czwartek, 11 czerwca 2015

O zwracaniu się z szacunkiem

Po ostatnim "temat skończony" i przypadkowym "zamknij się", Pan zażyczył sobie postu o tym, co oznacza "zwracanie się z szacunkiem" w układzie takim jak nasz.

Wcale nie jest mi to na rękę, bo wiem że poglądy mamy w tej kwestii skrajnie inne. Władziec najlepiej czułby się, gdybym każda moja odpowiedź zawierała "Panie" i to okraszone pokornie spuszczonym wzrokiem. Ja kocham przepychanki słowne, kocham uszczypliwości i bardzo często nie przebieram w słowach i nijak mi do tego nie pasuje "tak Panie, dobrze Panie, jak sobie życzysz Panie". Nie mówiąc już o tym, że uwielbiam czuć zaciśniętą na gardle dłoń, gdy powiem o dwa słowa za dużo.

Pan chciał długiego tekstu... Tyle, że nie bardzo wiem co powiedzieć w tym temacie. O wiem!

Parom "na godziny" jest łatwiej - sprawa jest prosta. Jesteśmy w sypialni/pokoju, On jest moim Panem, ja jestem Jego Suką. Nie ma misiów, tygrysków, słodziaków ani pysiaczków tylko Pan i uległa. W relacji 24/7, gdzie w grę wchodzą uczucia i wspólne życie, to nie takie proste.

Odkąd moje piękne oczka ujrzały zacny termin "relacja 24/7" utożsamiałam taki oficjalny sposób zwracania się z wprowadzaniem dystansu, na który nie ma miejsca w związku. Kolejny z powodów, dla których odrzucałam podporządkowanie w takim wymiarze.

Z jednej strony początkowo osiąga się w ten sposób zamierzony cel. Trudno podniesionym głosem wywalić: "Ale pieprzysz farmazony, Panie!". Raz: chyba by mi to przez gardło nie przeszło, a dwa: jedyne co takie słowa mogłyby przynieść to atak śmiechu. Jestem skłonna stwierdzić, że nie tylko z moich usteczek :)

Z drugiej strony... Po pewnym czasie przyzwyczajamy się do wszystkiego. Pierwsze "kocham" jest magiczne. Setne, budzi uśmiech. Tysięczne? Bierzemy za pewnik. Wiele pracy wymaga, by każdorazowe "kocham" było tak samo ważne jak to numer dwa, numer siedemdziesiąt i numer czterdzieści tysięcy osiemdziesiąt pięć. Czy niewiasta, która do swego Właściciela od zawsze zwraca się per "Panie" będzie czerpać z tego słowa tak samo silny hamulec po dwudziestu latach co za pierwszym razem? Według mnie, po dłuższym czasie będzie to takie samo słowo jak każde inne, tyle że nie ulegające zdrobnieniom. Bo co powiedzieć? Pańciu :D?

Oczywiście, kwestia "zwracania się z szacunkiem" to nie tylko tytułowanie. Przecież nie przystoi obrzucić Pana bezczelnym "ale z Ciebie dupek", nawet jeśli tylko w żartach. Dodanie na końcu "Panie" chyba sprawy nie załatwi. Tak sądzę.

Co zatem można powiedzieć? Co jeszcze przystoi, a co już nie?

Zawsze uważałam, że związek i przyjaźń to miejsca, gdzie można powiedzieć wszystko. Gdzie nie trzeba się zastanawiać nad tym czy jest się poprawnym politycznie, wystarczająco uprzejmym i czy wsadziło się odpowiednio ilość "przepraszam, proszę i dziękuję" w odpowiednie dziury. Tak długo jak swoimi słowami nie krzywdzę, wszystko jest ok.

Nie uważam, żebym szanowała mojego Pana mniej, bo powiedziałam mu że ma się zamknąć. Nie uważam również, że poziom mojego szacunku zmieniłby się, gdybym zamieniła to na "możesz na chwilę przestać mówić mój wspaniały Panie?".

Nie widzę siebie dodającej do każdego zdania "Panie". Nie widzę również siebie rezygnującej z nazwania Pana "ciaptokiem", gdy coś rozleje (najlepiej na siebie, wtedy można jeszcze parę innych złośliwości dorzucić).

13 komentarzy:

  1. Szacunek- niby teoria prosta, a ile interpretacji!! Chyba, jak w każdym związku, wszystko zależy od indywidualnych potrzeb obu stron.
    Mi przez gardło by nie przeszły słowa "zamknij się", "spadaj". Zdarzały się czasami "brzydkie słowa", ale to było dawno i nieprawda ;)
    Ale drobne złośliwości, to przecież nie brak szacunku - w mojej opinii :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu uległym nie przeszłoby przez gardło "zamknij się", ale wielu nie przeszłoby to przez gardło również do innych ludzi (nie koniecznie te dwie grupy się pokrywają :D). Jestem jaka jestem i nigdy do nikogo nie przebierałam w słowach. Zawsze uważałam, że szacunek nie wynika ze słów a z działań.

      Usuń
    2. Ja mam niewyparzony język, i gębę od ucha do ucha. Ale gdy na początku naszego związku zdarzyło mi się kilka razy powiedzieć coś w nieodpowiedni sposób, słyszałam: ja się do ciebie tak nie zwracam i życzę sobie tego samego- 100% racji. Nie było jeszcze wtedy między nami takiej relacji jak teraz.

      Usuń
    3. Myślę, że o innych rodzajach odzywek mówimy.

      Usuń
    4. Możliwe ;)
      Jakby nie było, u mnie bez względu na sytuację (żarty, awantura, głupawka), nie ma miejsca na odzywkę typu: spadaj, pieprzysz głupoty, itd itp.
      Takie zasady i tyle :)

      Usuń
  2. "Ale pieprzysz farmazony, Panie!" :-)) na prawdę świetne :-D
    Zgadzam się też z maleństwem :-) wszystko zależy od tego, czego pragną i potrzebują obie strony i jak to wszystko według nich wygląda. Dla mnie podobnie jak u maleństwa a przynajmniej staram się, żeby tak było ;-) w większości przypadków ;-)
    Ale zgadzam się, że wspólne życie żądzi się zupełnie innymi zasadami niż spotkania od czasu do czasu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że Cię rozbawiłam :) Tak jak piszecie - jedna rzecz, że można wszystko, ale zupełnie inna czy taka zmiana przyniesie satysfakcję obydwu stronom. Grunt to się chyba dobrać ;)

      Usuń
  3. Chyba każdy pod pojęciem "zwracanie się z szacunkiem" rozumie co innego. Niby wiadomo o co chodzi, ale jakby tak zapytać każdego z osobna, to pewnie każdy powie co innego.

    Co do sposobu zwracania się, to w mojej relacji w sumie na dzień dzisiejszy jest tak, że to "Panie" pojawia się bardzo często. Właściwie cały czas. Pamiętam, że na początku miałam z tym problem. W łóżku, podczas spotkań typowo klimatycznych było łatwo, ale poza tym, w codziennych rozmowach, sytuacjach jakoś nie bardzo to "grało". Ale Pan nalegał. A ja z czasem, trudno powiedzieć kiedy, zmieniłam nastawienie. I sama zaczęłam wplatać "Panie" do niemal każdego zdania. I w sumie tak jest do dziś. Często muszę się gryźć w język. Na przykład na ulicy, w obecności osób trzecich, nieświadomych jaki charakter ma nasza relacja. "Panie" przychodzi mi na dzień dzisiejszy tak samo łatwo jak "kochanie", czy "skarbie"... Na początku ta pierwsza forma wytwarzała w moim odczuciu pewien dystans, o którym sama w notce wspominasz, a teraz nie odczuwam tego tak.

    Jesteśmy ze sobą dopiero dwa lata i choć na dzień dzisiejszy forma "Panie", czy "Właścicielu" (bo i tak się zwracam, choć rzadziej) stały się formami codziennymi, używanymi przeze mnie niejako automatycznie, to jednocześnie nie zauważyłam, by to któreś już tam "Panie" było mniejszym hamulcem dla mnie dziś niż dwa lata temu u początku naszej relacji. Gdy mówię "Panie" czy "Właścicielu", mam cały czas świadomość swojego miejsca, pewnej hierarchii. Choć może to paradoks. Nie wiem. Z jednej strony jest to dziś dla mnie słowo jak każde inne, bo używam go z taką samą łatwością jak wszystkich innych słów. Z drugiej jednak, ten hamulec, o którym piszesz we wpisie, wciąż w tym słowie jak dla mnie jest. I jest równie mocny, jak dwa lata temu. Ciekawa jestem jak to będzie za kolejne dwa lata. Być może to się zmieni. Mam nadzieję, że nie. :) Chyba lepiej by zostało jak jest.

    Jak dla mnie w związku nie tyle można, co POWINNO SIĘ, mówić wszystko, grać w otwarte karty. Ale jednak stoję na stanowisku, że i tu trzeba mieć na uwadze kategorię "politycznej poprawności", choć w przypadku związku definiowaną inaczej niż w przypadku jakiejkolwiek znajomości. Najważniejsze jest chyba w tym wszystkim to, co napisałaś na końcu. To jak siebie widzisz, a jak nie. Ważne by to jakoś w związku grało. By obie strony czuły się dobrze, by żadna z nich nie czuła się sztucznie, czy dziwnie z takim, a nie innym sposobem zwracania się do siebie wzajemnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty na co dzień też masz taki słowotok :D?

      Nie dziwi mnie, że tego dystansu już nie odczuwasz. Tak jak pisałam (albo tylko miałam :D) człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego. Czy się zmieni za jakiś czas? Tego dowiecie się tylko wy (i ewentualnie reszta świata jeśli się podzielisz :D). Ja po dłuższym czasie się nieco uodporniłam na wiele czynników. Zmieniły się też rangi problemów. Zmieniła się relacja.

      Co rozumiesz przez "poprawność polityczną"?

      Usuń
    2. Chyba tak. :D Mam się zamknąć? :D

      Pod poprawnością polityczną miałam na myśli formę i sposób wypowiedzi ton, itp. :) Nic szczególnego... Sama nie zaprzeczę, nie raz jak jestem wkurzona potrafię do kogoś wypalić "zamknij się", albo i gorzej. Tak ogólnie to ja pyskata jestem. :P Ale do faceta, do Pana nigdy by mi to przez gardło nie przeszło. Na innych potrafię wrzeszczeć godzinami, na Pana dwa razy w życiu podniosłam głos. I od razu mi się pyskować odechciało. Zanim Pan zdążył jakkolwiek zareagować. :)

      Usuń
    3. Nie no coś :) Gadaj ile pary w płucach. A w tym wypadku to raczej w palcach ;)

      To ja trochę inaczej rozumiem poprawność polityczną w takim razie ;) Uważam, że wrzeszczenie na kogokolwiek nie jest najlepszym rozwiązaniem, ani tym bardziej to, żeby dawać się ponosić emocjom. Nigdy na Pana nie krzyczę w takim znaczeniu, że np. na siebie wrzeszczymy i wyzywamy od najgorszych - owszem, czasami dyskutujemy tak zawzięcie że podnosimy głosy, ale to nie jest forma ataku czy wyładowania agresji tylko raczej zaangażowania. Przeważnie dzieje się tak przy tematach światopoglądowych :D Jeżeli jest coś co rzeczywiście wymaga rozwiązania to rozmawiamy przeważnie przerażająco cicho, nawet jeśli temat jest mocno emocjonalny.

      Usuń
  4. Dodasz wpis na bloga "Historia Niszy"? A jak tak, to kiedy?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie sprawa jest jasna- niezależnie od charakteru znajomości, jeśli kogoś szanuję, to nie używam pewnych słów, zwrotów. W moim byłym nieklimatycznym małżeństwie nie pojawiło się nigdy "zamknij się", bo sama nie chciałabym takich słów usłyszeć, bo to niekulturalne, bo zwyczajnie mi nie pasuje. Tym bardziej nie wyobrażam sobie powiedzieć tak Panu. Szacunek dla mnie również nie kryje się w słowie "Pan", bo praktycznie go nie używam. Kryje się w mojej postawie względem kogoś, komu przekazałam władzę. Jestem uległą, a nie pierwsza lepszą panienką spod trzepaka, żeby móc sobie pozwalać na takie rzeczy.
    I nie miało to miejsca zarówno wtedy, kiedy widywaliśmy się czasami, jak i teraz, kiedy mieszkamy razem i za niedługo powitamy na świecie owoc naszego związku.
    alamajka

    OdpowiedzUsuń