niedziela, 29 września 2013

Podporządkowana uległa? Córka marnotrawna?

Ja: Znalazłam ćwiczenia na łydki. Podobno dobre.
Ostatnio-PiW*: Wyślij mi.

Chwila konsternacji... Co on u licha, ćwiczył będzie?! Moment paraliżu. Olśnienie! Nie będzie ćwiczył. Będzie  A-K-C-E-P-T-O-W-A-Ł! I wpadłam pod stół...

Mamy za sobą rozmowę na temat save-words i innych takich. Już dawno z niego (save-word) zrezygnowałam. Kiedy zaufałam mojemu E w pełni, uznałam że jest mi nie potrzebne. W końcu nikt inny nie zna mnie tak dobrze jak on i nikt nie wie najlepiej kiedy przestać i odpuścić. Niejednokrotnie nawet lepiej niż ja sama. Muszę jednak pamiętać, że bez względu na to jak dobrze by mnie znał - nie siedzi w mojej głowie. Nie czyta mi w myślach. Chociaż i tak uprzedzona jestem do tej formy "ostrzegania.

Według Raheli kwintesencja
"córki marnotrawnej" :D***
Czasem się zastanawiam jak stworzony jest umysł kobiety. Jednego dnia potrafimy być w pełni podporządkowane i posłuszne, żeby zaraz następnego (lub,jak dobrze pójdzie, za kilka godzin) być święcie przekonanymi, że na pewno nie będziemy w stanie z pełną powagą zrobić tego, czego się od nas wymaga. Przerobiłam to. Sprawdziłam. Nie raz i nie dwa. Badania terenowe jak ta-la-la. Co z tego skoro wniosków żadnych. Jedyne co mogę powiedzieć z całą stanowczością - to nie ma ŻADNEGO logicznego sensu.

Inna rzecz jest taka, że nawet najbardziej zbuntowana Suka, po wszystkich fochach i rebeliach wraca, pokorna, skruszona, z wolą poprawy i chęcią poniesienia kary. Suka, która nie marzy o niczym innym jak tylko o całowaniu Pańskich dłoni, o głaskaniu po nagim, obitym pośladku i podporządkowaniu swojego życia Jemu - temu, który potrafi ją ujarzmić.

Jedno mnie tylko zastanawia. Czy istnieją takie uległe, które się nie buntują? Które przez 24/7 są podporządkowane, uległe i gotowe? Takie, które nie naciągają kołdry na nos o poranku, mrucząc pod nosem, że kawę to niech sobie zakichany Pan i Władca zrobi sam? Chętnie poznałabym taką. Jest dla mnie jak jednorożec. Wszyscy gadają ale nikt nie widział.



Pierwsza wyprawa w nowych szpilkach: ZALICZONO. Nie było nawet tak tragicznie, chooociaaaaż - na godzinny spacer to bym się chyba nie wybrała w pełni świadomie. Ale zachwyt w Jego oczach zrekompensował mi wszystko. I dodał determinacji do dalszych "ćwiczeń :>

* Pan i Władca (podpatrzone na forum i zapodobane :D)
*** Podarowałam sobie domalowanie włosów w paincie, według instrukcji pomysłodawczyni :D

czwartek, 26 września 2013

Zapchlony Sierść Kanapowy

Podobno dobrym rozwiązaniem na wszystko jest seks oralny - zaręczam, nie zawsze.

Niby wszystko jest w porządku, niby fajnie. E twierdzi, że od kilku dni nie jestem w stanie patrzeć na niego inaczej niż tylko jak na Pana i pewnie ma racje... Tyle tylko, że... Hm...

Macie czasami tak, że o coś wam chodzi ale nie do końca potraficie sprecyzować o co? Coś jest nie tak, ale cholera wie co? To chyba jest ogólnie przyjęta przypadłość kobieca...

Mam wrażenie, że mojego Pana kompletnie nie interesuje to jak się zachowuję i co robię a czego nie robię. Z drugiej strony trudno się chłopu dziwić - jak przez ostatni czas nie można było mnie palcem dotknąć, to nic dziwnego, że teraz nie ma dla niego najmniejszego znaczenia to, czy jakieś zadanie zostało wykonane czy nie koniecznie. No bo przecież nigdy nic nie wiadomo, a nóż widelec znów się pszczółki w dupce zalęgły i wszystko będzie źle i nie tak.

"Róbta-co-chceta" nigdy mi nie służyło i wpływało na mnie destrukcyjnie. Dzięki "róbta-co-chceta" mamy nowy kurort w "The sims", nieodrobione prace domowe, zaległości w nauce, bajzel w domu i ogólnie pojęty obraz nędzy i rozpaczy.

Może z Suki powinnam się przemianować na "Zapchlonego-Sierścia-Kanapowego"? Albo w ogóle jakieś inne godne pożałowania stworzenie leniwcze.

Cokolwiek by nie było, nadal trzymam Go za słowo, że nie zrezygnuje ze mnie tak łatwo.

wtorek, 24 września 2013

Potrzeba uległości

Mam czasem takie uczucie, że nawet gdyby E kazał mi iść zrobić sobie kawę, a potem jeszcze powiedział totalnie waniliowym głosem "dziękuje kochanie", to czułabym się uległa.

Przez ostatni czas czerpię ogromną przyjemność z drobnych rzeczy... Niemalże jęczę, tylko dlatego że do mnie mówi, ale kiedy próbuje dotknąć... Wtedy się zamykam. A może raczej chowam, boję się.

Wtem pada pytanie: "powiedz mi, co robić skoro tak bardzo pragniesz, a dotyk w ten wyjątkowy sposób nie wchodzi w grę". A mnie ogarnia jeszcze większe przerażenie, bo jeśli odpowiem to poczuję się jakbym dyktowała mu, co ma robić - a wtedy to wszystko jest bez sensu; a z drugiej strony dopada mnie myśl, że samo pytanie sprawia że to ja dyktuję warunki, a to z kolei przybija mnie do podłogi jeszcze bardziej.

Z pozytywnych wieści - może nie dotarłam do wagi do jakiej chciałam dotrzeć, ale pośredni cel został osiągnięty, kupiłam kozaki do kolan. Kupiłam jedne jedyne, w które udało mi się wcisnąć. Może nie są spełnieniem marzeń, ale... Dla mnie czymś naprawdę wielkim. Prawie jak moje nogi ;P Dodatkowo postawiłam sobie za punkt honoru nauczyć się chodzić w wysokich obcasach i w ten oto sposób stałam się posiadaczką tego cudeńka:

A w zasadzie prawie takich, bo moje mają obudowane również boki. Z jakiejś przyczyny zarówno mnie jak i E kojarzą się bardzo klimatycznie, co dodaje im smaczku.

Rozleniwiłam się ponad przeciętną. Rzekłabym wręcz rozbestwiłam ;>

Ciekawe czy druga strona przyjmie wyzwanie :>

niedziela, 22 września 2013

Ciepłe światełko

Od czasu do czasu zerkam kiedy ostatnio napisałam posta. Z lekkim stresem stwierdzając, że nie mam o czym pisać. A jeśli już by się coś znalazło to forma przelewania kolejnych lęków i obaw. A podobno każda wypowiedź powinna być przyprawiona solą i powodować, że ktoś po drugiej stronie się uśmiechnie. Ot - taka forma samopomocy.

Obraz słowny; Półmrok otulający wszystko, co znajdowało się w malutkiej, jednoosobowej celi rozpędzany jest jedynie przez brutalnie wdzierające się przez kratę okienną światło księżyca. Razem z blaskiem wdziera się jesienny, nocny chłód. Kolejne zimne macki ześlizgują się po ścianie, skapując na pryczę by stamtąd, właściwym sobie tylko tempem, dotrzeć do celu - maleńkiego paleniska na samym środku celi. To właśnie z niego pobłyskuje maleńka iskierka. Ciepłe światełko będące ostatnią nadzieją na spokojną noc w świetle rozgrzewającego ognia. Obślizgła macka - dowód na śmierć lata - dociera do wystraszonej iskierki, by wprawić ją w niebezpieczne drżenie. Gdyby ktoś przyglądał się tej walce, zapewne wstrzymałby oddech w oczekiwaniu... W oczekiwaniu na rozstrzygnięcie - być albo nie być małej jasnej kropeczki, która jako jedyna jest w stanie rozwiać chłód jesiennego wieczoru; kropeczki, która od zmierzchu stoczyła tych walk już tysiące. 

Ból mnie zamyka. Urlop stopił barierę przed kontaktem fizycznym; ba! Nawet zdarza mi się wykazywać inicjatywę! Ale... Pieprzone "ale"... 
Nawet najmniejszy ból ponad to, co jest ewidentnie przyjemne, powoduje wycofanie i ucieczkę. Ciało działa bez zarzutu - gorzej z głową. Ta mała zołza najchętniej natychmiast by się rozpłakała. Obślizgła macka paskudna. Ale tego nie robi... Płacze, ale po cichu... Tak, żeby nikt nie widział. 

Muszę kupić buty. Wygodne i eleganckie jednocześnie... To będzie istna Gehenna. Jeśli mój masochizm jeszcze gdzieś tam istnieje, to na pewno się obudzi dzięki tej wymyślnej torturze. 

niedziela, 15 września 2013

Efekcie trwaj!

Jeszcze dwa tygodnie temu nie dałabym wiary, gdyby ktoś powiedział mi, że będę leżeć z zawiązanymi oczyma i unieruchomionymi kończynami podczas popołudniowej drzemki, a gdyby dodał, że później mój Pan ze mnie skorzysta, a tym samym da rozkosz, o której niemalże zaczynałam zapominać - zabiłabym smutnym śmiechem. A jednak. Czy urlop sprawił że moja bariera niemalże się roztopiła? Chwila odpoczynku? Relaksu? Nie wiem, ale... Trwaj efekcie!

Jeśli kiedyś będzie nas stać na budowę domu to chcę mieć OGROMNY prysznic. To pewne.

Pomimo optymistycznego nastawienia, mam świadomość, że jeszcze kupa pracy przede mną. Niektóre elementy budzą mój lęk. Lęk, że za chwilę znowu coś popsuje się w mojej głowie, że nie będę w stanie pójść o krok dalej. Taki destrukcyjny strach może popsuć wszystko, ale wierzę, że razem (R-A-Z-E-M - załapałaś pusta łepetyno?!) uda nam się go pokonać i wszystko W KOŃCU wróci do normy. Znów będę dla Niego pełnowartościową Suką. Jego Ni...

Jak zbawienny wpływ ma na nas odpoczynek i zmiana otoczenia to jest dla mnie nie do pojęcia. Nie cały tydzień w jego ramionach bez cholernej codzienności wystarczył, by stopić bariery, usunąć lęki i naprostować to, co pokrzywiło się przez natłok problemów.

wtorek, 10 września 2013

Sztorm

W końcu powiedziałam wprost Panu o tym jak odczuwam pewne rzeczy i z czym na dzień dzisiejszy mam SPORY problem  (mucho grande problemmo!). Co będzie dalej...? Kto to może wiedzieć. Na razie cieszymy się urlopem, spędzamy razem czas i problemy poszły w odstawkę. On o wiele rzeczy "nie pyta" a robi, a ja "idę za jego głosem" i wszystko płynie do przodu... Byle tylko nie ruszył się sztorm.

Czasem trzeba kogoś stracić - nawet fikcyjnie, w swojej głowie - by docenić jak wiele dla nas znaczy i jak będzie nam tego kogoś brakować, gdyby faktycznie zniknął.

poniedziałek, 2 września 2013

Zielonoroga krowa :)

Jedna z kwestii ważniejszych ruszyła o krok w przód, a ja już patrzę i wypatruję kiedy cofnie się o dwa w tył. Łeb do oderżnięcia. Jak stopa (a właściwie paznokcie), na którą już nawet Bosch nie pomoże.

Ale póki co...



Oprócz tego - dialog:

- Bardziej nie lubisz chłosty stóp czy piersi?
- Chyba piersi, bo w sumie to wtedy od razu mnie to uwrażliwia i podrażnia.
- A stopy?
- A na stopach nie mam sutków.

Hmm... Dobre lanie chyba jest jednak wskazane na poprawę kondycji psychicznej :>