czwartek, 28 lutego 2013

Kobiecość w mózgu

Ciekawe jest to, że u kobiety libido jest w mózgu a u mężczyzny w spodniach...

Rozwijając - u faceta podniecenie budzi się na 3 minuty przed erekcją. U kobiety jest to proces o wiele dłuższy. Zajmuje niemalże 24 godziny przed stosunkiem. Ze względu na to, że podniecenie to rodzi się w mózgu wpływa na niego bardzo wiele czynników. Między innymi stan psychiczny i ewentualne problemy zupełnie nie związane z pożyciem. 

Kilka przykładów - kobieta, która czuje się gruba (nawet jeśli realnie gruba nie jest!)  ma znacznie rzadziej ochotę na seks od tej, która czuje się piękna i seksowna. Podobnie działa to przy problemach finansowych, problemach w pracy czy nawet po raz kolejny zostawionymi skarpetkami. No bo jak kochać się z własnym mężem, skoro ten po raz kolejny doprowadził mnie do szewskiej pasji jakimś drobnym gestem. 
Nie wspominając już o tych niewiastach, które w trosce o życie swojego ewentualnego potomstwa łykają tabletki antykoncepcyjne. Burza hormonalna w organizmie rzeczonych niewiast w żadnym razie nie wpływa pozytywnie na libido. W skrajnych przypadkach antykoncepcja przestaje być potrzebna - abstynencja ściśle ją zastępuje :) 

Tak to wygląda w teorii. W praktyce kobieta uległa musi sobie jakoś radzić. Przecież nie powie Panu po raz 30 od początku miesiąca, że ona dzisiaj nie ma ochoty lub "boli ją głowa" - zwłaszcza że dopiero 15 dzień tegoż miesiąca.
Żaden Domin - nawet z anielską cierpliwością - nie pozwoli sobie na to. Oczywiście pomijam tutaj sytuacje zupełnie wyjątkowe. 

Nie ulega wątpliwości, że kwestia nieco frustrująca... Ale przecież nie taki diabeł straszny jak go malują :-) 

Może się mylę, ale odpowiednio delikatny i subtelny kochanek (dla drugiej strony mogę dodać odpowiednio brutalny) potrafi rozniecić pożądanie nawet z najmniej tlącej się iskierki. Tak... I tego właśnie się trzymajmy. 

poniedziałek, 25 lutego 2013

Strój

Tak się zastanawiam - wczorajszego wieczoru, Pan poprosił mnie, bym przemyślała kwestię odpowiedniego ubioru. Chciałby, bym od czasu do czasu poruszała się po domu całkiem nago, lub w czym zupełnie nie ograniczającym mu dostępu do wszystkich "strategicznych" punktów, co z kolei jest wyrazem Jego troski o moje... hm... niechęci? Opory? Tak - chyba tak. Ba! Sama mogę wymyślić czym miałoby to być - sama nie wiem czy to nagroda czy raczej wyzwanie ;)

Wizję mam - co z tego, jak nie wiem jak ją zrealizować. Co gorsza, wiem że nie będę w tym wyglądała tak, jakbym sobie tego życzyła... Przynajmniej jeszcze jakieś 4 miesiące. Mam nadzieję, że później uda mi się osiągnąć to, do czego ostatnio zaciekle dążę - tylko dlaczego MUSI zaczynać się od piersi?!

Widzę siebie ubraną w krótką seledynową sukienkę. Bez bielizny. Sukienka elastyczna - ułatwiająca dostęp do piersi - już odsłoniętych poprzez duży dekolt...  Wrr... Tylko kurde, że w swoich wyobrażeniach jestem ładnych parę kilogramów lżejsza! Nie sądzę, by sprawa przeciągnęła się na tyle długo bym doszła do perfekcji.

Zresztą - w moim wydaniu to raczej nie możliwe, żebym zadowoliła się efektami. Ale kto wie do czego dojdzie mój Pan pracując nade mną :->

Eh... Ciekawe na jak długo zawita taka euforia :) I wish I had it for rest of my life... Postanowienie? I will :)

Zainspirowana

Zainspirowana jedną z poprzednich notek Imperatora  i ostatnimi wydarzeniami (właściwie wczorajszymi) postanawiam napisać :-)

Jaki właściwie jest zakres praw i obowiązków uległej? To chyba ile par, tyle odpowiedzi. Pozostaje pytanie co do zasady ogólnej. Czy uległa powinna być gotowa, kiedy sama nie ma na to ochoty?

Oczywiście zupełnie inaczej działa związek z doskoku a zupełnie inaczej pełnoprawna relacja BDSM 24/7.

Z drugiej strony przecież bardzo podobnie jest z relacjami "na odległość". Uległa nigdy nie wie, kiedy będzie miała okazję spotkać się z Panem i czy akurat wtedy nie będzie w "przytulaśnym" nastroju. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że to, że taka sytuacja zaistniała nie przesądza o tym, że należy zacisnąć ząbki i znieść - przecież od tego mamy Domina, by uczył, wychowywał ale również po to, by dbał o swoją własność. Obie strony powinny z tej relacji czerpać korzyści. Z relacji a nie dyktatury.

Kiedy wielokrotnie zastanawiałam się nad bezwzględnością posłuszeństwa w związkach 24/7 dochodziłam do przeróżnych wniosków w zależności od tego, czego doświadczałam w danym okresie i na ile mi się to podobało. Czy teraz się coś zmieniło, tego nie wiem - wiem jedno: wielu rzeczy muszę się jeszcze od Niego nauczyć. I wierzę, że nie ustanie dopóki mnie tego nie nauczy.

Wczorajszy dzień bez wątpienia mną wstrząsnął. Mój Pan wziął sobie dokładnie to, co należy do niego - całą mnie. Bez względu na to, czy miałam na to ochotę czy zupełnie nie. Odczucia do przyjemnych nie należały, ale satysfakcja z tego, że dałam mu wszystko na co było mnie stać w wielki sposób rekompensowała mi nieprzyjemne uczucie. Świadomość tego, że byłam dla Niego gotowa właśnie wtedy, kiedy to On chciał była dla mnie troszeczkę jak leczniczy miodek na spierzchnięte usta - ot takie "poetyckie" porównanie.

Reakcja? Pomimo odczuć, nie do końca mogłam dojść do siebie w zasadzie już do samego wieczora. Nie wiem czy przełożyło się to na kryzys w mojej wieczornej gimnastyce, nie mniej lekkie łzy przez resztę wieczoru błąkały się po moim gardle (po gardle, ponieważ u mnie właśnie tam zaczyna się płacz). Przez pewien czas, trudno było mi się przytulić do mojego Pana z takim oddaniem jak zwykle... Ale to minęło. Pozostała jedynie duma z tego, że dałam radę. Że jakąś głupią reakcją nie zepsułam mu przyjemności, że bez względu na wszystko mógł robić ze mną to co chciał i na co miał ochotę, a ja nie poddałam się sama sobie.

Czy uległa powinna być zawsze gotowa? Tak. Inaczej nie różniłoby się to od zwykłego brutalnego seksu. To właśnie oddanie wyróżnia BDSM od tych wszystkich pseudo-uległych, które jedyne czego pragną to zlany tyłek i satysfakcja. Bo przecież chyba jest to jasne, że nie mogą pozostać BEZ niej. Tak... Posłuszeństwo w każdych warunkach i  bez względu na warunki to to, co charakteryzować powinno takie relacje by wyróżniały się od zwykłego... W zasadzie nawet nie wiem do końca jak to nazwać.

środa, 20 lutego 2013

Równowaga

Związki BDSM bywają bardzo trudne. Zwłaszcza te, które trwają 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. No bo jak ocenić, czy akurat dzisiaj mam być posłuszna, czy raczej mogę wyrazić swoją bulwersację w sposób bardziej dosadny? Trudność nad trudność, wszystko trudność!

Mój Pan wpadł na pomysł stworzenia symbolu posłuszeństwa ( jak to szumnie raczyłam nazwać w mojej głowie), który ma - przynajmniej częściowo - rozwiązać nasz problem.

Nie będzie to obroża - ma ona dla nas wyjątkowe znaczenie, i jest symbolem docenienia, powagi i uznania a nie jedynie formą okiełzania temperamentu. Na dzień dzisiejszy myślę, że otrzymanie własnej obroży byłoby dla mnie niemalże obrazą...

Co to właściwie będzie? Ciężko powiedzieć. Może jakaś zawieszka do biżuterii, może coś drobnego, co będzie dla mnie sygnałem, że każde moje "nie" i "ale" będzie potraktowanie dokładnie tak, jak zostałoby potraktowane "nie" i "ale" z ust Suki.

Jeszcze nie wprowadziliśmy tego w czyn, ale w końcu zaczyna się coś dziać w naszym domu - mobilizacja pełną gębą i mam nadzieję, że nie będzie to słomiana mobilizacja :)