wtorek, 27 maja 2014

GLDS

Czasem zastanawiam się nad rolą dominującego w BDSM 24/7 czy Gorean Lifestyle (lub w czymś pomiędzy co byłoby idealną nazwą dla naszego związku - GLDS??).

Sama relacja, raczej jasno określa gdzie zaczyna, a gdzie kończy (lub nie kończy) się władza Pana, ale gdzie w tej władzy miejsce na romantyczne uczucie, rozczulenie czy zwyczajną ludzką słabość? Czy gdy rozmowie podlega temat ważny, istotny dla obojga, Pan może ukrócić Suczy entuzjazm i sprowadzić ją do roli pieska z tylnej szyby małego Fiata? Czy kiedy jedna ze stron desperacko potrzebuje władzy (czy to przejawiać czy odczuwać), to czy druga strona może po prostu się wycofać, odmówić?

Wszystko można, ale nie wszystko popłaca.

Tylko co, gdy ta desperacka potrzeba jest nieustannie, zawsze, ciągle, bez przerwy obecna?

Pan czasami miewa dni, kiedy zdecydowanie nie po drodze jest mu rola silnego, nie znoszącego sprzeciwu mężczyzny. Czasem miewa dni, niemalże jak normalny, śmiertelny człowiek, kiedy zupełnie nie ma "klimatu" i potrzebuje po prostu odpocząć. Poleżeć, patrząc w sufit.

Właśnie wtedy, w moim suczym łebku zapala się czerwona kontrolka pod burgundowym napisem: "ZACZEPIAĆ PANA!". I choćby nie wiem jak się starać, to nie sposób jej zignorować.

Z czego to wynika...? Przypuszczać pozostaje mi jedynie, że z wielu czynników. Choć niewątpliwie jednym z nich jest nieustająca obecność relacji przez ostatnich kilka miesięcy. Kiedy jej nie ma, odczuwam zmianę, której zdecydowanie odczuwać nie chcę, w związku z czym z uporem maniaka staram się uzyskać powrót do normalności.

Na szczęście Suka nie zwierze, kontrolować się potrafi i kiedy Pan potrzebuje spokoju, nie pozostaje nic innego jak tylko się dostosować - choć z niemałym trudem :)

To z kolei prowadzi mnie do przemyśleń dotyczących roli Pana i niewolnicy. Dużym zadaniem jest bezwarunkowe posłuszeństwo bez urlopów, ale chyba jeszcze większym bezwarunkowa odpowiedzialność i władza. Nawet wtedy, gdy samemu jest się bezsilnym i zwyczajnie zmęczonym. Taak - projekt GLDS wymaga bardzo wiele od obydwu stron.

Co ciekawe, nadal nie nauczyłam się, by nie przejmować roli Pana. Poczucie winy i wysokie wymagania względem samej siebie nadal powodują, że zupełnie ignorując zdanie i osąd Właściciela, obwiniam się za każde możliwe niedociągnięcie. Nawet jeśli Pan nie widzi powodu do obwiniania kogokolwiek - ba! nie widzi nawet problemu samego w sobie.

2 komentarze:

  1. Piszesz: "Sama relacja raczej jasno określa, gdzie zaczyna, a gdzie kończy (lub nie kończy) się władza Pana, ale gdzie w tej władzy miejsce na romantyczne uczucie, rozczulenie czy zwyczajną ludzką słabość?". Myślę, że dwoje dojrzałych, doświadczonych ludzi doskonale zdaje sobie sprawę, że w relacji znajdzie się miejsce na romantyzm, rozczulenie czy zwyczajną słabość. Pytanie tylko, czy Pan będzie nadal Panem, gdy po raz "enty" będzie słaby i bezradny. Gdzie jest punkt krytyczny?

    Widzisz, Ni... Jeśli w Twojej wizji relacji posłuszeństwo obywa się bez urlopów, to dlaczego dla Pańskiej władzy stosujesz taryfę ulgową...?

    Mówiłam Ci kiedyś, że zdarzyło się kilka sytuacji, gdy czułam się, że Pan przestał dominować (spowodowane to było odsunięciem się Pana ode mnie) i odczułam to bardzo boleśnie. Ja osobiście potrzebuję władzy Pana bez przerwy. Wiadomo, że jej natężenie i przejawy będą różne, zależnie od okoliczności, ale ona bez przerwy, wciąż, będzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko zależy od relacji. Oddałam się Panu bez ograniczeń i tylko On może zdecydować o tym, czy dostaję prawo do urlopu czy też nie; Sam natomiast ma pełne prawo do wolnego właśnie wtedy kiedy On sam ma na to ochotę.
    Dlatego tak, Pan ma prawo do urlopu; tak, mam prawo do urlopu kiedy Pan mi na to pozwoli.

    Tak naprawdę przejawy są czymś względnym - Pan zawsze jest Panem, ale to wcale nie znaczy że codziennie, bez przerwy wydaje drobne polecenia, które tak naprawdę niczego nie wnoszą a są tylko prezentem dla uległej.

    OdpowiedzUsuń