Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia od czego zacząć. Minęły zaledwie dwa dni, a wszystko zdążyło się obrócić o 180*.
Zacznę może od tego, że Nisza wysunęła ponownie swą szanowną osobę z zaryglowanego pokoju. Od wczoraj delikatnie potrąca Pana noskiem w obawie, że jak po takim czasie dorwie ją w swoje wielkie łapska, to zostanie po niej mokra plama :)
Właściciel uciesznie zaciera rączki, sunia delikatnie drży - najwyraźniej ze strachu... Wszystko jakby w normie, czyż nie? Zazwyczaj jak tylko zaczyna być "w normie", niechybnie oznacza to, że jeszcze przed chwilą było totalnie do dupy.
I tymże stwierdzeniem zwinnie przemieszczam się w kierunku tytułu postu. Pan od niedzieli wieczór (a więc od naszej "rozmowy" na temat mojego zachowania) czuł się zniechęcony. Jak sam twierdzi, złożyło się na to wiele czynników. Nie byłabym sobą, gdybym nie miała na ten temat innej teorii. Po przeanalizowaniu wspomnianych czynników, uznałam że na bardzo wiele, jeśli nie na wszystkie z nich, miałam wpływ, a odczucie jakie Go dopadło, po części było moją winą. I kiedy tak wyrzucałam sobie kolejne niekonsekwencje w postępowaniu, usłyszałam:
- Kochanie... Zastanów się czy na pewno chcesz tej relacji. Może rezygnacja z tego rozwiązałabym trochę problemów w tej Twojej pięknej główce...
I właśnie w tym momencie rozpoczęła się moja jednominutowa śmierć... Poczułam się, jak gdybym przez moment przestała istnieć... Jak... Jakby zabrakło mi tlenu... Nie byłam w stanie nawet drgnąć. W oczach pojawiła się panika - taka, która nawet ja byłam w stanie dostrzec nie patrząc na siebie. W głowie huczały mi Jego słowa i ta jedna myśl: "To koniec... Przesadziłam... Już nie chce mnie jako suki... Już nie ma sił, by kolejny raz sprawić że będę to wszystko "czuć". Nie jest pewien, czy na pewno się do tego nadaję...". Jedyne na co się zdobyłam to ciche...
- Nie porzucaj mnie...
- Nigdy Cię nie porzucę.
I wtedy zaczął tłumaczyć... Że nie miało to związku z moim nieposłuszeństwem, a jedynie z naszą rozmową (do której odniosę się innym razem), że jest to dla Niego równie ważne. Nie wiem czy dostrzegł moje przerażenie... I chyba nie chcę pytać.
A kiedy już się uspokoiłam na tyle, by normalnie funkcjonować, powróciłam do kontemplacji własnej porażki. Zarówno jaki Suki (bo przecież kolejne próby ujarzmienia mnie spowodowały u Niego zniechęcenie... To jakim mogę być dla Niego powodem do dumy) jak i jako żony ( bo przecież o tak wiele aspektów, o których wspomniał, mogłam zadbać lepiej, dać z siebie więcej).
- Czemu lubisz być Suką?
- Bo... uwielbiam być Ci podporządkowana, bo... daje mi to poczucie Twojej wyjątkowej opieki, bo... lubię to co ze mną robisz, sposób w jaki sprawiasz mi przyjemność, bo... uwielbiam sprawiać ją Tobie, a wiem jak bardzo lubisz nasze relacje, bo... jest to dla mnie jakiś motywator do działania, bo... daje mi to możliwość odnoszenia moich małych zwycięstw.
Ponieważ podobno istotne jest nie to jak się zaczyna, ale jak się kończy, skończę w sposób optymistyczny ;)
Od dłuższego czasu, nie zmienialiśmy worka w naszym antycznym odkurzaczu i kiedy ostatnio postanowiłam, że czas najwyższy na jego opróżnienie, okazało się że z nadmiaru zawartości - worek pękł. A że sytuacja wydarzyła się tuż przed długim weekendem, czy nam się to podobało czy nie - z zakupem worka należało zaczekać. Odkurzanie odsunęło się jeszcze bardziej w czasie, gdy wpadliśmy na pomysł zakupu odkurzacza bez-workowego. I tym sposobem, do dnia dzisiejszego dywan pozostaje w stanie nienaruszonym, a może bardziej w stanie sprzyjającym tworzeniu się nowego życia:
A jeśli już o powstawaniu nowego życia mowa.... Ostatnimi czasy miałam ogromną ochotę na fasolkę po bretońsku... Ba! Nawet w czwartek kupiłam fasolę! Kolejne ba! Nawet w czwartek ją zalałam wodą, by się namoczyła! I zapomniałam... Dopiero wczoraj (czyli po 4 dniach) sobie o niej przypomniałam i co odkryłam...? Ano - nowe życie!
Gdyby nie przeraźliwy smród unoszący się z garnka to kto wie, czy nie otworzyłabym swojej własnej fasolkowej hodowli :D
Na koniec dodaję scenkę rodzajową:
- Czy byłby to dla Ciebie wstyd, gdyby suka programisty/informatyka nie zaliczyła
informatyki na studiach :>?
- Nie
- A co by to dla Ciebie było jak nie wstyd :P
- Hmm... Nic by nie było :D (...) komputera by nie było, telefonu by nie było, rozrywki by nie było, orgazmów też, w zasadzie była by tylko nauka na przemian z laniem :P Mogła byś wybrać czy idziesz się uczysz czy chcesz odpoczynek (czyli lanie) i ew. spać :p
I bądź tu człowieku nie kompatybilny z przedmiotem o nazwie Informatyka...