piątek, 27 grudnia 2013

Ingerencja w rejony "niepodległe"

Czasem ustalenia nie są potrzebne. Czasami wystarczy rozmowa, czasem nawet i to nie jest potrzebne by druga strona wyczuła podświadome pragnienie i zaczęła je spełniać.

Początkowo ostrożnie. Bacząc, czy aby na pewno dobrze zrozumiała przesłankę, czy aby nie działa wbrew drugiej stronie. A zwłaszcza mając świadomość, że bez względu na to jakie działania podejmie, zostaną przyjęte z otwartymi ramionami, z pełnym zaufaniem i bez słowa sprzeciwu.



Drobne, pozornie nic nie znaczące gesty, pozwalające odczuć ingerencję nawet w najbardziej intymne i "niepodległe" rejony mojego życia są tym, co ostatnio puka mnie w czółko w najmniej spodziewanym momencie. Bez ustaleń i zbędnego analizowania. Tak jak lubię najbardziej. Naturalnie. 

Wiele osób mogłoby się zjeżyć i stwierdzić, że jest to przekraczanie pewnych "norm". Zbędne ryzyko. Przecież lepiej porozmawiać, ustalić. Doskonale rozumiem takie podejście. Coraz częściej jednak przekonuję się, że po pewnym czasie słowa zaczynają być zbędne. Pojawia się działania, a zaraz za nim przychodzi się reakcja. Reakcja na podstawie której On, wie wszystko co wiedzieć powinien. 

Niewinnie rzucone pytanie. Pytanie przekorne, z niemą groźbą w tle: 

- I co, chcesz mi powiedzieć, że Ci to przeszkadza ;>? 

Bez względu na to co powiedzą usta, mój wzrok odpowiada za mnie. A On nie potrzebuje niczego więcej, by znać odpowiedzi na wszystkie pytania. 

Oczywiście, życie życiem by nie były gdyby czasem wzrok nie mówił jednego, usta czegoś zupełnie innego a głowa nie kipiała ze złości, że pozostałe organy nie chcą współpracować. Czasem słowa są konieczne, innym "czasem" potrzebne jest dokładnie wyjaśnienie, a jeszcze innym zwyczajne "nie wiem i nie rozumiem" :). Życie życiem a Pan Panem - baba może nie rozumieć, a On i tak wie swoje ;-)

12 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym kiedyś być w takim stanie żeby nie było niepodległych rejonów. Ale czy da się tak w 100% wszystkie poddać? Zawsze chyba zostanie ten ostatni niezdobyty skrawek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. Nawet nie będąc ze sobą 24 h na dobę można całkowicie podlegać swojemu PANU...to nie jest kwestia bycia...to kwestia mentalności, uzależnienia...to kwestia "chcenia" bycia tylko Jego....to też kwestia tego, do jakiego PANA należymy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiem może zbiorczo:
    Happy - to nie kwestia moich decyzji. Pan pozostawił pewne takie "bastiony", w które uznał za słuszne zupełnie nie ingerować. Co do rozmów - cóż, Pan poznał mnie jako połamaną wewnętrznie, naturalnie zaczęły pewne aspekty wychodzić dopiero, gdy był pewien, że swoimi decyzjami nie dotyka w żaden sposób otwartych ran.

    Al rauna - też nie mam pojęcia czy tak się da. Może tam, gdzie w grę wchodzi wyłącznie relacja Pan-suka, tak? Czy jest to możliwe tam, gdzie w parze z relacją D/u idzie również małżeństwo, tworzenie rodziny - tego nie wiem. Może kiedyś się dowiem - kto wie ;) Wiem natomiast, że ten temat, temat związany z niewolnictwem, z oddaniem ostatniego "bastionu", cholernie mnie pociąga i podświadomie cały czas dążę do takiego stanu o jakim piszesz.

    He is my Master - zgadzam się z Tobą w 100%. Ba! Uważam, że można się zupełnie nie widywać a w każdym swoim kroku okazywać pełne podporządkowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. W każdej kwestii...mówisz Happy :)
      i to jest wymarzony scenariusz, przynajmniej dla mnie....bez obrony, bez "czego" co tylko moje.....cała Jego:)

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znowu powiedziałaś Happy to, o czym myślę ja :) jak to jest ?
    Wbrew wszystkiemu...cała Jego....

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tylko pytam- nie wiem, zastanawiam się czy to jest możliwe. Ja myślałam, że doświadczyłam czegoś podobnego ale jednak nie skoro to ja skończyłam moją relację. Choć to zupełnie co innego niż 24/7 niektórych z Was... Może dlatego? Zresztą chyba znów sprawdza się stara prawda- to co w moim przypadku jest takie w Waszych jest zupełnie inne i nie ma co generalizować.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mój Pan by to skomentował dwoma słowami: telepatia działa. :) U nas też w pewien sposób chyba jest to obecne, o czym piszesz. Czasem wystarczy gest, spojrzenie. Niby takie nic, a ile informacji się w tym kryje. Co prawda my się dopiero uczymy oboje tej naszej telepatii... ;) No i nie mam Pana na co dzień, więc też to inaczej funkcjonuje, niż gdy ma się Pana wciąż na wyciągnięcie ręki. U nas dopiero się to rozwija powoli bardzo. Niemniej też zauważam, że czasem tylko jedno spojrzenie, gest, zachowanie wystarczy, jakby na marginesie, a już wiadomo wszystko. To jest dla mnie niesamowite, wspaniałe. :)

    Pozdrawiamy z Panem noworocznie! :)

    OdpowiedzUsuń