poniedziałek, 24 listopada 2014

Post na polecenie Pana

Sobotni wieczór:

Na życzenie Pana mam opisać ten weekend. Mam to zrobić, choć nie mam pojęcia jak się za to zabrać i co dokładnie powinnam powiedzieć. Przepełnia mnie mieszanina uczuć, której opisanie słowami wydaje się niemożliwe.

Twardy reset.

Wszystko co do tej pory funkcjonowało i istniało zostało zniesione. Każda zasada, każda niedoskonałość i każdy nakaz. Czysta kartka. No tak w sumie to już nie całkiem taka czysta. Nie po weekendzie.

Nie sam seks ani jego ilość były esencją tego czasu. Myślę, że nawet nie chłosta, nie linki i nie przejmujące pieczenie skóry twarzy po kilku siarczystych policzkach. Nie łzy skruchy, kiedy przyznawałam się do głupoty najgorszej ze wszystkich możliwych. I na pewno nie zawroty głowy, gdy  klęczałam przed Panem czekając na jego reakcję.

Dla niekumatych:
obrazek przedstawia:
ESENCJĘ :D
Co zatem było tą esencją? Uczucie. Nie jakaś tam przelotna myśl, czy chwilowe objawienie ale świadomość towarzysząca mi przez cały ten czas. Poczucie przynależności, świadomość hierarchii i drugorzędności. Przypuszczam, że Pan znalazłby źródło tej świadomości w potrzebach seksualnych i „dobrym czasie”. Nie chcę tak myśleć. Chyba tym razem nie chcę szukać przyczyny, a może zwyczajnie boję się ją znaleźć. Jeśli ta cenna chwila zniknie – trudno. Zacznę jej szukać ponownie.
Co zatem wynikło z resetu? Nowe reguły wprowadzane bardzo stopniowo, na miarę potrzeb i sytuacji. Nie czuję się nimi przygnieciona i nie czuję potrzeby ucieczki od nich. Co już samo w sobie jest plusem.

 Niedzielny wieczór:

Czy moja wewnętrzna Su również uległa resetowi? Wygląda na to, że tak. Nie wiem czy jest to możliwe, czy da się zamknąć pewien rozdział i zacząć z dnia na dzień, z minuty na minutę, myśleć innymi kategoriami. Być może to tylko chwilowe, jak postanowienie noworoczne. Nawet jeśli – chwilo trwaj!

Pomimo braku ochoty (nie tylko na seks, ale na cokolwiek), zepchnęłam własne niechciejstwo na dalszy plan. Kilkukrotnie przypominając sobie w ciągu tego czasu, co to znaczy być wyłącznie dla Niego, raz za razem motywowałam się do podejmowania kolejnych starań dla zadowolenia Pana. Czy robiłam to z uśmiechem na ustach? Cóż... Na pewno dowiedziałam się czegoś nowego o sobie – np. tego jak szeroki zasób przekleństw mieści się w mojej pięknej główce, pomimo tego że na ogół nie przeklinam wcale ;) Żadna świadomość nie sprawi, że będzie mi się chciało bardziej niż normalnie – nawet (a może zwłaszcza) gdy to co robię jest wynikiem moich chęci (a nie polecenie) i na dobrą sprawę wcale nie musiałabym tego robić.

Czy czuję się zmęczona? Fizycznie tak; dla podsumowania: wszystko mnie boli, siniaków brak, chce mi się spać. Psychicznie...  Ciężko mi to ocenić. Tak długo jak jestem z Panem, przy Nim i dla Niego; tak długo jak mogę nad niczym się nie zastanawiać jest kapitalnie. I na dzień dzisiejszy tego będę się trzymać.


A jutro? Nad tym zastanowię się w  odpowiednim czasie.