY. Różne myśli przeszły mi przez głowę, włącznie z zignorowaniem zakazu i załatwieniem "problemu własnoręcznie".

Ugięłam kark. Wzniosłam się na wyżyny ugiętego karku. Poprosiłam o orgazm. Odmówił.

A w dodatku przyznałam się, że jestem w tym wszystkim skrajnie egoistyczna.

Taaak, czuję że to będzie ciężki wieczór, a moje nastawienie i postawa się trochę zachwiały... Hura! Będzie nad czym pracować ;)

wtorek, 11 marca 2014

Urlop

Nie cierpię urlopów.

A może żeby nie wyjść na taką dziwaczkę, to powiem że nie cierpię kiedy urlop się kończy. Przez ostatni miesiąc spędzaliśmy razem każdą minutę doby (poza małymi przerwami na siku i kąpiel). I się skończyło.

Efekt tego jest taki, że gdy Pan wychodzi do pracy, ja wskakuję w Jego bluzę i jak już mam totalnego doła to dołączam do tego jeszcze Jego prywatne kapciuchy (ale ciiiichoooo! Nie wolno mu mówić :P).
Trącaniu noskiem i niewinnemu podgryzaniu nie ma końca, choć i Pańska cierpliwość kiedyś się skończy (czuję to gdzieś głęboko pod skórą).



Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że cienkie plastikowe patyczki do kwiatów mogą sprawić tyle bólu to
bym go chyba śmiechem zabiła. Z kolei, gdyby mi ktoś dzisiaj powiedział, że cienkie plastikowe patyczki do kwiatów nie mogą sprawić żadnego bólu, to... Zabiłabym go śmiechem na pewno.

Aktualnie jestem szczęśliwą posiadaczką dwóch maleńkich siniaków na lewym udzie. Uczynionych zupełnie nie dla przyjemności. Bynajmniej nie mojej. A dlaczego? Bo złośliwa menda ze mnie ;>

- Jak to tak, że Sunia zaczyna jeść przed Panem?
- Phi, jak się Pan guzdra to niestety tak jest.

Jak się potem okazało, zarówno moje pośladki, uda jak i piersi wspólnie uważają że niezbyt zdrowo było mówić Panu takie rzeczy. Bogatsza o ich (pupy, ud i piersi) doświadczenia, mogę spokojnie potwierdzić ich teorię. Gra była niewarta świeczki.

A może wręcz przeciwnie :>



Ostatnio wszyscy w blogowym środowisku gdzieś się przeprowadzają. Przeprowadzam się i ja. I nie wiem co przeraziło mnie bardziej - znaleziony pod łóżkiem obcięty paznokieć czy wibrator. Ręce opadają.

poniedziałek, 3 marca 2014

Niezaspokojone skojarzenia


Czy tylko mnie ta piosenka wydaje się bardzo "klimatyczna"? A może to tylko nie zaspokojona potrzeba podpowiada mi skojarzenia nawet gdy szoruje zalezione szafki...?

Zdaje się, że trzeba się pożalić Panu :>




piątek, 28 lutego 2014

Snu ciąg dalszy...

Samochód zwalnia. Podnoszę wzrok, co skutkuje potężnym klapsem w odsłonięte udo. Czy On nie powinien przypadkiem patrzeć na drogę? Kątem oka zauważam jednak, że dojechaliśmy do domu. To oznacza najgorsze – odpięcie klamerek. Lekko trzęsące się dłonie dają znać, że moje ciało nadal pamięta ten ból.

Pan odpina pasy i rzuca ciche: „wysiadaj”. Zaskoczona podnoszę wzrok, ale Jego nie ma już w samochodzie. Otwiera bagażnik. Po co? Starając się jak najmniej poruszać biodrami wysiadam z samochodu i czekam. Spuszczona głowa jest nie tyle znakiem skruchy, co próbą ukrycia śladów śliny pod długimi, opadającymi włosami. Tylko przez moment analizuję jak bardzo musiałam zdenerwować Właściciela, skoro uznał za słuszne przeprowadzić mnie przez osiedle z klamerką na języku. Podświadomie czuję, że to niestety nie jest jeszcze koniec mojej kary za dyskusje.

Na mojej szyi ląduje szeroka obroża podtrzymująca moją głowę wysoko, a na kółeczku do niej przymocowanym zaczep smyczy. Mocne szarpnięcie przywołuje mnie do porządku i sprawia, że dotrzymując Panu kroku podążam w stronę, która akurat dzisiaj budzi we mnie lęk i to cholerne podniecenie, którego nie cierpię i które niechybnie wpędzi mnie w jeszcze większe kłopoty.

Jesteśmy. Pan zdejmuje buty, chwyta za smycz i przeciągając przez zwisające z sufity metalowy hak podnosi mnie wysoko na palce, dla bezpieczeństwa mocując również moje dłonie.

- A teraz odepnę klamerki. Nie chcę słyszeć nawet westchnięcia.

Przerażenie. Panika. Łzy. Głęboki wdech. Opanowanie.

- Jak sobie życzysz, Panie.

Pan zaczyna od języka. Ból uderza z siłą które się nie spodziewałam. Wszystko we mnie wyje, na zewnątrz wydostaje się wyłącznie drżenie mięśni. Po chwili ból mija, a ja opanowawszy się, zagryzam wargę. W ten sposób na pewno przetrzymam odpięcie drugiej klamerki, nawet jeśli będę musiała poczuć w ustach smak własnej krwi.

- Otwórz usta i nie zagryzaj.

Patrzę na Pana z wyrzutem, po czym natychmiast widzę jak wielkim błędem jest chociażby pomyślenie o wyrzucie, a co dopiero pokazanie go. On wie, że zrozumiałam. Ja wiem, że dzięki temu będzie trudniej. Otwieram usta. Biorę głęboki wdech i czekam.

Pan nie odpiął klamerki. On ją ściągnął. Ciemne plamki przed moimi oczami powiększają się, gdy Pan złożywszy swoje długie palce na łechtaczce zaczyna ją masować, jednocześnie obserwując moją twarz. Po dłuższej chwili, kiedy ból zaczyna ustawać, przeradzając się w przyjemność Właściciel przestaje, podsuwając mi palce pod nos.


- Mam wrażenie, że dla Ciebie kary nie istnieją. Bez względu na to co robię, jesteś mokra do granic możliwości. 

Uśmiecha się! To niechybnie oznacza koniec kary. W końcu będę mogła wtulić się w jego ciepłe ramiona.

Uwolniona, zmyłam rozmazany makijaż i założyłam sukienkę,  którą zakładam wyłącznie w domu i uklęknąwszy przy Panu czekam na ciąg dalszy. W końcu nadal pozostała kwestia egzaminu, który w tej chwili stał się niemalże tematem tabu.

- Ni, będziemy mieli dzisiaj gości. Bez obiadu. Chciałbym jednakże, żebyś wzięła kąpiel i przygotowała przekąski. Nie koniecznie w tej kolejności ;)

środa, 26 lutego 2014

Wynik z góry ustalony

- Chcesz przeczytać zanim wyślę?
- Chcę żebyś Ty mi przeczytała.
- Nie!
- Czy ja o coś pytam?
- Czy ja wyglądam jakbym odpowiadała na pytanie?
- To, że śpisz w majtkach jeszcze nie znaczy że moja władza gdzieś zniknęła.
- Nie będę czytać. Sam sobie przeczytaj.
- A chcesz się założyć, że przeczytasz :>?

Ciszaaaa... Pasuje coś powiedzieć. Riposty mi się skończyły. Zdaje się, miejsce na dyskusje z Panem także - bez działania się nie obejdzie. Jeśli ja nie zadziałam, zadziała Pan. Hm...

Skapitulowałam. Bitwę przegrałam. Ale jeszcze nie wojnę!

poniedziałek, 24 lutego 2014

Scenki rodzajowe :)

- A przepraszam, Ty dzisiaj śpisz taka wyubierana?*
- Mogę spać bez koszulki jeśli wolisz...
- A majciory to przepraszam co?!
- Potrzebuję ich dzisiaj!
- Nie poprosiłaś!
- Ale proszę Cię!
- O co?
- Skończmy już tą rozmowę i chodźmy spać :>.
- To ściągaj majtki.
- Jak to?! Przecież poprosiłam!
- Niby kiedy?!
- Przed chwilą :P Przecież nie mówiłeś, że mam poprosić o coś konkretnego ;P <powiedziała chowając głowę pod kołdrę>
- Taaaak, patrzę na Ciebie baaaaaaardzooooo brzydko :>

Wieczór. Z głośników żałośnie nawołuje Michał Bajora.

Pan, wykąpany i pachnący składa na mnie ciężar swojego ciała. Zalotnie przygląda się przykrytym tylko cienkim topem piersiom, po czym delikatnie całuje - najpierw jedną potem drugą.

- Chcesz mi powiedzieć, że zrobimy to w rytm Bajora?? - pytam zalotnie.

Chwila ciszy. Konsternacja. Odpowiedź:

- Chlup, chlup!

Ja i mój niewyparzony jęzor :D I szlak trafił cały nastrój :P Wybuchnęliśmy głośnym, zdrowym śmiechem i nie przestaliśmy przez dobrych parę minut :)

* jako "wyubierana" proszę rozumieć top i majtki ;)

sobota, 22 lutego 2014

Ach te moje sny... :>

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że poniższy post jest wyrazem mojego prywatnego poglądu co do oceny "świata przedstawionego" - z którym nie każdy musi się zgadzać. Dodam również, że nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś co zostanie opisane w dalszych częściach, w związku z czym nie mam pojęcia czy przeżycia opisane zgodne są z rzeczywistymi czy nie koniecznie. Ale że mi się przyśniło - to jest :) 


Idylla. Świat, w którym każdy związek oparty jest o relacje BDSM. Świat, w którym nie trzeba się ukrywać, nie trzeba kryć się z obrożą, nie ma potrzeby chowania siniaków. Świat, w którym zwracanie się do Właściciela z należnym mu szacunkiem i w sposób podkreślający Jego władzę nie jest postrzegane jako zaburzenie psychiczne a jako coś naturalnego czy wręcz pożądanego. Świat, w którym jestem nie tylko ja i nieskończona liczba innych par, ale również on – surowy i groźny E. Mój Pan i Władca.

Tam gdzie są zasady, niechybnie pojawi się ktoś kto – umyślnie lub przez przypadek – zasady złamie lub chociażby lekko nagnie. Podobnie jak w realnym świecie,  gdzie nikt nie jest idealnie grzeczny. A już zwłaszcza jak za tym kimś wołają „Nisza”.

Wychodzę z matury. Wiem, że oddałam pusty arkusz, choć jestem z siebie wybitnie zadowolona. Ambitna jak cholera, uznałam za słuszne poddać się walkowerem, bo po wstępnym przeczytaniu, pytania uznałam za trudne.
Zaskoczona, tuż po wyjściu z sali napotykam Jego wzrok. Czekał, choć miał wrócić do domu – przecież miałam spędzić tu co najmniej 2 godziny. Przygląda mi się badawczo.

- Co tak szybko?

Nie jest zły, choć na moją zadowoloną minę patrzy nieco podejrzliwie.

- Pytania były trochę trudne. Oddałam pustą kartkę. Zaliczę poprawkę mój Panie.

Moment konsternacji. Bezruch. Niedowierzanie na Jego twarzy. Odpływający z mojej twarzy kolor i uciekająca uszami pewność siebie są niemalże widzialne.

- Do samochodu. Już.
- Ale Pa...
- Nie wyraziłem się jasno?

Tak, kolor zdecydowanie odpływa z mojej twarzy, a małe ptaszki nad moją głową radośnie ćwierkają swoją ulubioną piosenkę: „masz kłopoty, masz kłopoty”. Idę szybko. Nie chcę go dodatkowo denerwować. Wsiadamy. Jednym szybkim ruchem Pan rozsuwa moje nogi, drugą ręką wyciągając ze schowka klamerki. Jedna z nich ląduje na łechtaczce. Druga na języku.

- Dla jasności sytuacji. Nie karam Cię za egzamin. Karam Cię za dyskutowanie.

Spuszczam wzrok. Wstyd ogarnia mnie całą. Nie jestem jakąś nowicjuszką, która nie rozumie prostych poleceń. Grzecznie składam dłonie za fotelem i czekam – odliczając sekundy mojej kary. Jedyny sposób by nie myśleć o Jego niezadowoleniu. I o potencjalnych skutkach mojej – jak się okazało – głupiej decyzji.

Czas płynie wolniej niż się spodziewałam. Po mojej brodzie płynie strużka śliny, ból języka staje się nie do wytrzymania, a druga klamerka wrzyna się bezlitośnie przypominając o sobie równie mocno jak pierwsza nie daje o sobie zapomnieć.

Samochód zwalnia. Podnoszę wzrok, co skutkuje potężnym klapsem w odsłonięte udo. Czy On nie powinien przypadkiem patrzeć na drogę? Kątem oka zauważam jednak, że dojechaliśmy do domu. To oznacza najgorsze – odpięcie klamerek. Lekko trzęsące się dłonie dają znać, że moje ciało nadal pamięta ten ból.

środa, 5 lutego 2014

Precedens

Zmiany, zmiany, zmiany :)

Niestety należę do tych, co zmiany znoszą ciężko, jednakże... Praca nad nastawieniem wiele daje. Pracując intensywnie nad tym, jak podchodzę do pewnych elementów jestem w stanie utrzymać się w stanie używalności - nawet jeżeli momentami zżera mnie stres.

Zmiany przynoszą zazwyczaj nowo nabyte umiejętności i informacje. Również i ja takowe nabyłam dowiadując się chociażby o tym, jak daleko sięgać może Pańska władza. Usłyszałam:

- Nie chciałbym, żebyś więcej się z NN kontaktowała.

W pierwszej chwili myślałam że to żart. Zresztą - całkiem niezły. W końcu to sytuacja, która jeszcze nigdy w naszym związku nie miała miejsca. Nie wytrzymałam- musiałam zapytać!

- Ale Ty mówisz poważnie?
- Jak najpoważniej.

Nie wiedząc co powiedzieć, rzuciłam zwyczajne "Aha", po czym ze szczeną przy podłodze wróciłam do natłoku zajęć.

- Nie chcesz o tym porozmawiać, przegadać, o coś zapytać? - usłyszałam po chwili.

Nie chciałam. Po co? Dokładnie wiedziałam dlaczego podjął taką decyzję, dokładnie wiedziałam czyim dobrem powodowana była taka decyzji a jeszcze lepiej wiedziałam, że wyjdzie mi ona na dobre.

Nie byłabym sobą, gdybym nie przemyślała kwestii od drugiej strony. A co gdybym nie rozumiała? Gdyby mi nie wytłumaczył? Byłabym równie posłuszna? Zastanawiając się czysto teoretycznie: zdecydowanie tak. A praktyka? Praktyka zazwyczaj za punkt honoru stawia sobie nauczyć nas czegoś nowego o nas samych ;)