wtorek, 30 kwietnia 2013

Nowa podstrona i opinia publiczna

W panelu po prawej stronie możecie zauważyć nowy element: "Moja historia". W końcu dorosłam do tego, by opublikować również tę część mojej "radosnej twórczości". Powstaje pytanie: "po co i co to kogo w ogóle obchodzi??". Może i nie obchodzi, a z drugiej strony - nikt czytać tego nie musi :). Po co? Zwyczajnie - bo chcę. Bo właśnie tego potrzebuję. Czasem trzeba coś powiedzieć, by się tego pozbyć. Tyle, że ja się tego nie chcę pozbywać! Wręcz przeciwnie! Zatrzymać jak najdłużej! Tak tak, wiem - "milcz bo zawile prawisz" :D



Co powinno być dla mnie opinią nadrzędną? Ogólnie przyjęte normy czy raczej to, co mówi Pan. Pytanie retoryczne. Ale...

Co w sytuacji, jeśli coś jest źle przyjmowane przez społeczeństwo, a Panu jednak się podoba? Czy fakt, że w tym a nie innym "fraczku" wychodzę z domu, nie sprawia że świadczę źle o Panu, bo gdy ktoś na mnie patrzy wyrabia sobie na mój temat nie najlepsze zdanie? A z drugiej strony, przecież jest moim Panem - sam potrafi doskonale zadecydować o tym, co jest w porządku a co nie i na ile przejmuje się "opinią publiczną".

Z braku stosownego obrazka.
A może warto zacząć od tego, co to ZNACZY, że jest moim Panem. A idąc tropem mojej własnej definicji
oznacza to, że każdą decyzję na temat mojej osoby oddaję Jemu. Podobnie z każdą oceną sytuacji. Czy z tego nie płynie wniosek, że jeśli Właściciel mówi, że jest ok, to znaczy że jest ok? No pewnie płynie, ALEEEE...

Oddając prawo do decydowania mojemu Panu, nie oddaje mu własnych odczuć - to, że Jemu podoba się np. taki a nie inny wygląd, jeszcze nie oznacza, że podoba się on również mnie, pomimo tego, że go akceptuję.

Ot i taki sobie wywód o niczym, a bez rozmowy się pewnie nie obejdzie :)


niedziela, 28 kwietnia 2013

Obrażona na Pana?

Czytając post istniejedlaniego, zdałam sobie sprawę, że to, że w mojej głowie pojawiają się pewne odczucia, nie koniecznie jest nienormalne, jak do tej pory mi się wydawało.

Co to w ogóle znaczy złamać Sukę? Co wtedy dzieje się w jej głowie? Jak to wygląda z biologicznego punktu widzenia? Czy granica bólu przesuwa się mechanicznie?

Nie wiem... Zaczynając od końca nie sądzę by działo się to mechanicznie. Raczej nie jest to możliwe. Moim skromnym zdaniem jest to metodyczna zmiana mojego nastawienia. No bo przecież kiedy Pan mnie czymś zirytuje, to jestem w stanie znieść znacznie więcej, w ciszy i bez marudzenia. Tak tak, wiem - adrenalina powiecie. I pewnie macie racje. Tyle tylko, że czasem mam wrażenie, że podobne zjawisko zachodzi podczas "łamania". Jestem obok. Nieobecna. Owszem, czuję ból - ale całkowicie mu się poddaję. Przestaję walczyć i uciekać. Jedyne o czym marzę, to zwinąć się w kulkę i zostać sama. Ale przecież przy tego typu sytuacji raczej brak adrenaliny, czy czegokolwiek innego co łagodziłoby ból... Z tego wniosek (oczywiście są to moje przemyślenia, które wcale nie oznaczają że mam racje :D), że wszystko siedzi w mojej głowie i nad wszystkim jestem w stanie zapanować.

Ale... Nie o tym miałam pisać... Nisza się schowała. Pomimo tego, że od czasu do czasu wychyla nos - obraziła się na nas oboje i nie wygląda na to, aby gdziekolwiek ze swojego pokoju się wybierała.

Co to w ogóle, kurde, znaczy obrazić się na Pana?! A jednak Istniejedlaniego uświadomiła mi, że tak - że to właśnie coś oznacza i bynajmniej nie jest to żadna metafora.

Pewne rzeczy zruszały mi się pod kopułą. Nikt nie wie dlaczego, ani co to spowodowało. Czy obraziłam się na Pana? Nie... Ale nie czuję się tak pewnie i dobrze, kiedy mnie dotyka. Nie chcę widzieć Jego wzroku. TEGO wzroku... Wniosek? Nie byłabym sobą gdybym nie uznała, że jestem do bani i nie nadaję się na uległa :)

Państwa program nie może być
w tej chwili wyświetlony
Takie porównanie przychodzi mi do głowy. Stoi na półce stary telewizor. Szumi. Obraz nie jest czysty. Jedyny sposób na to, żeby obraz się poprawił to porządnie pierdutnąć w obudowę. Jak raz nie pomoże, to poprawić i wszystko wraca do normy. Czasem wszystko się psuję w momencie kiedy ktoś podniesie się z fotela. Nikt nie wie, co powoduje taką zmianę. Nikt nie wie, co zmienia się w wewnętrznym układzie telewizora w czasie pierdunięcia, alee... Działa.

I podobnie jest ze mną. Pan wstał - nie zrobił niczego złego. Nie uraził mnie. Nie skaleczył. Ba! Nawet nie złamał. Ale pod kopułą coś się przełączyło i wszystko szumi i buczy zamiast pracować jak na Sukę przystało. Najgorsze, że w przypadku mojej kopuły "pierdut w obudowę" nie działa.

I tym sposobem doszliśmy do momentu, w którym Pan Suki pyta, czy seks rano jest ok. To się nazywa upadek :D Gruch jak z WTC aż do samiuuutkieeej ziemi!

czwartek, 25 kwietnia 2013

Arcydzieło wedle mej opinii oraz... nosek!

Zacznę może od wieści dobrych!

Nisza delikatnie wychyla nosek. Dzisiaj nawet zgodziła się na małe lanie. Ba! Stwierdziła, że te kilka razy wymierzone przez Pana to było dla niej wręcz za mało! Niestety... Szybciutko schowała się z powrotem* do swojego pokoju i nadal nigdzie się nie wybiera.

Ale...! Nie narzekam - mamy jakiś mały postęp. Może nie zupełnie zgodnie z tytułem wychyliła nosek a zadek, ale HELLOU <!> nie można mieć wszystkiego i nie od razu Rzym zbudowano.

Z przyjemnością również stwierdzam, że po 10-dniowym wolnym i dwóch tygodniach szkoły,
rozpoczynam... Kolejne 10-dniowe wolne :) Taaak - jak to dobrze być studentką.

Ponieważ po przegrzebaniu Internetu dowiedziałam się, że nie mogę zamieścić podlinkowanej miniaturki zdjęcia na moim blogu, ponieważ będzie to naruszeniem praw autorskich, zamieszczam LINK. Zdjęcie urzekło mnie po prostu w całej rozciągłości i stało się moim celem, guru i tym, jak chciałabym, by wyglądały moje prace. Eh, mam dziwne wrażenie że złapałam zajawkę :)

A ponieważ złapałam zajawkę, post zakończy się właśnie na tym ;)

* czy ktoś może wbić do mojej pustej mózgownicy, że nie piszemy "spowrotem" tylko "z powrotem", co wygląda dla mnie równie idiotycznie jak "gura", "ktura" i inne tego typu ananaski??

niedziela, 21 kwietnia 2013

Zaryglowane drzwi do uległości

Klęcząc przy łóżku ze schowaną w dłonie twarzą nie myślałam o niczym. Kompletnie nic... Zero reakcji, zero refleksji. Kolejne razy spadały, a ja...? Jakby mnie nie było...

Nisza schowała się gdzieś we mnie. Głęboko... Jak nic przypomina mi się scena z filmu "Intruz", gdy Wanda zdaje sobie sprawę, że zupełnie nie słyszy w swojej głowie Melanie i z przerażeniem próbuje ją z siebie wyciągnąć (niech Ci którzy jeszcze tego filmu nie widzieli mi wybaczą). Ale właśnie w ten sposób schowała się we mnie Nisza.. i .. Kurde! No nie mogę jej znaleźć!

Od tego momentu, kiedy budząc Pana... Nie wszystko poszło zgodnie z moją myślą. Ponieważ obudził się wcześniej niż ja zaczęłam go budzić, uznał że ma ochotę na pieszczoty a nie budzenie i.... Zrealizował swoje pragnienie. Jestem Jego Suką! Gdzie tu jakiś problem?! Em... Jak widać problem jest.

Niszy najwyraźniej sytuacja się nie spodobała. W połączeniu ze szczekliwą porażką, cała sytuacją chyba ją
przerosła i postanowiła wyprowadzić się do drugiego pokoju (tego w mojej głowie) i zamknąć się tam na klucz. Nawet porządne lanie nie chce jej stamtąd wykurzyć...

A co w tym wszystkim było najgorsze? Jedno zdanie...

- Podobało się?
- Nie...
- Bardzo się starałem żeby się podobało... 
- Bolało?
- Tak...
- Czułaś karę?
- Tak...
- Skruszona...?
- <wzruszenie ramion>
- Podporządkowana?
- Nie...

Durna jestem. Odkąd pamiętam - byłam durna. Jako dziecko najgłośniej płakałam nie wtedy, kiedy prezent mi się nie podobał - to był mało istotny problem. Problem pojawiał się, kiedy widziałam że rodzice cholernie starali się, żeby jednak wpasować się w moje gusta a ja durna, jak śmiałam w ogóle tego nie docenić i stwierdzić że jestem niezadowolona.
I tutaj zadziałało to dość podobnie. Myśl o tym, że Pan starał się sprawić mi przyjemność, a jedyne na co było mnie stać to kontemplacja mojego "nie bycia", sprawiała że nie specjalnie chciało mi się podnieść z podłogi.

Panie i Panowie!!! W rankingu najgorszych wydarzeń, miejsce drugie zajęłooooooo:

PRZERAŻENIE!

No tak... Lęk przed tym, że ta mała skubana cholernica, Nisza, nie wylezie już z tego pokoju i na złość wszystkim umrze tam z głodu. Martwię się, że może przyblokował się zamek, albo jakiś inny nieprawdopodobny zbieg okoliczności zatrzymuje ją w miejscu w którym przebywa.

Zawsze się boję... Kiedy tylko zaczynam nie wpasowywać się w klimat... Wpadam w panikę... Że to koniec - znowu, że się nie nadaje, że wymiękam, że jestem Suką dopóki nie zaczyna robić się trudno, że... i milion innych "że"... I jedno najważniejsze "że": stracę Pana...

No bo do jasnej cholery - ile razy można próbować i zaczynać od nowa??!!

sobota, 20 kwietnia 2013

Proces planowania trupa i okrucieństwo Domin.

Wczorajszy wieczór:

P(an): Dzisiejsza lista poszła do kosza, ale lepiej żebyś jutro załatwiła sprawę tak jak powinna być załatwiona, bo nie będzie uproś. Jasne to jest dla Ciebie?
J(a): Jasne.

Dzisiejsze popołudnie:

P: Wow, zrobiła się 13. Nawet nie wiem kiedy. <TEN wzrok> Zrobiłaś listę, prawda?*
J: Nie...
P: Żartujesz?!
J: Nie...

*  <lista powinna być skończona maksymalnie do godziny 12>

No i tak tyka sobie 21:40. Lista... Em... Jakby to tak delikatnie... Pozostała w procesie planowania. Podobnie dzień "przeglądu" zginął dzisiaj śmiercią naturalną. I w ten o to sposób spreparowałam dzisiaj dwa trupki (dla niepociumanych lista i dzień). A Pan jutro spreparuje trzeciego :(

Z dobrych wiadomości: zrobiliśmy dzisiaj ciasto. I tak - "my" nie jest tutaj przejęzyczeniem. Lubię gdy robimy coś nowego do jedzenie. To trochę taka wspólna nowa zabawka ;) I tak - to jest fajne.

Autorstwa mojego E :*
A ponieważ w kuchni często to ja wiodę prym, tak się zastanawiam jak to jest z dominacją wśród kobiet. Skąd u nich to okrucieństwo i bezwzględność. Nie ukrywam, że moje przemyślenia wzmocniła prowadzona na Forum dyskusja na ten temat. Do czego doszłam? Wszystko co się dzieje, wynika z natury. Z historii i biologii wiemy, że mężczyzna od zawsze był tym silniejszym i bardziej "odpowiedzialnym". To facet polował, dbał o rodzinę i decydował o tym kiedy... Em... Nastąpi współżycie :). A kobieta? Kobieta była tą cichą, pokorną, dbającą o domowe ognisko istotką, która mężowi/chłopu podporządkowywała siebie i swój rozkład dnia.


I gdzie w tym obrazku miejsce na ubraną w lateksowe kozaczki dziewoję z palcatem i smyczą? No ni... nie chcę się z tymi kozaczkami nigdzie zmieścić w kanonie kobiecości podległej mężczyźnie. Stąd moje przeświadczenie o tym, że dominacja wśród kobiet jest raczej czymś odbiegającym od natury. A z tego faktu wynika, że pożądanie związane z sadyzmem i zadawaniem bólu, powinno być znaczeni silniejszej niż wynikające z natury odczucie bycia tą "słabszą". Stąd hamulce są... Hm... wyłączone? Ot i cała tajemnica...

Ale oczywiście są to wyłącznie moje przemyślenia (no dobra, może nieco zapożyczone) i wcale nie muszę mieć racji. Póki co nikt nie przekonał mnie do niczego bardziej.. hm... sensownego.

piątek, 19 kwietnia 2013

Nie-ulegle

Po pierwsze się chciałam pochwalić, że zanotowano dzisiaj najniższą wagę w historii! Brawo dla mnie!

Wczorajsza lista rzeczy do zrobienia powstała ni mniej ni więcej godzinę po tym jak miała powstać. Ba! Kilka jej punktów zostało zwyczajnie zignorowanych. Ba! Wylądowała w koszu :)

To ostatnie na szczęście stało się za sprawą i dłońmi mojego Pana - obawiam się, że w innym wypadku mogłabym jednak nie dożyć dzisiaj :D.

Chciałabym opisać, dlaczego się tak strasznie cieszę, że już jest normalnie (bo przez ostatnie 3 dni nie było), ale... Nie wiem - jakoś tak nie bardzo jest co napisać. Po prostu było nienormalnie. Nie ulegle. Nie podporządkowanie. Nie BDSM'owo... I w ogóle nie! Ale już jest normalnie...

Tak sobie myślę, że dobre lańsko jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło. Przynajmniej jako forma dyscypliny.  Jak człowieka dupsko poboli przez chwilę, to od razu się jakoś tak jaśniej myśli, łatwiej być dla całej reszty społeczeństwa uprzejmym i miłym i w ogóle w generalnie jest jakoś tak łatwiej w życiu.

Problem pojawia, się jak nie ma właściwej osoby, która by rzeczony środek dyscyplinujący zaaplikowała. Wtedy mamy do czynienia z powszechnie rozprzestrzeniającą się jednostką chorobową o wdzięcznej nazwie  LOWN (Lenistwo + Osy W Nosie).

Na koniec dorzucam scenkę rodzajową:

(w trakcie smarowania kolana maścią - oczywiście ja smaruje swoje kolano :D)

Ja: Fuuu, nie ogoliłam wczoraj kolana!
Pan: Fuuu
Ja: Ale Ty przecież masz cały czas owłosione kolano, tzn że cały czas jesteś "fuuu"??
Pan: Idź zrób 30 brzuszków - bardzo proszę :>

czwartek, 18 kwietnia 2013

Właściciela ma się tylko jednego...

- Myślisz, że gdyby kiedyś mnie nie było z jakiekolwiek powodu, to czekałabyś na mnie czy szukała sobie kogoś innego?

- Masz na myśli gdybyś zaginął?

- Tak, i nie wiedziałabyś czy żyje.

- Nie wiem jak zachowałabym się naprawdę, ale... Myślę, że nie wchodziłoby to nawet w grę dopóki nie miałabym pewności że nie żyjesz.

- A myślisz, że jak miałabyś już pewność to szukałabyś sobie również Pana?

- Nie, myślę że nie... Można mieć wielu dominów, czy panów... Ale Właściciela ma się tylko jednego i na zawsze...

Właściciel jest zawsze tylko jeden...

Tresury ciąg dalszy...


Kolejne ciężkie polecenie... Kolejny ciężki (tym razem) poranek.
Stanęłaś na wysokości zadania! Brawo!

Później chwila zadumy i krótka rozmowa.
Czy Pan naprawdę może wszystko? Oczywiście też ma swoje obowiązki względem suki (moim zdaniem w dużej mierze dominacja to obowiązki), ale czy może wydać jakiekolwiek polecenie? Wymagać czegokolwiek (co nie wykracza ponad ustalone granicę), czy może w dowolny sposób i w dowolnym wybranym przez siebie celu tresować sukę?
Moim zdaniem tak. Ciesze się, że Ty moja suczko masz podobne spojrzenie na tą sprawę.

Nie zmienia to jednak faktu że kolejne ciężkie polecenie zepsuło Ci przedpołudnie.
Dostałaś szansę – dostałaś możliwość zmodyfikowania zasad panujących w naszej relacji; ustalenia pewnych, dodatkowych reguł. W końcu przez cały ten czas miałaś okazję się już poznać – dowiedziałaś się co Ci przeszkadza a co Ci się podoba, dowiedziałaś się co z rzeczy zwyczajnych bywa granicą i odwrotnie.

Nie skorzystałaś z tej „szansy”. Poinformowałaś mnie : „To Ty jesteś Panem. Gdybym ja ustaliła jakieś reguły to kto tak naprawdę by dominował”? To była odpowiedź na którą w głębi liczyłem, odpowiedź która świadczy o tym, że jesteś w pełni moją Suką! Że wszystko udało się najlepiej jak mogło się udać.

Patrzę tak na to dlatego, bo tworzymy jedność, bo na pewne sprawy patrzymy tak samo, bo świetnie się znamy. Patrzę na to również w ten sposób bo jesteś gotowa mi służyć całą sobą, bo jesteś gotowa spełniać każde moje plecenie, bo czerpiesz radość z bycia uległą, z podporządkowania i oddania – a cieszy mnie to z całego serca że sprawiam Ci radość i zaspakajam Twoje potrzeby.
To godne podziwu i piękne, że jesteś w stanie oddać całą siebie, ufając mi bezgranicznie.
To coś z czego jestem dumny.

Uważam że jesteś wyjątkowa i w moim odczuciu najwspanialsza – jestem z Ciebie dumny! Jestem również dumny że zasługuję na taką Sukę jak Ty! W pełni zasługujesz na swoje miano.

środa, 17 kwietnia 2013

Tak! Naprawdę zrobisz dla mnie wszystko Niszo.

Mniej więcej o godzinie 21;45 wydałem Ci polecenie. Moim zdaniem jedno z najtrudniejszych jakie mogłem Ci wydać - jesteś ambitną perfekcjonistką, która każdym swym działaniem chce sprawić maksymalną radość Panu.


Delikatny uśmiech i niedowierzanie odbiły się na Twojej twarzy - myślałaś że to żart, po całym dniu spędzonym w objęciach Pana, na odpoczynku i w relacjach. Powoli docierało do Ciebie, że to nie żart - Twoja mina robiła się coraz poważniejsza a w oczach pojawiał się hm.. nazwę to lęk.

Przyjęłaś odpowiednią pozycję - zgodnie z moim poleceniem - i zaczęła się walka. Pozwoliłem Ci na to - ba, lubię jak walczysz, jak się dla mnie starasz. Taki był jeden z celi wczorajszego tego polecenia - byś ze sobą walczyła i byś przeszła kolejną granicę.
Drugim celem było to, byś tą walkę wygrała i poszła spać koronując przyjemny i pełen zadowolenia Twój dzień ostatnią wygraną. Chciałem Ci w tym pomóc, ale bardzo chciałaś to zrobić sama...

Klęczałaś a ja odpoczywałem, obserwowałem sobie otoczenie i czasami Ciebie.
Nie przywiązywałem specjalnej wagi do tego co robisz - byś nie czuła się jeszcze bardziej skrępowana, by było łatwiej.
Widziałem jak kilkakrotnie opada Ci głowa, jak łapiesz powietrze, jak następnie ono z Ciebie uchodzi - widziałem jak wiele razy byłaś blisko. Widziałem że zrobiłaś to już w głowie, a teraz starasz się tylko wydać dźwięk - przekonując się do tego raz po raz.

W końcu pojawiała się świadomość że nie dasz rady... i chwila odpoczynku, by za moment podjąć kolejną walkę. Dostałaś 10 sekund, liczyłem je powoli. Pierwsze 7 sekund było dość szybkie - byś mogła przekonać samą siebie i nie mieć czasu by zastanawiać się nad wszystkim - ostatnie 3 zaczynały płynąć wolniej - każda „sekunda” trwała po 10-20 sekund tak naprawdę.
Widziałem jak zaciskasz każdy mięsień Twojego ciała, jak zginają się Twoje palce, jak wbijasz paznokcie w uda - hm.. nawet nie wiem czy to czułaś, ale mam wrażenie że nie.
Skowyt towarzyszył dojściu do 0, gdy wiedziałaś że się nie udało, gdy wierzyłaś w to że mnie zawiodłaś, że nie jesteś wystarczająco dobra by spełnić moje polecenie.

Ja widziałem to inaczej - widziałem Sukę która walczy każdą cząstką siebie, z każdą cząstką siebie by mi się poddać. Widziałem Sukę, która jest gotowa zedrzeć sobie skórę z ud, by tylko sprostać temu poleceniu.

Sytuacja powtarzała się raz po raz przez jakieś 30 minut. Pomyślałem, że Ci pomogę - nie chciałaś. Prosiłaś i błagałaś byś mogła osiągnąć to sama. Pozwoliłem! Kolejne 15 minut...
Poszedłem się kąpać, poszłaś za mną...
Klęcząc przy wannie myślałaś o wszystkim co się dzieje, rozmawialiśmy, dzieliliśmy się obserwacjami. Wróciliśmy.
Jeszcze kilka prób... potem jeszcze kilka...

W sumie wszystko trwało 1.5 godziny...
Załamałaś się, odpuściłaś - przerosło Cię to wtedy. Wziąłem się za Ciebie, za pocieszenie, za troskę i za próbę osiągnięcia tego z Tobą.. Ale wiem, że nie dołożyłem wszystkich możliwych starań. Nie zrobiłem tego, bo byłaś zbyt zrezygnowana i tak naprawdę nie sądziłem bym był w stanie coś zmienić.

Długo płakałaś raz za razem, powtarzając całą sytuację.
Pozwoliłem Ci zostawić to wszystko za sobą i iść spać.
Dziś uważam, że to że pozwoliłem Ci to zrobić po swojemu było błędem. Dlatego że nie osiągnęłaś celu, że Cię to załamało i zdemotywowało.
Dlatego że zaczęłaś źle myśleć o mojej Suce, dlatego że zaczęłaś ją źle oceniać - a nie masz do tego prawa!
Tylko ja mam prawo ją oceniać - bo jest moja i stara się dla mnie, bo ja ją znam i znam moje wymagania w stosunku do niej, a Ty jesteś zbyt samokrytyczna.
Uważam tak również dlatego, że gdybym ja się za Ciebie wczoraj wziął, to byś osiągnęła cel i przełamała się, bez załamań i demotywacji.
Ale we wszystkim są i plusy - dzięki temu osiągniesz to sama i będziesz miała z tego dużą satysfakcję (dużo większą niż gdybyś dostała moją pomoc), myślę że też wiele się przez to nauczysz.

Dziś rano obudziłaś mnie liżąc mnie po dłoniach; tuląc się do mnie.
Zaczęliśmy rozmawiać.
Nadal zdemotywowana i załamana potrzebowałaś troski i opieki Pana.
Pomimo błagań i próśb nie dostałaś tego - dostałaś możliwość wyłączenia się całując moje stopy i możliwość spełnienia swojej powinności w postaci zaspokojenia mnie. Głębokie gardło przy wtórze trzasków palcata i Twojego pojękiwania sprawiło mi dużą przyjemność.
Dopiero wtedy otoczyłem Cię troską i opieką. Dopiero wtedy, bo wtedy mogłem to zrobić otaczając opieką moją Sukę, gotową do tego by mi służyć, uległą i w pełni mi oddaną, a nie słabą i załamaną dziewczynkę którą miałaś potrzebę być.
Chcę byś miała świadomość tego że jesteś moja i jesteś dla mnie- że pewne rzeczy są częścią tresury i Twojej nauki, ale to w żaden sposób nie umniejsza Twojej wartości i Twojego oddania!
Po prostu jedne rzeczy już osiągnęliśmy i należy się z nich cieszyć, nad innymi nadal pracujemy. Nad tą która została będziemy pracować dziś - życzę sukcesów i zadowolenia z siebie!

niedziela, 14 kwietnia 2013

Czy naprawdę zrobię dla Ciebie wszystko, Panie?


- Zaszczekaj dla mnie... Nisza, moja Suko, zaszczekaj dla mnie. Już. Nie za chwile, nie za moment. Nie myśl – zrób o co Cię proszę... Szczekaj.

Godzina wykańczającej walki z sobą. Ze swoją dumą, z lękiem przed ośmieszeniem, z nieumiejętnością... Godzina to długo?? Nawet 5 minutowa walka z samą sobą, to męczarnia. Cięższej walki zwyczajnie nie ma. W swojej głowie, zrobiłam to miliony razy w ciągu tej godziny. Pierwsze szczeknięcie w mojej głowie też nie było proste...

Ale nawet po tej godzinie i milionach mentalnych szczęknięć dźwięk ze mnie żaden nie wyszedł. Pomimo szczerych chęci, pomimo fizycznego bólu przełamywanych barier – nie... Nie udało się. Nie pomogło przekonywanie dla kogo to robię, kto jest moim Panem i kto ma prawo do mojego ciała, umysłu i do mojego wstydu. Nie pomogło przekonywanie, że jego nie interesuje jak to zrobię, ale czy złamię się i poddam...
Rezygnacja stanęła u bram. Było mi już obojętne. Zarówno szczeknięcie (co wcale nie sprawiło, że byłam w stanie to zrobić), jak i cała reszta... On widział... Widział, że nawet warknięcia – które słyszał ode mnie niejednokrotnie – ze mnie nie wyciągnie.
Kazał mi się położyć – niżej niż zwykle. Miało być w nogach, ale... Z przyczyn technicznych, zostałam w połowie łóżka. Skulona, rozbita i załamana. Przekonana o tym, że zawiodłam, że nie zasługuje ani na kołdrę, ani na przytulenie, ani na czułość. Nie byłam posłuszna. Czy mogłam zrobić coś gorszego?
Nie, to nie mój Pan mnie tak „zaszczuł”. Sama się tak zaszczułam i wiem to. Swoją ambicją, perfekcjonizmem i samokrytycyzmem godnym... chyba brak mi odpowiedniego przykładu.
Sen przyszedł łatwo – jak zwykle kiedy z czymś sobie nie radzę. Kiedy się obudziłam, moja walka trwała nadal... Przecież jak wielką przyjemność bym Mu sprawiła, gdybym obudziła go szczekaniem... Miliardy prób. Cicho wydawane nawet na głos dźwięki... Zebrawszy się w końcu na odwagę, przekonana o tym, że tak, teraz dam radę, na pewno sobie poradzę – zawiodłam. Nie zapanowałam nad swoim głosem i tym, by wyartykułować ten dźwięk.
Pan dał mi prezent dzisiejszego poranka. Zajął mnie. Dał mi zajęcie, które pozwoliło mi o tym nie myśleć w żaden sposób. Może nieco trudne, może nieco nieprzyjemne – ale zajmujące na tyle, by nie myśleć o tym, co stało się dzień wcześniej...
Później długa rozmowa, która miała mi uświadomić kim dla Niego jestem, że jest ze mnie cholernie zadowolony i że nie mam żadnego powodu, by czuć się przybita, przegrana lub jakąkolwiek inną negatywną emocją...

- Ja... Po prostu tyle razy mówiłam Ci o tym, że jestem dla Ciebie gotowa na wszystko, a nie jestem w stanie wydać z siebie jednego durnego szczeknięcia.

- Chodź.

Pan wstał i zaczął się ubierać, w pełnie zaskoczona tym co się dzieję chwyciłam wyciągniętą do mnie dłoń, wstałam – zupełnie naga, i podążyłam za jego dłonią. Podeszliśmy do drzwi. Pan wyjrzał przez wizjer, po czym otworzył drzwi. Gestem dłoni zaprosił mnie na zewnątrz. Zupełnie nagą. Bez chwili zawahania stanęłam w drzwiach.

- Wyjdź dalej.

Nie wahałam się ani chwili. Wyszłam zupełnie naga na korytarz blogu, ze świadomością tego, że w każdej chwili z jednego z trzech otaczających nasze mieszkań może wyjść ktokolwiek.

- Wracaj.

I zaprowadził mnie z powrotem do łóżka.

- Widzisz... To właśnie znaczy, że zrobisz dla mnie wszystko. Gdybym Ci powiedział, żebyś zeszła na dół – poszłabyś, prawda? Wiem że byś poszła... Jestem z Ciebie dumny, bo wiem że zrobisz dla mnie wszystko. Masz swoje ograniczenia, ale chcesz je przełamać. I przełamujesz, uczysz się i pracujesz nad sobą. Jestem z Ciebie dumny. A teraz ubieraj się i wychodzimy – mamy cudowny dzień i trzeba go wykorzystać.

Taak... Na mojej liście znalazł się dzisiaj punkt, by pracować nad moim podejściem. By pracować nad tym, by przyjmować to co mówi Pan za pewnik... Wyrzec się samokrytyki i pozostawić ocenę Jemu... Bo jestem Jego... I tylko On ma do tego prawo.  

sobota, 13 kwietnia 2013

Słodko-gorzka niespodzianka

Kolejny ciężki dzień w pracy dobiegł końca.
Powoli wyszedłem z mrocznego, pełnego kurzu oraz wilgoci budynku. Promienie słońca nieśmiało przebijały się przez chmury, muskając od czasu do czasu moją twarz. Tak - pomyślałem, pierwszy raz tego dnia oddychając pełną piersią - w końcu czuć wiosnę w powietrzu! Leniwie dowlokłem się do samochodu i ruszyłem w stronę domu - marząc o tym, by w końcu być już u siebie, by zjeść obiad, odpocząć, przytulić żonę i może zerżnąć sukę - tak naprawdę, to jeszcze nie do końca byłem pewien tego co zrobię z suką.
Na ulicach było pusto, więc kilka chwil później znalazłem się w kolejnym budynku - już nie tak wilgotnym i zdecydowanie mniej zakurzonym.
Jeszcze 4 piętra i już wsadzam klucz w zamek, otwieram drzwi...
Tego dnia odetchnąłem pełną piersią drugi raz - wciągając w nozdrza zapach domu, perfum żony i rozkoszną woń obiadu - niesamowite, jak szybko moje ślinianki zareagowały na zapach :)
Chwilę zajęły mi rzeczy które robi się po przyjściu do domu, po czym wszedłem do pokoju i... aż przystanąłem, a na moich ustach pojawił się uśmieszek... moja Suka stała grzecznie, nago, na środku pokoju, ubrana jedynie w same szpilki. Usiadłem na łóżku i zacząłem podziwiać :)
- Chodź do mnie - powiedziałem.
Z zapartym tchem patrzyłem, jak zmierza w moją stronę, delikatnie kołysząc biodrami. Stanęła. Nogi w rozkroku, ręce za placami, głowa spuszczona, wzrok utkwiony gdzieś przede mną, część twarzy przysłonięta opadającymi włosami.
- Obróć się - Powoli...
Zaczęła się obracać, powolutku, zatrzymując się w najbardziej newralgicznych miejscach, bym mógł ją całą podziwiać - lubię to jak dobrze mnie zna, jak świetnie wie czego i w jaki sposób od niej oczekuje.
Powoli zacząłem wodzić ręką po jej talii, bawić się, delektując.
- Obiad Ci wystygnie Mój Panie - powiedziała cichutko, po jakichś 5 minutach. Twarzy nie widziałem, ale wyczułem delikatny uśmieszek - uśmiech tego że mi się podoba, że mi sprawiła przyjemność i tego, że przez moją "niesubordynację" ona nie wywiąże się ze swoich obowiązków należycie.
No bo kto to widział, by Pan, głodny, zmęczony, zamiast zjeść i odpocząć gapił się na nagą kobietę?:P
- A co mi tam obiad, gdy ja nie mogę się Tobą nacieszyć? Nie widziałem Cię ładnych kilka godzin, a w pełni nago od kilku dni.
- Dlatego właśnie w ten sposób planowałam przynieść Ci obiad - jeśli nie masz nic przeciwko.
Nie miałem :D Możecie nazywać to jak chcecie - ale mam to gdzieś, znam świetnie swoją sukę i dokładnie wiem co robi i w jakim celu.
Puściłem ją zatem i czekałem na te pyszności, które przyszykowała...

Po uczcie - bo tak to można nazwać - i chwilowym przytuleniu mojej żony posadziłem ją na krześle. Po czym dokładnie związałem - nogi podwiązane do góry, ręce przywiązane do oparć, opaska na oczach.
- Jestem potworem! Ty starałaś się tylko sprawić mi przyjemność, a ja jeszcze zamierzam się nad Tobą znęcać - powiedziałem z ironicznym uśmiechem - ale cóż... chciałaś mi sprawić przyjemność i sprawiłaś, teraz moja kolej na sprawienie sobie przyjemności.
Siedziała na krześle, wyeksponowane piersi i cipka - chłostę czas zacząć. Delikatnie, powoli, długim pejczem zacząłem chłostać jej piersi, potem brzuch, cipkę, uda, i ręce... Od szyi powoli w dół do kolan, a następnie w górę i tak w kółko. Mocniej, delikatniej, tylko muskając lub trafiając w newralgiczne miejsca. Oj miałem zabawę ;)
Mojej suni też się chyba podobało - najpierw przyspieszył jej oddech, czasami wyrywał się drobny jęk, potem zaczęła prawie tańczyć na krześle, by na końcu skomleć przy każdym razie - taak, musiało jej się podobać ;P
- Dość, proszę... - wyjęczała po około pół godziny.
Jeszcze chwilę trwała chłosta, by skończyć się tak nagle jak się zaczęła. Chcąc wynagrodzić suni wszystkie cierpienia zacząłem ją delikatnie głaskać po ciele i ku mojemu zaskoczeniu (:P) jej taniec na krześle zaczął się powtarzać w takt wydawanych jęków. Kto przeżył długą chłostę wie, że niewiele jest rzeczy bardziej irytujących niż pieszczenie podrażnionego ciała. Gdy jednak zacząłem lizać i przygryzać obolałe, nabrzmiałe i podrażnione sutki w mojej suczce coś pękło.. Z okrzykiem bólu rzuciła się kilka razy na boki chcąc przerwać moje "pieszczoty".
O dziwo udało się jej ;)

Dobrze wiedziałem czego to była oznaka. Oznaka frustracji która towarzyszy obolałemu każdemu fragmentowi ciała, oznaka złości że nie zniosła tego bez nawet jednego piśnięcia i że przerwała, zamiast znieść wszystko na co miałem ochotę. Nie chciała przerwać moich pieszczot, po prostu nie była w stanie znieść więcej - co też z powodu jej ambicji doprowadziło ją do szału. A dodatkowo - jeszcze nie do końca skończyła się okresowa burza hormonów.

Sięgnąłem po knebel i po delikatnej "walce" wcisnąłem jej go w usta.
- Jesteś moja i tak bawić się nie będziemy. Zrobię z Tobą wszystko co będę chciał i jak będę chciał. Jesteś moją zabawką i na pewno nie TY będziesz decydować czy, jak i kiedy mogę się Tobą bawić!
Przywiązałem jej głowę za włosy do tyłu krzesła, by rzucając się nie zrobiła sobie krzywdy pakując twarz prosto pod pejcz.
- Chcesz decydować? Proszę bardzo! Długa czy intensywna chłosta?
Cisza. Zawsze wtedy zapada cisza. Wie że jest moja i nienawidzi podejmować takich decyzji - czuje się wtedy kompletnie nie w swojej roli.
- Jeśli za 3 sekundy nie uzyskam odpowiedzi, dostaniesz jedną i drugą.
Po chwili wahania daje znać, że woli krócej ale intensywniej.
Zgadła - dokładnie w ten sposób będę ją chłostał.
- Uderzenie palcami w uda to będzie Twoje słowo bezpieczeństwa.
Zacząłem od chłosty krótkim pejczem, po kolei cipka i piersi kilkanaście mocnych uderzeń przy wtórowaniu skomlenia, jęków i wycia których nawet nie tłumił knebel.
Sięgnąłem po Magic Wand. I zacząłem ją pieścić na maksymalnej prędkości.
- Nie waż mi się dojść!
Widziałem jak była blisko, jak ze sobą walczy i jak wygrywa. Przerwałem i ja.
Jeszcze chwila chłosty w rozognioną cipkę.
- Wiem jak jesteś zła i rozdrażniona, jak nie masz na nic ochoty! Ale kompletnie mnie to nie interesuje. Jesteś moja i dojdziesz teraz dla mnie. Masz na to 5 sekund - każda sekunda zwłoki skutkuje kilkoma razami palcatem.
To dało jej chwilę by ochłonąć. Włączyłem Magic Wand. Ustawiłem na niskiej prędkości ciut poniżej łechtaczki i zacząłem liczyć.
Po 9 sekundach zobaczyłem przeszywający ją orgazm. Nie przestałem.
- Masz dość?
Potakujące kiwanie głową.
- Więc dojdziesz dla mnie drugi raz. Im szybciej tym lepiej. Nie chce słyszeć żadnego dźwięku wydobywającego się z Ciebie ani widzieć żadnego ruchu.
Kilka sekund później wyczułem raczej niż zobaczyłem że nadszedł kolejny orgazm. Przerwałem.
Rozwiązałem jej ręce i nogi, zdjąłem knebel i opaskę - zostawiłem jedynie linkę na włosach.
- Mam nadzieję że to pierwszy i ostatni raz - powiedziałem patrząc jej prosto w oczy.
- Przepraszam Panie, nie wiem co...
- Milcz! - powiedziałem słysząc jak głos jej się łamie, jak chce wyrazić skruchę i jak bardzo chce przeprosić.
- Ja wiem co w Ciebie wstąpiło - dodałem - wiem dlaczego dałaś się ponieść dziś emocjom i nie masz mnie za co przepraszać. Wiele już umiesz, ale ciągle są nowe sytuacje których się uczysz, których jeszcze nie kontrolujesz. Musisz się tego nauczyć jak wszystkiego innego się nauczyłaś. Dlatego Twoja tresura nadal trwa.... ale - prócz kilku małych wpadek ostatnio związanych z PMS nie mam Ci nic do zarzucenia przez ostatnie kilka miesięcy więc staraj się dalej, tak bym był z Ciebie zadowolony - jak do tej pory.
- A teraz wstań i za mną! - powiedziałem i ruszyłem stronę łóżka.
Poderwała się wykonując natychmiast moje polecenie - ale szybko opadła z powrotem na krzesło; linka na włosach trzymała dobrze;) Po krótkiej szamotaninie i walce z linką udało jej się ją rozwiązać i dołączyć do mnie, by przytulić się do moich nóg a ja długo ją głaskałem.

I tak prawie zakończył się tamten dzień. Prawie, gdyż moja suka dostała jeszcze 10 razy packą i 20 razy pasem w ramach rozgrzewki przed kolejnymi 30 razy palcatem. I do dnia dzisiejszego paraduje z pięknie obitą pupą, a równie śliczna czerwień zeszła po 2 dniach.
Tak, zdecydowanie jej tresura sprawia mi przyjemność, a widząc efekty, jej oddanie i gotowość by spełnić każde moje polecenie w każdej chwili (nawet przez sen) jestem naprawdę z niej zadowolony.

Koszmar o koszmarze...

Ponieważ Pan jest na etapie publikacji postu z ostatnią naszą "sesją", ja dodam coś z innej beczki...

Za namową wszystkich ludzisków z Forum zaczęłam wgłębiać się w tematykę filmów klimatycznych i szperać trochę po sieci w tej dziedzinie. Szperając, znalazłam pewien spis tego typu filmów, gdzie między innymi znalazłam produkcję o zacnym tytule "The pet". Grzebiąc po wszelkiego rodzaju blogach tematycznych, wielokrotnie spotkałam się z tym, że uległe nazywane są właśnie terminem "pet", co jeszcze bardziej przykuło moją uwagę.

I co?

Otóż nie wiem. Film opowiada historię dziewczyny, której życie mniej lub bardziej jest do bani, co zauważa pewien bogacz. Bogacz dość... Można powiedzieć ekscentryczny. Proponuje dziewczynie dużą sumę pieniędzy w zamian za to, że zostanie jego zwierzątkiem domowy. Początkowo niewiasta się nieco oburza, ale ostatecznie się na to godzi. Od tego momentu spodziewałam się taniego pornola - zwłaszcza że język bohaterów definitywnie jest zrozumialny - nawet dla mojego "kali jeść kali pić" (oczywiście nie udało mi się znaleźć napisów do tego filmu).
Ku mojemu zaskoczeniu, przez półtorej godziny nikt nikogo nie bzyknął, nie zobaczyłam ani pół penisa. Ba! Jedynie pół nagiego mężczyzny - i to górne pół.

Znów nie powiem jak film się kończy. Jedno co powiem - nie wiem. Zupełnie nie wiem, co myśleć ani na temat koncepcji (jako ludzkich zwierząt domowych) ani na temat tego filmu... Tyle jeśli chodzi o jego recenzję.

Pochylę się teraz nad czymś innym... Nad dzisiejszym porankiem...

Siedzę naga, przywiązana do ciężkiego, średniowiecznego fotela. Nie jestem się w stanie ruszyć w zupełnie żadnym kierunku. Widzę Cię... Stoisz obok mnie... Trzymasz mi rękę na ramieniu, i delikatnie głaszcząc kciukiem uspokajasz. Wiem dlaczego mnie uspokajasz... Modlę się po cichu, by to nie była prawda... By to tylko był zły sen, ale uczucie głaskania na prawym ramieniu przekonuje mnie, że jednak mi się to nie śni... Drzwi powolutku się otwierają i wyłania się On. Mój największy koszmar, który prześladuje mnie już od kilku lat... Rude okulary i ta charakterystyczna bródka... Charakterystyczna, bo Ty Panie masz dokładnie taką samą. Na szczęście nie rudą, jak on...

Pewnym siebie krokiem wchodzi do pomieszczenia, w którym się znajdujemy. Patrzy na mnie spod tych swoich okularów - dokładnie tak jak wtedy... Przygląda mi się - ocenia...

- Utyłaś od naszego ostatniego spotkania, suko.

W jego ustach ten tytuł nie jest dłużej tytułem. Tłumię w sobie bunt, że tylko Ty, Panie możesz mnie tak nazwać.. Uspokajam swoją złość czując na ramieniu Twój silny uścisk.
Przygląda mi się nadal.... Podnoszę wzrok na Ciebie Panie, i z oczami pełnymi łez, z błagalnym wzrokiem daję Ci do zrozumienia, że nie chcę, że się boje...
Moje mięśnie zaczynają nerwowo drgać, a powieki instynktownie się zaciskają kiedy on podchodzi do mnie i zaczyna dotykać moich piersi. Kiedy dociera dłonią do moich ust, szybko kłapie szczęką by go ugryźć. Ma lepszy refleks. Stajesz przede mną Panie i patrzysz mi głęboko w oczy.

- Właśnie takie świadectwo chcesz o mnie wydać, Suko? Tego Cię nauczyłem? Gryźć bez pozwolenia?

Widzę jego kpiący uśmieszek na twarzy. Jak wtedy, gdy moje wrzasków i tak nikt nie mógł usłyszeć. Pan wymierza mi siarczysty policzek, po czym przy pomocy jakiegoś mechanizmu wpuszcza mój fotel w podłogę, widzę jak On rozpina rozporek i już wiem, czego mój Pan ode mnie wymaga. Nie istnieje mięsień, który we mnie nie drży...

- Panie, błagam Cię...

Pan znów do mnie podchodzi, po czym głaszcze piekący policzek...

- Niszo... Wiesz, że jestem Twoim Panem i mam prawo zrobić z Tobą cokolwiek zechcę, prawda?
- Tak Panie, ale..
- Nie dyskutuj. Wiem, że to trudne. Ale konieczne. Inaczej się nigdy nie uwolnisz od lęku przed nim. Wiesz o tym prawda?

Przed oczami pojawia mi się obraz zdjęcia, które mi zrobił, wtedy tamtego felernego dnia...

I wtedy poczułam szarpnięcie. Obudziłam się przerażona... Cała skulona i drżąca w ramionach Pana... Wystraszona, bo przecież dał mi wczoraj wyraźne polecenie - obudzić go o 9, zaczynając całować od stóp. Uniosłam się, by zrobić to, o co prosił, ale on mi nie pozwolił.

- Jest wpół do siódmej.

Wtuliłam się w jego silne ramiona. Później, by sprawić żebym nie myślała, sprawił mi ból. Dał zadanie do wykonania, a potem zmusił do pełnego skupienia na nim... Mój mądry Pan... Nie wiem co ze mną robił... Nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć. Pamiętam dopiero rozmowę. Pytania. Co lubię jak ze mną robi.. Kolejne i kolejne... Zaczęłam się wtedy uśmiechać... Mój sen...? Nadal przeraża... Ale przywodzi również na pamięć tą rozmowę... A to wywołuje mój uśmiech...

czwartek, 11 kwietnia 2013

Czekoladowy poranek

Wczorajszy dzień jak najbardziej mogę nazwać ciężkim. Bardzo. Ale w gruncie rzeczy pomimo tego, że do teraz moje pośladki utrzymują kolor przyjaźnie różowawy (i bynajmniej nie jest to róż majtkowy), jestem raczej zadowolona...

Całą sytuację jeszcze może dzisiaj opiszę, ale... Jedno czego się nauczyłam wczoraj, to tego, że lubię kiedy Pan nazywa mnie swoją Suką i lubię kiedy tak się do mnie zwraca. No dobra, może nauczyłam się dwóch rzeczy - również tego, że odpowiednio zmotywowana jestem w stanie zapanować nad orgazmem, nawet w grę wchodzi magic wand.

Ponieważ wczoraj Pan podsumował ostatni tydzień moich list z pominięciem wczorajszej (tak tak, ma to związek z purpurą mojego zadka :D), dzisiaj rano przejrzał tą, która pozostała i po podsumowaniu stwierdził:

- Jestem z Ciebie ostatnio bardzo zadowolony - wczoraj sprawiłaś mi ogromną przyjemność. I jestem naprawdę dumny z tego ile starań dokładasz do wszystkiego co robisz, dlatego... Uznajmy, że nie widziałem tej listy, dobrze?? Proszę na niej napisać, że nigdy "pańskich" oczu nie ujrzała :) - i oboje zaczęliśmy chichotać.

Gwoli małego przed-wyjaśnienia, wczoraj czekałam na Pana całkiem nago, jedynie w szpilkach (zresztą szpilki należą do tych, od których - oczywiście gdybym męski organ posiadała - natychmiast by stwardniał :D

Oprócz tego, mój miłościwy Władca wczoraj obdarzył mnie czekoladą, od której zaczęłam dzisiejszy dzień. I wszystkich łasuchów i podjadaczy od razu uprzedzam - zdjęcie jest historyczne i uwieczniona czekolada już nie istnieje :)

Brakło mi zakończenia, jednak na Pana zawsze można liczyć. SCENKA SYTUACYJNA!

- Em... Pomalowałam kibel lakierem do paznokci....
- I co... Teraz jest fajniej???

Tak... Miłość to piękna rzecz :D

wtorek, 9 kwietnia 2013

Dziwkarskie paznokcie

Miało się zacząć poważnie, a zacznę od scenki sytuacyjnej. Dlaczego?
Bo mnie rozbawiła, ot co :)

- Wszystko w porządku kochanie??
- Tak tak... Tylko wiesz... Tak ostatnio wszystkie tak upycham różne sytuacje do szafy, żeby tylko od siebie odsunąć i się nie zastanawiać, i jak mi się ręka omsknie to wszystko wylatuje i już mi się generalnie para skończyła...
- Hmm... No to trzeba wyczyścić :)

Dłuższa chwili rozmowy na ten temat. Nadal w konwencji przepełnionej szafy. Na co mój Pan w końcu:

- No to musimy po prostu wyrzucić trochę starych rzeczy i tyle.
- Czekaj czekaj... Ale Ty wiesz, że ta szafa to tylko metafora taka jest no nie??
- Metafora czego?
- No mojej głowy przecież!
- No to nie wiem :P
- Kocham Cię ;P



A miało się zacząć tak:
Brakło mi pary... Mam w swojej głowie taką wielką szafę, do której upycham wszystkie nierozwiązane problemy, odsuwając je od siebie maksymalnie. Szafa (nawet ta wyimaginowana) niestety ma to do siebie, że w pewnym momencie pojemność się kończy. No i jak się to miejsce skończy to albo nie da się zamknąć drzwi, albo wywala się tylną ściankę. No i ja chyba właśnie tą tylną ściankę uśmierciłam...

I tak mi się nasunął komentarz pod jednym z postów Raheli. Jestem Suką. Powinnam być twardsza. Czy jestem twardsza od przeciętnej zjadaczki chleba? Może powinnam być. Ale nie jestem. Przynajmniej tak mi się wydaję.

Czy to, że stałam się Suką, sprawiło że jestem silniejsza? Twardsza? Odpowiedź zależy głównie rozpatrywanego aspektu. Patrząc z punktu widzenia psychiki, tak. Zdecydowanie. Poczucie miłości, które w przypadku relacji BDSM jest jeszcze większe, potrafi zdziałać cuda... Godziny rozmów i analiz, których nienawidziłam jednak zdały egzamin. Czy umocniło mnie to życiowo? Chyba też - jestem w stanie dać sobie radę z większą ilością rzeczy, Pan motywuje mnie do wielu działań, które normalnie zupełnie bym olała.

Żeby nie było tak całkiem smutno i nie fajnie, to pochwale się, że pomalowałam lewą rękę :) Postanowiłam również, że prawa pozostanie bez lakieru - a co! Niech wszyscy wiedzą, że do normalnych nie należę! Malując je dzisiaj o poranku, uznałam że strasznie dziwkarsko kojarzy mi się ten kolor. STRAAASZNIE :) I chyba właśnie dlatego jest to najlepsze ubranko na poprawę humoru :>

Co więcej, mogę się pochwalić, że oprócz listy rzeczy do zrobienia, powstała informacyjna lista dotycząca zaległej kary. Ponieważ ostatnimi czasy pochłonął mnie "szał ćwiczeń" (i należy przez to rozumieć kilka nożyc poziomych), najpierw przeskoczyło mi coś w udzie, przez co przez cały wieczór chodzić nie mogłam, a zaraz potem przeskoczyło mi coś pod prawą łopatką, dzięki czemu od trzech dni jestem niemalże unieruchomiona (poruszanie się w przód i w tym jak najbardziej - wstawania i obracanie się w którąkolwiek stronę definitywnie odpada). Mój ukochany Pan wziąwszy to pod uwagę, postanowił karę odłożyć karę aż przestaną boleć mnie plecy - co prawda mam wrażenie, że to raczej ze względu na moją niemoc, która uniemożliwia mu realizację niecnych planów a nie pożałowanie dla mojej opłakanej sytuacji, ale... Panu trza ufać, tak :>? Oczywiście do kary "początkowej" dochodzą dodatkowe elementy z tych trzech dni. Ja coś czuję, że mój tyłek powinien zacząć spisywać testament :)

Zakończę również scenką sytuacyjną:

- Znowu nie zrealizowaliśmy Twojej kary.
- No wiem, ale przecież to nie moja wina...
- Wiem, to zdecydowanie nasza wina, tak nam dzisiaj ze wszystkim zeszło. Ale to nic - dodamy do kary 10% i wszystko będzie ok.
- Skoro to nasza wina, to znaczy że ja Tobie też będę coś wymierzać w ramach tych 10%?
- Em... Nie. A Ty myślisz, że karanie Cię to jakaś wielka przyjemność?! Wymierzę Ci 30 razy i zamiast już skończyć to będę musiał wymierzyć Ci kilka więcej! Nie dość, że ręka od machania boli, to człowiek by się już do żony przytulił a tu trzeba jeszcze dokończyć!
- No tak, zdecydowanie jesteś tutaj w tej gorszej sytuacji, ja będę sobie tylko leżeć :P

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

"Rok przestępny"

"Rok przestępny" w reżyserii Michael Rowe'a. Film z 2010 roku. Czy w klimacie BDSM? Chyba można tak powiedzieć.

Laura jest połamana psychicznie. Prowadzi byle jakie życie, w byle jakim miejscu. Nawet o niej samej można powiedzieć, że jest byle jaka. Film rozpoczyna się od momentu, gdy dziewczyna zaczyna na ściennym kalendarzu zaznaczać kolejne dni lutego prowadzące ją do ostatniego dnia tego miesiąca roku przestępnego. Do tego czasu, oprócz prowadzenia byle jakiego życia, wieczorami wychodzi z domu by za każdym razem wrócić z innym mężczyzną. Aż do momentu, gdy w jej mieszkaniu pojawia się Arturo, który wprowadza pewną dynamikę w jej życie. O ile dynamiką można nazwać egzystencję od spotkania do spotkania, dopiero w tych momentach Laura zaczyna pokazywać chociażby minimalną ekscytację tym, co się wokół niej dzieje. Zawiązuje się pomiędzy nimi pewna relacja. On przesuwa się coraz dalej po jej granicy lęku i bólu, ale tym samym coraz mocniej ją do siebie przywiązuje.

Zakończenia nie będę zdradzać, nie mniej jednak... Dla mnie było raczej pozytywne, z kolei na moim Panu całość tego obrazu wywołała raczej bardzo negatywne odczucia.

W czasie rozmowy z Władcą na temat tego filmu zwróciłam uwagę na pewien aspekt - stwierdzenie "było minęło" to zwyczajny dyrdymał nie mający nawet grama w sobie prawdy. Wszystko co stało się w naszym życiu, nawet najmniejszy szczegół o którym w gruncie rzeczy możemy nawet nie pamiętać, jest istotny i wpływa zarówno na nasz charakter jak i na postrzeganie świata. Zwłaszcza te przeżycia, które były trudne lub ważne - zwłaszcza te zmieniają wszystko.

Ale wszystko da się zmienić - zmienić reakcje. Od dłuższego czasu już nie boję się, kiedy nie uprzedzając mnie o tym, Pan zamyka wszystkie drzwi samochodu, kiedy mnie dotyka a nawet kiedy da mi w samochodzie klapsa. W większości przypadków, nawet nie myślę o tym, o czym myśleć nie powinnam.

Wiem jednak dwie rzeczy - po pierwsze,  o ile reakcję mogę zmienić, zdusić i "unormalnić" o tyle... Wspomnienia nigdy nie zginą - nawet jeśli nie będę rozpamiętywać ich każdego ranka.

Po drugie - z Nim nie ma rzeczy niemożliwych.


Delikatna materia a prawo do zmian i kształtowania...


Czym jest posiadanie czegoś na własność? Czym jest niepodważalne prawo do czegoś?
Czy coś co należy do mnie mogę zepsuć? Wyrzucić? Zmienić? - Tak, mogę!
Czy mogę zrobić to bezkarnie? Nie – nigdy.

Każde działanie wiąże się z konsekwencjami które trzeba ponieść, a ponieważ życie nie może być za proste, to bardzo rzadko wiemy jakie to będą konsekwencję.
Podejmując się posiadania suki, Domin decyduje się na olbrzymią odpowiedzialność (mówię raczej o DD i wszystkich związkach 24/7, nie o łóżkowych igraszkach). Faktem jest, że każde działanie zmienia sukę, kształtuje i uczy ją, by dopasować ją do Pana (a gdy ma on większe doświadczenie życiowe, to również stara się on przystosować ją do otaczającego świata). To czego jej uczy i w jaki sposób to robi zależy od konkretnej pary i tego czym BDSM/Ds/Ms/DD/itp dla nich jest i czym chcą by ich relacje były. Dla mnie taka relacja jest bliskością, troską, sposobem na cieszenie się życiem razem z Nią. Ale jest to również moja władzą i odpowiedzialnością, więcej chyba nie mogę zrobić by mieć pewność że wszystko układam najlepiej jak potrafię.

Czasami jednak nie mam ochoty nikogo, niczego uczyć; czasami po ciężkim dniu chcę pobawić się moją własnością; czasami czegoś od niej oczekuje – i do tego też mam prawo. Czasami robię też coś dla swojego kaprysu – bo mogę! Ba, dlaczego miałbym nie móc? Przecież przez resztę czasu troszczę się, opiekuje, zaspakajam i dbam o moją własność (Co ciekawe, nawet gdy korzystam z mojej własności, to również ją uczę i sprawiam jej przyjemność). Nie muszę się z niczego tłumaczyć, może jest to jakaś tajemnicza lekcja i kiedyś to wyjaśnię, może jest to tylko kaprys – mam prawo postępować jak chcę i oczekiwać pełnego posłuszeństwa bez względu na to czy suka rozumie motywy moich działań.

Nie jestem nieomylny, ale nie znam nikogo kto by był;) Czasami pewne rzeczy załatwiam w niewłaściwy sposób – ale moja uległa ma prawo głosu. Może się odezwać, wyrazić swoje zdanie (jeśli nie od razu, to później podzielić się swoimi odczuciami – bym wiedział na przyszłość). Ale zawsze powinna to umieć zrobić w odpowiedniej formie.
Jednak ona też nie jest doskonała – miewa (jak i ja) wady i gorsze dni, tyle że ją za złe zachowanie zazwyczaj czeka kara. Dlaczego? Dlatego że każdy ponosi konsekwencje. Ja gdy mam gorszy dzień i zrobię coś źle też je ponoszę (np. patrzę na smutną, rozbitą sukę; na sukę która ma dość wszystkiego - pewnie łącznie ze mną; a gdy poważnie coś popsuję będę musiał leczyć moją sukę fizycznie lub duchowo przez kilka tygodni lub miesięcy). By to wszystko wiedzieć, by znać konsekwencję, by umieć im zaradzić - należy nauczyć się rozmawiać (od tego wszystko się zaczyna) – w odpowiedniej formie, w odpowiedni sposób, słuchając siebie nawzajem.
To jedna z lekcji którą razem musimy odrobić – to rzecz której uczy się całe życie.

Jeśli tak to u nas działa, to czym jest wina? W D/s Pan może wymagać wszystkiego a suka powinna zrobić wszystko co w jej mocy (bo taka jest jej rola) by temu sprostać, a jeśli ma problem może pomówić z Panem, poprosić lub wręcz błagać. Suka sama się w tej roli stawia, to coś co powoduje jej spełnienie i poczucie dobrze spełnionego obowiązku. A Pan w ten sposób może uczyć i bawić (się i ją). Należy pamiętać tylko o tym, że wszystko jest subiektywne – to suka (również na podstawie reakcji Pana) oceni czy dobrze spełniła swój obowiązek. Pan również to oceni znając sukę i pomimo dołożonych starań może ukarać – bo cel nie został osiągnięty, bo starania były za małe, bo oczekiwał od swojej własności więcej lub po raz kolejny chce ją czegoś nauczyć. I znów – ma do tego prawo i może swojej suce coś wytłumaczyć, ale wcale nie musi ;)

piątek, 5 kwietnia 2013

Jak suka stała się Niszą...

Odpowiedź na naleśnikowe pytanie Raheli:

Otóż Najwspanialszy-Z-Władających uwielbia naleśniki po meksykańsku. Z mięskiem mielonym (mielonym oczywiście w domku), kukurydzą, fasolą, groszkiem no i oczywiście sosem. Sosu sama niestety nie robię, ale kto wie... Może kiedyś.

A teraz twórczość, z którą też co poniektórzy mieli do czynienia...

Słowo wstępne:

Dzień, kiedy ponownie stałam się Suką. Jego. Kiedy minął pewien czas od dnia, gdy powiedział "No Mała, od dzisiaj wprowadzamy pewne zasady w tym domu. Tęskniłaś, co??"

Akcja właściwa:

Późna pora nocna, leżymy już w łóżku...

- Ale byłam dzisiaj łobuz, wiesz...?
- Jak to łobuz, maleńka?
- No... Niegrzeczniś. Zwyczajnie...
- Wstań i uklęknij przy łóżku.

Najwyraźniej żarty się skończyły...

- Uderz się w twarz.

W pierwszej chwili byłam pewne, że mam problemy ze słuchem. Nie możliwe, żeby powiedział to, co usłyszałam.

- Uderz się w twarz.

Ogarnęła mnie panika. Tempa, obezwładniająca, paraliżująca panika. Nie mogłam się ruszyć. Zamarłam. Na pewien czas przestałam istnieć.

- Jesteś zbyt dumna, żeby to zrobić?

Pokiwałam głową. Zbyt dumna, zbyt przerażona sytuacją, zbyt otępiała i zbyt... zakompleksiona. Przekonana o tym, że nadal jestem dla niego tylko.. niewolnicą, że nie jestem Jego Suką, a już na pewno, że nie jestem jego małą Ni...
Popatrzył mi głęboko w oczy...

- Wiem, że to zrobisz...

Gesty bezradności zaczęły ze mnie płynąć: ruch głowy, zaciśnięte pięści i przygryziona warga. Po policzkach zaczęły płynąć łzy. A przecież nawet mnie nie dotknął... Bijąc się sama z sobą, dawałam z siebie wszystko, by pokonać wszędobylski paraliż. A On...? Ze stoickim spokojem patrzył prosto w moje oczy....

- Podnieś rękę.

Spojrzałam na niego przez łzy zaskoczona kolejnym poleceniem. Krótki rzut oka na rękę, potem znów na niego... Krótka wewnętrzna walka uwieńczona uniesioną dłonią.

- Pięknie... A teraz uderz się w twarz. Mocno.

Patrząc na niego wielkimi oczami, zanosząc się płaczem, uniosłam rękę wyżej... Zamknęłam oczy i skupiając się tylko i wyłącznie na zadaniu wzięłam zamach... Zapominając zupełnie o tym, co czuje i że to ja klęczę przy łóżku a nie ktoś zupełnie inny...

Sekundy płynęły niczym godziny.... I kiedy moja dłoń już zbliżała się do twarz, Jego silna dłoń złapała mnie za nadgarstek. Natychmiast otwarłam oczy, a kiedy mój wzrok napotkał jego twarz... Tama wewnątrz mnie pękła. Nie wiem czy dało się płakać jeszcze bardziej, ale na pewno bardziej słyszalnie...

- Widzisz? Nawet gdy coś Twoim zdaniem jest ponad Twoje siły, jesteś mi bezwzględnie posłuszna. Wiem, że uważasz, że zaczynasz od zera ale tak nie jest. W pełni zasługujesz na swoje imię Niszo...

Klęcząc przed moim Panem, opadłam ze wszelkich sił... Słysząc Jego słowa, ponownie zapadłam się w siebie, a echo tego, co właśnie usłyszałam odbijało się w mojej głowie raz za razem... Jedynie samym wzrokiem byłam w stanie zapytać, czy mogę przytulić się do jego nóg.

Pozwolił... I głaszcząc moje włosy mówił... O tym jak mnie ceni... Jak wiele jestem dla niego warta jako Suka... I nie... Nie będę pamiętać tej próby, ani walki... Będę pamiętać tylko to jedno zdanie... "W pełni zasługujesz na swoje imię Niszo..."

Całkowicie sprawiedliwa kara


Jestem Twoja... I co?

Wyobraźmy sobie sytuację. Istnieje jakaś zasada. Na potrzeby tego postu nazwijmy ją listą rzeczy do zrobienia. Ponieważ miałam pewne rzeczy do zrobienia, nie byłam w stanie zrealizować wszystkich tasków z mojej listy. Ty poprosiłeś, bym je zrobiła. Rzeczy zupełnie wzajemnie się wykluczające.

Pomimo tego, że nie jesteś na mnie zły.. Ukarzesz mnie. Po prawdzie, masz rację. Nie zrealizowałam zadanie, ale... To nie była moja wina! Nie byłam w stanie!

Ufam Ci. Naprawdę. Ufam, że jesteś sprawiedliwy i cokolwiek robisz, robisz to dla naszego (mojego) dobra. Ale... Czego powinnam się z tego nauczyć? Jak mam do diabła wywalić z siebie to poczucie niesprawiedliwość??

Wrrr.... Jestem taka zła!!

Nie ze względu na tą cholerną karę, nie! Jestem, ze względu na naszą rozmowę!! Nie umiem rozmawiać o istotnych sprawach nie denerwując się nawzajem!

Tak tak... Wiem... PMS i te sprawy...



To ostatni z "tłumaczonych" postów. Od tej pory, tylko nowinki :)

PMS i dzień łamania granic


TEN czas nadchodzi... Czas, kiedy będę mściwa, okropna i zła na wszystko co się rusza. Wczorajszy poranek był świetnym preludium tego, co będzie się działo dalej:

- Spóźnisz się do pracy.
- Kochanie, nie widzisz? Przecież już wyszedłem! (nie muszę chyba dodawać, że stał na środku pokoju zupełnie nie przygotowany do wyjścia).
- Tak... Widzę.
- Masz jakiś problem?
- Tak! Bo wymagasz ode mnie, żebym się nie spóźniała, a sam tego nie przestrzegasz!
- Jesteś w stanie zrozumieć, że NIE MUSZĘ być w pracy na konkretną godzinę? NIE MUSZĘ!
- Wiem...
- Więc nie powinno Cię to interesować.
- Aha... Dobrze wiedzieć.
- Dobrze, ja wychodzę. Dam Ci tylko jeszcze radę, dobra?
- No?
- Jak będziesz sikać, to uważaj.
- Czemu??
- Żeby Cię ta pszczoła co Ci w dupsku siedzi w nos nie użądliła.
- Wrrr...

Kilka godzin później na Skype...

- Mam kłopoty?
- Troszeczkę....
- Myślę, że zupełnie nie powinnam mieć (tak, tak wiem - samobójczyni).
- Serio? Porozmawiamy o tym w domu, dobrze?
- Em... Wiesz co? To ja może pójdę się wziąć za sprzątanie, dobrze?

I tak właśnie ostatnio mi się powodzi. Staram się otrzymać palcat z dala od własnego tyłka, podczas gdy moje mściwe alter ego robi wszystko, żeby wpakować mnie w kłopoty.

Uwielbiam, kiedy mój Pan o mnie dba. Jest moim opiekunek i obrońcą. Wczoraj kazał mi iść spać wcześniej niż zwykle bez skompletowania mojej listy rzeczy do zrobienia. Widział jak moje oczy się zamykały i jak bardzo byłam zmęczona. I właśnie dlatego podjął decyzję. Bardzo próbowałam sobie wytłumaczyć,że decyzja była zasługą mojego dobrego sprawowania i świetnego dawania sobie rady z PMS'em... No dobra, kogo ja oszukuję, wcale nie daję sobie z nim świetnie rady. Ale czy nie mogłabym się chociaż trochę poszukiwać??

Ostatnio Władca spytał mnie co sądzę na temat wprowadzenia w naszym domu dnia łamania granic. Zawsze chciałam łamać granice, ale kiedy muszę stawić temu czoło... Jestem wystraszona. Nie mniej, decyzja została podjęta, więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaufać. Pomimo tego, że to JA SAMA powiedziałam Panu, że chcę przekraczać kolejne granice, ale chyba już nie jestem o tym tak bardzo przekonana.

Ale - jak zwykle - pewnie to tylko tak strasznie wygląda a będzie fajnie. To on zna mnie najlepiej, prawda?

Kara za pominięcie punktu na liście rzeczy do zrobienia


Jak możecie zauważyć, Pan dołączył do mnie w blogowaniu, co straszliwie mnie ucieszyło i mam nadzieję, że uda nam się zaprojektować inny wygląd dla Jego postów, tak by od razu było wiadomo, kto jest autorem. 

- Przynieś mi packę i palcat. 
- Ale... Nie chcę teraz... 
- Wiem, ale przynieś. Wiesz za co musisz być ukarana, prawda? 
- Tak, wiem... Za wszystko... 

Nie chciałam go jeszcze do tego wszystkiego zdenerwować, w związku z zrobiłam o co prosi. 

- Wstań i złap się za kostki. 

Nie byłam nawet naga, a on obsunął moje spodnie i najzwyczajniej w świecie wziął packę. Pierwsze kilka razów, było... Nawet znośnych. Nie za mocnych. Bolesnych, ale nie nazbyt. Oczywistym było, że na tym się nie skończy - razy zaczęły być coraz mocniejsze. Kiedy nabrał pełni mocy, nie mogłam utrzymać równowagi. Kiedy usiadł na łóżku obok mnie, odetchnęłam z ulgą... 

- No, to rozgrzewkę mamy za sobą. 

CO?? ROZGRZEWKA ! - tego oczywiście nie powiedziałam na głos. Jakżesz mogłabym dać po sobie poznać, że to co robi bolało... Nigdy w życiu! 

- Połóż ręce na łóżku. Dobrze... Wczoraj poszłaś do łóżka później niż powinnaś, ale połowa tego czasu była moją winą... Co więcej, spóźniłaś się z projektem... Miałaś to wpisane na swoje listy? 
- Tak... 
- I odkładałaś to, aż okazało się spóźnione o jeden dzień? 
- Tak.. 
- Z tego by wynikało, że za wszystko będzie jakieś 15 razy, czyż nie? 

I rozpoczął swoją torturę. Przesuwał packą po moich pośladkach. Tak powoli i delikatnie... Za każdym razem, kiedy odrywał packę od mojej skóry wstrzymywałam oddech w elektryzującym oczekiwaniu.To jest najgorsze... Czekanie. 

Czekanie się skończyło, kiedy w końcu złapał mnie w pół i zaczął wymierzać strasznie silne i szybkie razy; tak silne, że aż nie byłam w stanie utrzymać języka za zębami, pomimo wyraźnego rozkazu milczenia. Trzy dodatkowe uderzenia i... ROZPOCZĄŁ SWOJĄ TORTURĘ OD NOWA!Powolne ruchy i niemalże łaskotanie paznokci i packi doprowadzały mnie do szału. Nie byłam w stanie tego znieść! 
W końcu mój wspaniały Pan zlitował się nade mną, wziął palcat i wymierzył mi pozostałą część kary. 

- Uklęknij z rękami za głową... Jeśli chce zrezygnować z jakiegokolwiek punktu z Twojej listy, musisz mieć na to pozwolenie. Jeśli jeszcze raz spóźnisz się z którymkolwiek z rzeczy które możesz odkładać, zabronię Ci tego, lub będzie mi składać sprawozdanie z tego, jaką część zadania wykonałaś. Nie musisz chodzić spać o wpół do dziesiątej, jeśli nie chcesz. Ale musisz mieć na to moje pozwolenie. Rozumiesz? 

Nie pozostało mi nic innego jak tylko przytaknąć. 

- Dobrze... Bardzo było strasznie? 
- Tak... 
- W ogóle nie miałaś na to ochoty, prawda? 
- Nie... 
- Ja też nie... Może wrócimy do tego jeszcze w czasie naszego dnia przeglądu. Pamiętaj o tym, bo przed Tobą jeszcze caaałyyy tydzień :) 

Wolne weekendy a poranna kawa

Życie pełne jest obowiązków (i przyjemności), pełne jest potrzeb (i zachcianek) – by nie pogubić się w gąszczu ścieżek kreowanych przez ciało i umysł staramy się zapanować nad tym, sprawować kontrolę. Jest to chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy o czym przekonał się każdy kto miał wielką potrzebę pójścia do ubikacji, lub miał tylko zachciankę na zjedzenie czegoś ulubionego (po zakończeniu 3 miesięcznej diety).

Zapanowanie nad sobą w takich wypadkach zależy od siły woli, charakteru (nieraz również wytrzymałych zwieraczy;)). Gdy takich sytuacji jest wiele, potrzebujemy m wtedy odpoczynki i odmiany... Problemem jednak jest to, że od swojej natury uciec się nie da. Ileż to razy wybuchowa osoba chciała by zrobić sobie przerwę i podchodzić na chłodno do wszystkiego, bez stresu i nerwów (taaaak, wiem o czym piszę:>).

Podobnie jest w BDSM... Jeśli tylko relacje są naturalne, wynikające z charakterów (tak osoby uległej jak i dominującej) ciężko jest od tego uciec i zrobić sobie przerwę – pomimo tego, że czasem przychodzi ochota na odmianę i odpoczynek. Wystarczy wtedy jednak jakiś błysk w oku moje suczki i od razu rozpala to we mnie jakiś mały ognik który niczym pożar trawi całe ciało – i już po odpoczynku czy odmianie. Tak samo groźniejsze spojrzenie, czy TEN ton głosu powoduje, że pod nią miękną nogi i pada na kolana nie wiedząc dlaczego, jak i kiedy się na nich znalazła.

Wolny weekend po ciężkim tygodniu pracy powoduje wzmożoną chęć wyluzowania się i odpoczynku, wybija z rytmu i niesamowicie odurza (powoduje to tak możliwość chwilowego poleniuchowania, jak i bliskość tej drugiej osoby którą można się w końcu nacieszyć). Nie mamy wtedy najmniejszej ochoty na obowiązki i mobilizację. Jednak przeważnie natura zwycięża, błysk w moim oku (lub uległej) i wszystko wraca z powrotem na właściwe tory i jakoś tak automatycznie zaczynamy czuć relację przepełniające powietrze.

A co to wszystko ma wspólnego z poranną kawą? Ano tylko tyle, że aby zrobić smaczną kawę należy poznać odpowiednie proporcję które po zmieszaniu będą łechtać nasze podniebienie w ten wyjątkowy sposób, należy nauczyć się ją parzyć w odpowiedni sposób, należy to wszystko poznać i dopiero wtedy kawa staję się czymś co smakuje i bez czego ciężko nam sobie wyobrazić początek kolejnego dnia... To samo tyczy się BDSM. Należy się poznać, dotrzeć, umieć w ten sposób zbudować atmosferę by uzewnętrznić naszą naturę. A co równie ważne należy tak wyznaczyć prawa, obowiązki i wszystkie zasady rządzące naszym życiem by nie zamęczyć się wzajemnie, a raczej stopniowo uczyć, oswajać i osiągać razem kolejne stopnie wtajemniczenia – piękne, powodujące radość i satysfakcję i pogłębiające uczucia i relację.

Czego wszystkim czytającym życzę ;)

Ps. Może należało by się przedstawić – tak więc jestem E i część wpisów na tym blogu dotyczy właśnie mnie ;)

Zadanie zlecone nie przez Pana, i poranna kawa.


Kiedy się obudziłam, wiedziałam że jest później niż powinnam była się obudzić, ale... miałam sen. Cała moja głowa wypełniona była uczuciem przynależności do Niego. I właśnie ten sen skłonił mnie, by ułożyć się niemalże nieruchomo, i czekać aż mój Pan i Władca się obudzi. Z rękami splecionymi nad głową, z szeroko rozłożonymi nogami... Nic prostszego, prawda?

Ale przecież zazwyczaj, kiedy mam jakąś swoja wizję poranka, wszystko zmienia się tak szybko, że z mojej wspaniałej wizji zostaje tylko niezaspokojone pragnienie. I tak też kiedy jeszcze śniłam, poczułam swędzenie. Gdzie? Świąd nosa doprowadzał mnie do szaleństwa. Na początku stwierdziłam, że będę to ignorować. Ale po dłuższej chwili - poddałam się, stwierdzając, że od tego momentu wszystko będzie już perfekcyjnie. I kiedy tylko doszłam do takiego wniosku, poczuła jak mój Pan drży. Najwyraźniej miał zły sen. Więc stawiając na większe dobro, porzuciłam już całkiem moją ideologiczną wizję poranka i mocno go przytuliłam. Po paru minutach otworzył swoje śliczne oczka.

Poranek zaczęty od kawy musi być dobry. Nigdy nie pijałam kawy, ale jak się okazało tylko i wyłącznie dlatego, że nie umiałam zaparzyć dobrej. Ostatnio wyznaczyłam sobie cel, by nauczyć się parzyć kawę idealną. Albo raczej mleko z kawą.

Wczoraj zaczęliśmy analizować dzień przeglądu i to jak miałoby to wyglądać. Wszystko ma zacząć się od najbliższej soboty. Może wyobrażałam to sobie nieco inaczej, ale akceptuję i wręczpodoba mi się sposób w jaki zaplanował to mój Pan. Dzień, który ma naprostować moje podejście. Przypominać mi, gdzie tak naprawdę jest moje miejsce i kto mnie posiada... To może być cholernie trudne... Ale mam nadzieję, że moje podejście do prostowania podejścia będzie właściwe.

Ciekawe jest to, że jestem do bani jako suka i kiepsko idzie mi organizacja mojego dnia, kiedy Pan jest w domu. Idzie mi znacznie lepiej, kiedy go nie ma. I nawet moja uległość jest wtedy większa. Nie wiem czemu to tak działa, ale niestety działa...

Zabawne jest również to, że działanie jest podobne, gdy Pan śpi - wtedy wszystko idzie jakoś lepiej ;) Najwyraźniej jego obecność rozprasza mnie do tego stopnia, że nie jestem się w stanie wziąć w garść ;)

Post naleśnikowy


Ponieważ wczoraj wspaniałomyślnie umieściłam na swojej liście napisanie postu, musiałam to uczynić. A ponieważ oczy same mi się zamykały to nie wiem czy pisałam to, co miałam pisać, czy jedynie to co zaczynało mi się już śnić.

Nie pierwszy raz natknęłam się na takie stwierdzenie, że związek D/s pozwala na całkowity brak kłótni w związku. Jak długo jak kara nie jest długoterminowa (patrz: to-do-lists lub sprawozdania), tak długo wraz z karą fizyczną kończy się dla mnie jakikolwiek problem związany z zaistniałą niesnaską.

Ale to nie tylko bycie rozliczaną z obowiązków. Dzisiejszy obiad był totalną katastrofą. Zgodnie z prawem Murphiego, wszystko co mogło iść źle, poszło fatalnie. Na początku przemieliłam mięso, po czym zadowolona z siebie umyłam robota i wpakowałam go z powrotem do szafki, KOMPLETNIE zapominając o tym, że ciasto na naleśniki samo się nie zrobi. Potem w całej okazałości mego sprytu wpakowałam packę do obracania naleśników do zmywarki i... PYK, zmywarkę włączyłam. Ponieważ drugiej nie posiadamy  los naleśników wisiał na włosku. A kiedy już zaczęłam je smażyć próbując odwracać je widelcem, ciasto przywarło do patelni i tyle było z naleśników. Już miałam ich tak serdecznie dość, że uznałam że mam w nosie i nie - nie będzie dzisiaj obiadu, róbcie co chcecie, dajcie mi wszyscy święty spokój. Kiedy Pan zobaczył, że sił witalnych dla naleśników zabrakło - pomógł. I co? Był w tym ŚWIETNY! Nie używając żadnych narzędzi oprócz patelni, zwyczajnie - podrzucając je do góry. Więc tak... Pomógł mi szalenie. I przez pomógł rozumiem zrobił to zamiast mnie...

- Jesteś królem naleśników bez naleśnikowej packi!
- Wiem...  <z miną zadowolonego 12-latka, który sam rozwiązał problem>
- I rozwiązałeś naleśnikowy problem! I uratowałeś obiad...
- Wiem... <dokładnie ta sama mina> Ale jestem tutaj dla Ciebie... Nie tylko Ty jesteś odpowiedzialna za wszystko... Jest nas dwoje i kiedy Ty nie domagasz, jestem by Ci pomóc.

Jest taki... opiekuńczy... Dzisiaj, jak żadnego innego dnia widzę ile dla mnie robi i jak wiele uzyskałam dzięki BDSM. I zdecydowanie nie mówię tutaj o naleśnikach :)

Nie mogę znieść już tej zimy. Tzn... Uwielbiam zimę, ale każdy maleńki element mojej skóry jest tak wysuszony, że ostatnio wyglądałam jak jakiś zidiociały wampir. Ugryzłam się, ale w tak niefortunny sposób że w miejscach w których są kły, miałam dwie kropelki krwi. Jakbym ugryzła sama siebie i chciała wyssać z siebie krew :D Wyglądało to... Dziwnie.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Dlaczego NIE należy pyskować Panu...

Jak się jeszcze dowiecie, ostatnio dałam popalić. Napyskowałam tak nieładnie, że jak sobie dzisiaj pomyślę, to naprawdę mi głupio... Nie mówiąc już o tym, że niewiasta, która już tyle czasu uczy się bycia uległą takich błędów nie powinna popełniać. Ale wiadomo jak to jest - PMS i te sprawy - Pan rzucił iskrę, Suka rozpaliła pożar. I bynajmniej nie był to pożar zmysłów.

Ponieważ Pan wczoraj uświadomił mnie, że nie zamierza mnie (wczoraj) karać, postanowiłam dzisiaj, że w ramach rekompensaty zrobię mu niespodziewajkę. Zwłaszcza że ostatnio wśród natłoku codziennych zajęć nie mieliśmy zbyt dużo czasu dla siebie, a wiedziałam jak bardzo jest za mną stęskniony. W związku z czym, przygotowałam wszystko, na co mógłby mieć ochotę: obydwa palcaty, packę, klapkę, klamerki, but-pluga, kulki, opaskę na oczy, pejczyki i całą resztę majdanu. Samo patrzenie w tamtym kierunku przyprawiało mnie o dreszcze - mój klimat na ostrzejszą zabawę odpłynął wraz z obolałym ciałem i przed okresowym wkurzeniem. Tak... Zdecydowanie to nie mój dzień...

Czekałam i czekałam i czekałam... Kiedy się czeka, minuty płyną nieznośnie długo, a sekundy zamieniają się w całą wieczność. W końcu, z wyciągniętymi przed siebie dłońmi i wysoko wypiętą pupą - doczekałam się. Dźwięk klucza w zamku wywołał u mnie niemalże drżenie każdego mięśnia. Mój luby wszedł do mieszkania, i w normalnym tempie (co mnie zdawało się być żółwim) wykonywał to, co należy zrobić po przyjściu do domu, w międzyczasie rzucając mi jedynie krótkie przywitanie. Później kazał mi wstać i mocno mnie przytulił. Któż inny mógłby znać mnie najlepiej i wiedzieć czego potrzebuję jak nie On - mój Pan i Władca? Umyty i pachnący posadził mnie przy swoich stopach i od czasu do czasu dotykając mojej twarzy mówił... O tym, że za całą sytuację zostanę ukarana; o tym, że nie mogę zwracać się do niego w ten sposób, na pewno nie jako jego Suka; o tym, że nie wypełniłam wszystkich zadań z mojej listy i o tym, że chcę się mną nacieszyć, a dopiero potem zostanę ukarana.

- Wiesz, że to co za chwilę się stanie nie będzie przyjemne ani lekkie?

Wcale nie pokrzepił mnie tym pytaniem, ale jestem dla Niego i prezent/niespodziewajka miał być właśnie dla Niego a jak On go wykorzysta, to już zupełnie nie mnie decydować.

Zaczęło się drastycznie... Klamerki na mniejszych wargach to coś, czego teraz nie byłam w stanie znieść. A przynajmniej tak mi się wydawało. Ale jak zwykle - On znał mnie lepiej. Wiedział, że dam sobie radę. I dałam. Dalej wcale nie było lepiej. Klamerki na sutkach; głębokie gardło, którego nadal nie potrafię (nie cierpię tej nazwy). Osiągnęłam dzisiaj więcej niż kiedykolwiek... Opanowałam technikę panowania nad bólem. Pomimo tego, że ogarniał każdą komórkę mojego ciała, to... Byłam tak jakby obok siebie. Owszem, czułam ten ból, ale... Jakby na niego nie reagowałam. Odrzuciłam go od swojej świadomości.

Czasem marzy mi się wyrzucić ukochany pas mojego Pana. Nie wiem czy moja pupa nie obraziłaby się za to na amen, ale moja cipka (em... jakieś bardziej poetyckie słowo?) raczej by mi za to podziękowała. Do momentu, kiedy mój Władca nie użył paska na Niej, byłam w stanie pozostawać obok bólu. To była moja granica, nie mogłam się już wydostać i szloch wyrwał się z moich ust, nogi bezwarunkowo złączyło i poddałam się zupełnie. Brakło mi sił na dalsze panowanie nad sobą.

- Nogi szeroko.
....
- Nogi. Szeroko. Już.

Kiedy zmusiłam się, by otworzyć oczy i zobaczyłam Jego wzrok... Dał mi siłę, by zebrać się w sobie i wykonać polecenie. Zanosząc się płaczem z szeroko rozstawionymi nogami, poddałam się. W końcu się poddałam temu, co dla mnie przygotował... To uczucie, kiedy w końcu przestaje się walczyć jest nie do opisania. Kompletna zależność i oddanie... I niesamowita więź.

A najpiękniejsze jest to, że ja wiem, że on to wiedział. Wyczuł ten moment, kiedy poddałam mu się całkowicie.

- Przestań płakać. Głęboki wdech. Wydech... Wdech... Wydech. Grzeczna.

A potem mnie zerżnął. Przynajmniej na początku mnie rżnął... Bo potem zwyczajnie się ze mną kochał.... A potem dał się spokojnie wypłakać w swoje silne ramie...

- Kocham Cię najbardziej na całym świecie... Dumny jestem z Ciebie moja suko! A ponieważ jestem z Ciebie dumny, nie zostaniesz dzisiaj ukarana...

A kiedy pozwolił mi się umyć (z niewiadomych przyczyn z wody wyszłam tak rozdygotana z zimna, że nie byłam w stanie utrzymać mięśni) otulił mnie,  zrobił gorącej herbaty i pół bułki... Z szynką i ogórkiem...

A ja przytulona do Jego ramienia przepraszałam mojego Pana... Za złe podejście i zachowanie... Za to, że nie zachowałam się jak Suka...

Bycie napaloną a kara fizyczna


Nie ważne jak bardzo chciałam udowodnić że nie ma żadnego połączenia pomiędzy DD a pragnieniem (w sensie seksualnym), nie jestem w stanie tego udowodnić, ponieważ jestem masochistką i w moim rozumieniu, ból zazwyczaj wiąże się pragnieniem - nawet zupełnie podświadomym.

Kara zawsze pozostaje tym, czym być powinna. Nie ulega jednak wątpliwości, że może być albo akceptowalna albo zwyczajnie nie istnieje sposób na "godne" jej zniesienie. U mnie zazwyczaj zależy to od poziomu podniecenia. Im bardziej napalona jestem, tym większą przyjemność czerpię z bólu. Trudno ukarać masochistkę :) Zdanie jest prawdziwe tylko i wyłącznie wtedy, gdy Pan nie wymyśli jakiejś kary "edukacyjnej" jak na przykład sprawozdania, o których już wspominałam na łamach tego bloga.

Nie mam pojęcia czy istnieje jakieś powiązanie pomiędzy ciałem (w sensie biologicznym) a sposobem odbierania bólu, ale... Rzecz, którą wiem na pewno wolę chcieć kary zamiast modlić się o jej koniec.

Nie mniej jednak, działa to tylko dla masochistek (-tów). Dla "normalnych" chłosta jest raczej bólem, więc wszystko jest na swoim miejscu. Wtedy kara faktycznie jest karą a nie grą wstępną.

Ludzie mówią (zakładam że nie wszyscy :)), że w BDSM nie ma czegoś takiego jak kara. Zgadzam się. Zazwyczaj to po prostu taki mały motywator do zmiany punktu widzenia.

Jeśli mówię mojemu Panu, że coś zrobie a nie robię - nawet jeśli Władca tego ode mnie nie wymaga - czuję się jakbym potrzebowała być ukaraną. Bez kary? Sam brak kary byłby karą najgorszą z najgorszych. Z tego wynika, że kara jest bardziej dla mojego spokojnego sumienia aniżeli dla samej kary jako konsekwencji...


Przepraszam za taki natłok postów, ale ponieważ prowadzę równolegle dwa blogi w dwóch różnych językach, zaniedbałam się troszkę i chcę nadrobić to, co pojawiło się w języku angielsku, a tutaj niestety nie...

Wieczorna chłosta


Zaczynam mój 10 dniowy urlop od studiów. A zaczynam go od drobnego, wieczornego lania.

Odebrałam to jako zupełnie nowe doświadczenie. Brzmi nieco śmiesznie, jak na uległą z 3 letnim stażem w związku BDSM, ale... Tak właśnie było. Zazwyczaj, chłosta czy jak kto woli spanking, był dla mnie raczej karą niż czymś przyjemnym. Oczywiście - w wielu przypadkach było fajnie, ale wynikało to raczej z mojego drobnego masochizmu aniżeli z formy jaką ta czynność przyjmowała.

Tym razem było inaczej. Pan wykorzystał nasz nowy nabytek - packę (czy tylko mnie ta nazwa tak strasznie śmieszy?? Kojarzy mi się z taką obślizgła podstarzałą ropuchą, która podskakuje i przy każdej styczności z ziemią wydaje głośne: pac, pac, pac :D).

Wracając - ponieważ zazwyczaj celem było zadanie bólu, byłam strasznie zaskoczona gdy pierwsze razy okazały się bardziej łaskotaniem niż chłostą i dopiero po krótkiej rozgrzewce Pan podkręcił nieco tempo. Dopiero po ładnych kilkunastu razach dotarł do punktu, w którym zazwyczaj zaczynał. Czy to coś zmieniło? Wszystko! To było... NAPRAWDĘ PRZYJEMNE!

Ostatnimi czasy mój Właściciel robi mi nieco więcej zdjęć niż zazwyczaj a ja skrzętnie kolekcjonuje je w specjalnie spreparowanym folderze. Jak już wspominałam co jakiś czas rzucam na nie okiem, i... o dziwo, nadal mi się podobają... Zwłaszcza kiedy patrze na zdjęcia które zrobione zostały zaraz po spankingu***. Moja pupa jest na nich tak seksownie różowa... Tak - podoba mi się.

Mój najwspanialszy Właściciel (lizusostwo? Nieeee :>) stwierdził dzisiaj, że jeśli nadal będę się zachowywać w sposób, w który się zachowuje, to będzie mnie chłostał CODZIENNIE po pracy - i najwyraźniej nie będzie to tak przyjemne jak to, co spotkało mnie dzisiaj. Z tego wynika, że moja irytacja właśnie zirytowała Pana :)

*** C
zy istnieje jakieś ładne polskie słowo na określenie tej czynności?? Lanie jakoś tak... Strasznie domowo mi się kojarzy

środa, 3 kwietnia 2013

Za dużo myślenia i głębokie gardło

Nienawidzę za dużo się nad wszystkim zastanawiać. Po prostu nie cierpię! Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że robię to notorycznie. Taka moja mała tradycja ;) Jak tylko coś się dzieje, to od razu należy kwestie zajeździć na śmierć we własnej głowie...

Kiedy dziś rano obudziłam Pana, zdecydowanie był w TYM nastroju.

To trochę dziwne  że poczucie uległości bardzo często nie idzie w parze z podnieceniem fizycznym - przynajmniej w moim wypadku. Często moje odczucia nie mają zupełnie nic wspólnego z posiadaniem jakiejkolwiek nawet najmniejszej ochoty na seks. Mogę czuć się w całości Jego, w pełni poddana i w ogóle najchętniej bym całowała Jego stopy, ale jeśli tylko spróbowałby mnie dotknąć, to pierwsza napotkana przeze mnie osoba padłaby trupem. Doprowadza mnie to do szału... Jak masa innych rzeczy ostatnimi czasy.

Ponieważ śledzę ostatnimi czasy niektóre blogi związane z tematem BDSM, zauważam pewną prawidłowość. Nie wiem czy ma to związek z przesileniem wiosennym (na co zupełnie nie wskazuje leżący za oknami śnieg) czy z jakimś innym wiruchem w powietrzu, ale masę niewiast zwierza się z irytacji i buntu ukierunkowanego na wszystko co się rusza. A jak się nie rusza, to tym lepiej - nie może uciekać przed napadem furii.

Potrzebowałam dnia wolnego. Gdyby nie nadmierne przemyśliwanie, myślę że byłabym strasznie naładowana. Przynajmniej dzisiaj.

Dobra - ale o co tak naprawdę chodzi? Pan oznajmił mi dzisiaj, że chce mnie nieco wytrenować w "głębokim gardle" (czy tylko dla mnie brzmi to tak okropnie?). I wtedy właśnie mój duszek-buntowniczek wylazł, dzięki czemu głośno i dosadnie stwierdziłam, że nie cierpię kiedy rano oznajmia mi, że wieczorem/jutro/lub dowolny inny termin/ stanie się to czy tamto. To trochę jak z planowanie seksu, co jest dla mnie najgorszym przekleństwem na świecie. I ponieważ postanowiłam wyrazić swoje zdanie w tym temacie, musieliśmy to przedyskutować (oczywiście jeszcze przed wyjściem Pana do pracy). A ponieważ dyskusje tego typu pochłaniają mnie w trzystu procentach, po fakcie byłam tak wypompowana, że znowu chciałam zwyczajnie położyć się do łóżka i iść spać. Nie mówiąc już o tym, że nie omieszkałam spuścić ciśnienia przez kanaliki łzowe...

Kiedy przychodzą te momenty, że "buntuję" się i krytykuję, że to czy tamto mi się nie podoba wyrzuty sumienia mnie zwyczajnie zżerają. Czuję się wtedy jak najgorsza suka na całym świecie... Jakby wszyscy inni byli ode mnie tysiąc razy lepsi! Zawsze czuję się tak, jakbym cholernie zraniła Go tym, że powiedziałam co czuje, jakbym zrobiła z niego durnia. Wr... Nie cierpię swojej głowy. Nie ważne jak długo będzie mi powtarzał, że bardzo ceni sobie moją opinie i że przecież jedyne czego chce to sprawiać nam obojgu przyjemność ja przecież i tak wiem swoje.



Niesamowite jak małe pierdółki mogą zmieniać to jak się czujemy. Jako szczyl nosiłam na kciuku pierścionek - taki zwyczajny, z gumy do żucia ;). Ostatnio znalazłam go gdzieś w kuferkach z biżuterią i natychmiast jak tylko wpadł mi w ręce, trafił na paluch. Ba! Ze względu na wczorajsze święto wyprostowałam włosy! I ze względu na te dwa szczegóły, kiedy zajrzałam do lusterka znowu poczułam się jak zbuntowana gitarzystka (no może dzisiaj już nie taka całkiem zbuntowana).

Więc jeśli ktoś by mnie gdzieś wykukał z gitarą i dziwaczną miną na twarzy, pamiętajcie - to wszystko przez pierścionek :D Magia jakaś chyba :)

Może powinnam się postarać o pierścionek-uległości zamiast pierścionka-buntowniczości ;)

Dzień zupełnie wolny


Ostatnio pisałam o tym, że Pan pozwolił mi trochę odpocząć - dziś mam drugi dzień totalnego luzu. Takiego luzu, że mogłam zostać w domu! Jakby tego było jeszcze mało, jedyne co MUSIAŁAM dziś robić to... TYLKO TO, NA CO MIAŁAM OCHOTĘ i nic więcej. Niesamowicie mnie to zaskoczyło i... poruszyło. Wyraźnie dotarło do mnie jak bardzo o mnie dba, nie tylko pod względem fizycznym, ale również psychicznym... Jest całym moim światem...

Po tym, jak ostatnio mój Właściciel zaczął przeglądać blogi (tak, tak - został zarażony :>), przyszła mu do głowy pewna myśl, którą zaczerpnął z jednej z tych okropnych kopalni pomysłów. Ta straszna myśl, to idea "dnia przeglądu". Nie jestem przekonana czy powinnam się z tego nowego pomysłu cieszyć czy też nie koniecznie. Chyba trochę mnie to przeraża. Ledwo znoszę 30 razy, a co dopiero jeśli w ciągu tygodniu uzbiera się tego znacznie więcej? Dam radę? Wiem, że mogę mu ufać, ale... Sobie ufam nieco mniej :) Nadal uczę się polegać wyłącznie na jego osądzie..

Bez względu na to, jak bardzo go kocham, ostatnio doprowadza mnie do szału. Zwłaszcza, gdy zaczyna rządzić. Być może jest związane z tym, że potrzebuje trochę odpoczynku... A może zwyczajnie coś jest nie tak z powietrzem ( co wnioskuję, z ogólnego buntu uległych bloggerek). Mam nadzieję, że ten nastrój niedługo się skończy,bo mogę tego fizycznie nie wytrzymać :)

Wczorajsze czekanie nago, wcale nie było takie złe jak mogłam się tego spodziewać. Może poza tym, że zostałam spoliczkowana więcej niż jeden (nadający się do zniesienia) raz. Nie ważne jak bardzo chciałabym powiedzieć, że zostałam potraktowana niesprawiedliwie, to niestety muszę przyznać, że tak - należało mi się :/ A nawet, że kilka policzków więcej wcale nie zaszkodziłoby mojej postawie... Ponieważ jestem jaka jestem, od razu zaczęłam płakać. Zawsze płaczę kiedy zostanę uderzona (choć to może za twarde słowo) w twarz- nawet gdy nie boli. To silniejsze ode mnie. Jeśli policzków jest więcej niż jeden, innej opcji nie ma - zawsze kończy się tak samo. Wczoraj było ich około pięciu i wcale do lekkich nie należały. I co usłyszałam?

- Lubie kiedy płaczesz, Ni...

Gdyby ktoś usłyszał coś takiego, bez wątpienia zadzwoniłby po policję :-) Ale nawet w tych słowach słyszałam górę miłości i opieki

- Wiesz dlaczego lubię, gdy płaczesz?

Ponieważ gdy płaczę, nie jestem w stanie wypowiedzieć ani słowa, tylko pokręciłam głową.

- Lubię, bo kiedy płaczesz wyrzucasz z siebie całe napięcie i stres. Masz później dużo lepszy nastrój - dał mi chwilkę po czym ciągnął dalej - Wiesz czemu wybrałem akurat ten sposób na ukarania Cię?

Ponieważ nadal nie byłam najlepszym mówcą, zamieniłam kręcenie na kiwanie głową.

- Nie dlatego, że zabrakło wieczornych tabletek na liście. Zrobiłem to, bo powinienem Cię za to ukarać naprawdę ostro, a wydaje mi się, że dzisiaj nie byłoby to dla Ciebie najprzyjemniejsze doświadczenie, prawda?

Ponowne kiwnięcie głową.

- No właśnie... Więc był to jedynie droga do tego, by nie karać Cię w sposób, w który powinienem Cię ukarać.

Jeszcze przez dłuższą chwilę czułam pieczenie policzka przypominające mi co właśnie się wydarzyło. Kiedy przygotowałam obiad, wpisałam te cholerne tabletki na listę i w końcu mogłam się nacieszyć czasem z moim ukochanym Panem... Tak wdzięczna za jego troskę i miłość. I właśnie wtedy...

IRYTACJA WRÓCIŁA!!