sobota, 29 sierpnia 2015

Egoistka

Eh, jak zwykle nie pisałam wieki i teraz pieprznę dwa wpisy jeden po drugim. Muszę na kogoś zwalić za to winę...

Bardzo mocno się zastanawiałam, ale nie przypominam sobie, czy kiedykolwiek wcześniej używałam słowa bezpieczeństwa, więc jeśli już kiedyś na moim blogu pojawił się taki tekst: "użyłam dzisiaj po raz pierwszy słowa bezpieczeństwa", to lenistwo (szukać mi się nie chce) musi zostać mi wybaczone.

Na dzisiejszy stan mojej pamięci, "pierwszy raz" był wczoraj. Ale od początku...

Ku mojej głębokiej rozpaczy, ładnych kilka tygodni temu Władziec wprowadził nową zasadę: od tamtego momentu Pan nie "wysyła" w moim kierunku żadnych zachowań seksualnych dopóki go o to wyraźnie nie poproszę (nie mam pojęcia jak to napisać bardziej po ludzku, mam nadzieję że jest zrozumiale).

Zupełnie nie mogę się z tym pogodzić. Czuję, że zawiodłam. Co ze mnie za suka, jeśli Pan dotyka mnie tylko za moim pozwoleniem. Kto tu tak naprawdę ma władzę?! To jestem uległa w łóżku tylko jak mam na to ochotę?! O ile dobrze sobie przypominam, to mam wyrobione zdanie na temat takich "uległych", a teraz jestem jedną z nich...

Rozumiem pobudki dla których Pan taką decyzję podjął. Zaczęłam reagować na każde jego zbliżenie się spadkiem humoru i postawą obronną, bo akurat teraz (!)mogłam(!) nie mieć ochoty na to, co chce ze mną zrobić. Punkt kulminacyjny osiągnęliśmy, gdy Pan mnie rozebrał przywiązał do łóżka i zaczął głaskać, a ja się rozpłakałam, bo akurat seks był ostatnią rzeczą jakiej w tamtej chwili chciałam. Jak się później okazało E nawet nie miał zamiaru zbliżać się do mnie w ten sposób...

Widzę jednak pozytywny wpływ tej decyzji na nasze "pożycie". Kiedy wiem, że w każdej chwili mogę się wycofać i tylko ode mnie zależy czy i kiedy do czegoś dojdzie jestem znacznie mniej zestresowana, nie zamykam się za każdym razem kiedy Pan do mnie podchodzi, bo nie czuję się zagrożona. Nawet fizycznych przejawów BDSM jest znacznie więcej, bo znacznie częściej o nie proszę. Kiedy z moich ust wychodzi "możesz zrobić ze mną co tylko chcesz" czuję ten pozytywny dreszczyk emocji i oczekiwania, który czułam dawniej, a o którym na bardzo, bardzo długo zapomniałam. Boleśnie uświadamiam sobie również jak duży wpływ moja własna głowa miała na jakość moich odczuć. Od dawna nie było tak dobrze i od dawna nie reagowałam na to co Pan robi tak intensywnie.

Pozostaje tylko poczucie porażki z którym muszę poradzić sobie za każdym razem, kiedy proszę Pana żeby mnie dotknął...

Wracając jednak do słowa bezpieczeństwa.

Wczorajszego wieczoru, po kilkunastominutowej kłótni wewnątrz mojej własnej, niezdecydowanej głowy poprosiłam, by Pan zrobił ze mną co chce...

P: Chcesz dojść?

<Pokiwałam głową - w takich sytuacjach nie jestem zbyt rozmowna>

P: A zasłużyłaś?
J: To tylko Ty możesz ocenić.

<Łatwiej powiedzieć tak, niż stwierdzić że nie zrobiło się nic, żeby zasłużyć.>

P: Nie zrobiłaś niczego, żeby sobie zasłużyć na przyjemność, to dlaczego miałbym Ci pozwolić?
J: Bo chcę.
P: A jeśli większą przyjemność sprawi mi jeśli nie dojdziesz, to nadal tego chcesz?

<Znów podwójne kiwnięcie>

P: Egoistyczną suka. Twoja zachcianka jest czysto egoistyczna, prawda?

<Chwila zastanowienia - to zdecydowanie brzmi jak pytanie podchwytliwe. Policzek. Zbyt długo zwlekałam z odpowiedzią :/ Kolejne kiwnięcie głową>

P: Teraz Cię wychłoszczę. Wolisz mieć opuszczone czy podniesione nogi?
J: Opuszczone.
P: To podnieś.

<Nosz k... Gdzieś z tyłu głowy przemknęło mi, że dawniej przyjęłabym to z wdzięcznością, bo Pan chce sprawić mi ból i tym sposobem sprawiam mu większą przyjemność. Teraz... Teraz po prostu chciałam usłyszeć odpowiedź zgodną z tym czego chciałam ja. >

I tak to trwało. W nieskończoność. Pan zadawał mi kolejne pytania (a osoby, które czytają mojego bloga dłużej, wiedzą jak bardzo "kocham" dyskusje w takich sytuacjach). Każda odpowiedź, na którą Pan musiał zbyt długo czekać poprzedzona była siarczystym policzkiem. Lub kilkoma. Przez cały ten czas byłam nie tylko roztrzęsiona ale również na granicy łez. Wiedziałam jakich odpowiedzi oczekuje ode mnie E. Tyle tylko, że rzeczywistość znacznie odbiegała od tego, jaka być powinna. Każde moje uczucie i każda odpowiedź była z mojej strony czysto egoistyczna. Nie zostało we mnie nic z chęci zadowolenia mojego Właściciela, ani ze stawiania jego potrzeb ponad moimi. Chciałam dojść, po najmniejszej linii oporu, bez względu na to, czego chciał ode mnie mój Pan i jakie były jego oczekiwania...

Kiedy w końcu uzyskałam to czego chciałam, Pan kazał mi się zamknąć i oświadczył mi, że zamierza doprowadzić mnie do orgazmu po raz drugi. Zupełnie nie po mojej myśli. Miał być koniec, mieliśmy się przytulić i porozmawiać o tym co właśnie się stało.

P: Nie chcę usłyszeć nawet najmniejszego jęku.

Pan zdecydował się użyć magic wand(a? Czy tylko mnie ta nazwa wydaje się debilna do granic? "Magiczna różdżka" wcale nie brzmi lepiej ;/). Wiedziałam zatem, że nie potrwa to długo, ale przede wszystkim jasnym było, że za żadne skarby nie utrzymam języka za zębami... Gdy oczekiwany wrzask ujrzał światło dzienne, emocje puściły i zaczęłam głośno płakać.

P: Czemu płaczesz?
J: Bo boję się konsekwencji.
P: Nie dlatego, że byłaś nieposłuszna?
J: Nie...
P: Wiesz, że byłaś nieposłuszna i wiesz, że zostaniesz za to ukarana, prawda?

Słysząc to, dotarłam do mojej granicy. Wypowiedziałam moje słowo bezpieczeństwa pomiędzy jednym szlochem a drugim. Pan mnie rozwiązał i po upewnieniu się, że fizycznie i emocjonalnie jest wszystko ok, zapytał

P: Czemu użyłaś swojego słowa?
J: Bo nie byłam w stanie znieść więcej.
P: Fizycznie czy emocjonalnie?
J: Emocjonalnie.

Po chwili ciszy zapytałam:

J: Jesteś mną rozczarowany?
P: Bo użyłaś słowa?
J: Nie, ze względu na moją postawę.
P: A Ty jesteś rozczarowana swoją postawą?
J: Ostatnio masz brzydki zwyczaj odpowiadania pytaniem na pytanie :> Tak... Chyba tak... Nie wiele zostało z tego, co było kiedyś...
P: Nie. Nie jestem rozczarowany, bo nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Obserwuję Cię i wiem z jakich pobudek postępujesz w ten a nie inny sposób.



I tak oto po raz "pierwszy" użyłam mojego słowa. Stosunkowo niedługo po tym, jak uznałam że już go nie potrzebuję. 

4 komentarze:

  1. No napiszę wreszcie komentarz, jak na dobrą przyjaciółkę przystało. Nie po to oczywiście, aby okazać zainteresowanie (na które z mojej strony nie możesz przecież narzekać), ale żeby podzielić się swą mądrością. ;) Lub mądrościami, jak kto woli.

    Pierwsza z nich to ta, że powinnaś skrócić wpisy, bo za dużo wątków poruszasz i człowiek nie ogarnia... nawet tak inteligentny jak ja!

    A o kolejne. Bardzo podoba mi się kierunek w którym idzie E. Niedługo wszystko u Was powinno być "na żądanie" suki, po co ograniczać się tylko do seksu...? Chłosta, kary, ogólnie pojęte dyscyplinowanie - możliwości są nieograniczone. :D

    A teraz serio. Piąteczka dla E. za dobre posunięcie. Według mnie nie jest to Twoja porażka jako suki, wręcz przeciwnie. Przecież nadal jest tak, że to E. podejmuje ostateczną decyzję, a Ty prosisz. Jednak wiarygodności całemu przedsięwzięciu dodałby fakt, że E. odmówił Ci chociaż raz. :P No i to proszenie niesie ze sobą odrobinę upokorzenia pod tytułem: że jak, że Pan mnie erotycznie ignoruje, no jak to?

    Jednego, czego nie rozumiem, to fakt, że rozdrażnieniem reagowałaś na próby zbliżenia, seksu. Skąd to się wzięło? A dlaczego nie traktowałaś służby seksualnej jak innych? Dlaczego błyskawicznie przerywałaś to, co robiłaś, żeby, np. z nim porozmawiać, gdy tego chciał, a z seksem było inaczej?

    Tyle o proszeniu o seks. Co drugiej części wpisu... Serio, lepiej dla Twojego zdrowia psychicznego i poczucia zadowolenia z siebie byłoby, gdybyś zaakceptowała fakt, że nie da się całkowicie wyeliminować egoistycznych odruchów, że suka nie jest "wewnętrznie" posłuszna przez cały czas, że czasem bardziej niż niezadowolenia Pana, boi się konsekwencji...

    Końcówka wpisu dramatyczna, prawie że. Odpowiadanie pytaniem na pytanie, pomaganie uległej, żeby zrozumiała (albo i nie ;) ), co tu przed chwilą zaszło... Niczym w scenach z sesjami terapeutycznymi w "Rodzinie Soprano". E. się marnuje jako informatyk. Kariera psychoterapeuty jest na wyciągnięcie ręki!

    Teraz możesz dzwonić chwalić mię!

    Happy A.

    PS Jak E. jest taki tajemniczy wobec Ciebie, to niech przynajmniej ze mną się podzieli informacją dotyczącą pobudek (patrz: końcówka posta). :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przecież nadal jest tak, że to E. podejmuje ostateczną decyzję, a Ty prosisz. Jednak wiarygodności całemu przedsięwzięciu dodałby fakt, że E. odmówił Ci chociaż raz. :P "

      E. czasem odmawia, a może raczej bardziej mnie ignoruje niż mi odmawia. Pech chce, że sama sytuacja wytrąca mnie lekko z "równowagi" (bo co jak powiem, że tak, teraz chcę, a za chwilę mi się zmieni) i jeśli jeszcze zostanę zignorowana lub "odrzucona" to popadam w większe niż normalnie "samouwielbienie", bo przecież to żałosne, żeby dorosła kobieta nie była w stanie ustalić czy ma w tej chwili ochotę na seks czy nie, bo przecież nie dość, że Pan musi się męczyć z moimi problemami, podczas gdy mógłby zamiast mnie mieć jedną z takich, co to im wiecznie po nogach cieknie, a nawet jak nie cieknie to przecież natychmiast jak tylko Pan na nie popatrzy to zaczyna. Być może zamiast zachęcić Pana do tego, żeby chciał się do mnie zbliżyć, to się zwyczajnie ośmieszyłam i tyle i niewiele ma to wspólnego z decyzją Pana a z moją nieudolnością. Z powodzeniem potrafię znaleźć negatywne rzeczy w sobie bez żadnego bodźca zewnętrznego; jeśli już takowy się pojawia, to moja wrodzona kreatywność robi swoje, pomimo tego, że jedną z zasad jakie mnie obowiązują jest to, że nie wolno mi myśleć źle na swój temat.

      "Jednego, czego nie rozumiem, to fakt, że rozdrażnieniem reagowałaś na próby zbliżenia, seksu. Skąd to się wzięło? A dlaczego nie traktowałaś służby seksualnej jak innych? Dlaczego błyskawicznie przerywałaś to, co robiłaś, żeby, np. z nim porozmawiać, gdy tego chciał, a z seksem było inaczej?"

      Dlatego, że "niechciany" seks jest dla mnie skrajnie nieprzyjemnym i negatywnym doświadczeniem. A może nie tyle seks, bo sam akt seksualny nigdy mi nie przeszkadzał tak długo jak Pan nie funduje mi żadnych dodatkowych bodźców, które z założenia mają sprawiać przyjemność. Em, kij z tego wiadomo. Na przykładzie :D Jeśli kompletnie nie mam ochoty na seks to tak długo jak podczas stosunku Pan nie dotyka moich piersi czy łechtaczki wszystko jest ok. Nawet bardziej niż ok. W przeciwnym wypadku odczucia jakie towarzyszą takiemu dotykowi można porównać do... No nie wiem do czego, ale czegoś cholernie nieprzyjemnego i przygnębiającego. Jeżeli dodatkowo towarzyszyło temu poczucie tego, że nie mogę uciec (bo przecież jak to tak, żeby suka Panu zabraniała) to po pewnym czasie zaczęłam reagować tak a nie inaczej.

      "Serio, lepiej dla Twojego zdrowia psychicznego i poczucia zadowolenia z siebie byłoby, gdybyś zaakceptowała fakt, że nie da się całkowicie wyeliminować egoistycznych odruchów, że suka nie jest "wewnętrznie" posłuszna przez cały czas, że czasem bardziej niż niezadowolenia Pana, boi się konsekwencji..."

      Może bym Ci przytaknęła, gdybym nie przeżyła czegoś, co dowodzi że potrafię funkcjonować inaczej. Długo, długo, długo taka właśnie byłam. Kompletnie polegająca na tym, czego chce mój Pan. Kara nie była dla mnie motywatorem do działania, bo to, co robiłam, robiłam dla niego. Zawsze. Nawet wtedy, kiedy mówiłam, że nie chcę już klimatu, że nie chcę być jego suką, że to nie dla mnie - jeśli byłam posłuszna, to dlatego że on tego ode mnie chciał, a nie dlatego, że zrobi mi taki czy inny siniak. Tak właściwie, to to się zmieniło dopiero teraz. Po 5 latach znajomości. Nigdy wcześniej nie byłam egoistyczna w takim znaczeniu. Nawet jeśli chciałam jakiejś określonej rzeczy bardzo mocno, to chciałam jej tylko wtedy jeśli E chciał, żebym to miała. I chyba dlatego tak potwornie mnie boli to, że teraz czuję inaczej. Chyba właśnie dlatego, że nawet w najgorszych momentach nie byłabym w stanie
      zachować się i czuć tak, jak czułam tamtego wieczoru.

      Usuń
  2. Ehh, Niszo...
    Wszystko zależy od punktu widzenia :-)
    Mój Pan ma sukę, która chce seksu zawsze i wszędzie. Wystarczy, że spojrzy, a cieknie jej po nogach. I co z tego? A no nic. Zaczyna się trzeci tydzień, kiedy to Pan nie korzysta ze swojej własności, bo własność- nie wiem jakim cudem(!) posiada dumę i prosić nie zamierza.
    I tak czytam Twojego posta i myślę : ta sama zasada, a jakże inna interpretacja, jakże inne pobudki zastosowania jej!
    Trzymaj się, będzie lepiej. Nie może być zawsze idealnie, bo przestaniemy dostrzegać dobre momenty. Mówię to z perspektywy trochę dłuższego związku niż Wasz ;) I też dlatego, że naprawdę wierzę, że po nocy przychodzi dzień. Buźka

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki :) Nadal mam głęboko zakorzenione przeświadczenie o tym, że musi być w końcu lepiej. Mam nadzieję, że i u was niedługo się poprawi :)

    OdpowiedzUsuń