sobota, 30 sierpnia 2014

Koniec urlopu

Urlop niestety się skończył. Nie pozostaje nic innego jak wrócić do rzeczywistości i do zmartwień.

Wiele razy wspominałam na blogu o moich problemach związanych z fizycznym wymiarem klimatu, a jeszcze częściej o ciągle spadającej wierze w to, że uda mi się sobie z tym poradzić. Kiedy chwilę temu, będąc przykutą kajdankami do łóżka, z opaską na oczach, o krok od orgazmu, rozpłakałam się w przerażeniu przerywając całą zabawę, musiałam stawić czoła faktom, że teoria o negatywnym wpływie czynników środowiskowych dłużej nie ma racji bytu i przeczekanie nie pomoże.

Wczoraj, po przepłakaniu niemalże całego dnia, zdecydowałam.

- Może... Może powinieneś rozważyć poszukanie sobie kogoś, kto zaspokoiłby potrzeby, których nie jesteś w stanie zaspokoić w domu.

Czy uczciwie jest składać propozycję, modląc się w duchu, by w odpowiedzi otrzymać odmowę? I mówię tutaj zarówno o uczciwości w stosunku do rozmówcy jak i w stosunku do siebie samej. Jedną z rzeczy, których Pan nauczył mnie przez tyle czasu, jest świadomość, że zadając jakiekolwiek pytanie należy liczyć się z każdą odpowiedzią.

Czy Pan zatem szuka sobie kogoś? Nie. I nie przypuszczam, by w najbliższym czasie miało się to zmienić, zwłaszcza po tym, co stało się później.

W opasce na oczach, przemarznięta do szpiku kości klęczałam obok wanny, podczas gdy Pan, od czasu do czasu opryskując mnie lodowatymi kropelkami, brał prysznic. Kiedy wylądowaliśmy na powrót w łóżku, Pan nie omieszkał wytknąć mi jak bardzo zwilgotniałam czekając na Niego.

W świecie biologii, u niektórych osobników zrywa się połączenie między mózgiem a kroczem. Narządy rodne rejestrują rosnące fizyczne podniecenie, natomiast mózg odbiera coś zupełnie odwrotnego: nieprzyjemnego, bolesnego.

Bóg jeden wie, czy takie połączenie da się odbudować.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Powrót do korzeni?

Czuję się nieco zagubiona. Nie byłam grzeczną, posłuszną Sunią. Nie byłam nawet grzeczna w ogólnym rozumieniu, a co dopiero klimatycznym.

Mało istotne co zrobiłam, ma znaczenie za to moja reakcja.

Najpierw, usiłowałam zatrzymać tę wiedzę dla siebie, ze względu na to, że ostatnio oboje mamy dość ciężki i wymagający okres (a może było to zwyczajną wymówką?). Później, wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł, który przeszedł nawet moje najśmielsze oczekiwanie:

- Panie... Może należało by trochę zmienić nasze zasady.

Oczywiście, przytomnie, uznałam za słuszne zapytać zanim przyznam się do "win". Pan czując pismo nosem, zaczął szukać i dopytywać, czego efektem było "doszukanie" się prawdy, zamiast szczerego, skruszonego wyznania grzeszków. Kara zawisła w powietrzu.

A co ja na to? A ja najzwyczajniej w świecie szukam pomysłu na to, jak się od niej wymigać.

WYMIGAĆ!

Nie żeby moje podejście się jakoś wybitnie zmieniło, bo nadal stawiam przyjemność i chęci mojego Właściciela ponad swoje, czego namacalny i szczery dowód miałam dzisiejszego popołudnia. Co zatem się zmieniło? Być może zbyt długo nie byłam karana?

Na początku cała sytuacja nieco mnie bawiła. W gruncie rzeczy poczułam się jak na początku naszego związku [KLIK]. Później jednak, refleksja przyniosła znaczne ochłodzenie. Czyżbym przestała dopuszczać, że ja, grzeczna Niewolnica mojego Właściciela, mogę być karana?