środa, 30 kwietnia 2014

Szkoła BDSM im. Arystypa z Cyreny

Kiedy zaczynałam moją przygodę z klimatem, trafiłam do miejsca, które mocno wpłynęło na moje życie, ukształtowało postrzeganie tego, kim jestem dzisiaj, dało podstawę do zrozumienia, co tak naprawdę oznacza "do kogoś należeć".
Mowa o tytułowej Szkole BDSM im. Arystypa z Cyreny, nieistniejącej już stronie internetowej, dzięki której odkryłam czym jest i na czym polega ta specyficzna relacja oraz o miejscu, gdzie poznałam mojego pierwszego, wirtualnego Pana.

Strona była rzeczywiście utrzymana w konwencji szkoły. Jednym z głównych działów była ogromna biblioteka wykładów o BDSM. Słowniki wyrażeń, opisy technik, zasady bezpieczeństwa, mechanizmy psychologiczne i reguły, które definiowały relację, pozwalały nazwać to, co już istniało, wpisać się w pewne określenia i społeczności.
Całość prowadzona była przez grono osób o szerokim doświadczeniu i wiedzy, a jednak treści pozbawiono pierwiastka "preferencji" i "oceny" - a przynajmniej ja pamiętam to w ten sposób. Jak się okazuje, niektóre publikacje z tego działu były pracami zaliczeniowymi studentów psychologii (czy jest to plus czy minus, pozostawiam ocenie każdego).
Co ciekawe, członkiem tej społeczności nie zostawało się tylko i wyłącznie na podstawie "chcę" (a najlepiej z dodatkowym tupnięciem nóżką). Oczywiście - wykłady czy dyskusje spisane w formie wykładów, czytać mógł każdy. Jednakże strona posiadała również swój własny czat, na który hasło można było otrzymać wyłącznie od administracji i to wyłącznie po dobrym wytłumaczeniu dlaczego chciałoby się przystąpić do rozmowy.

Dzisiaj, z perspektywy czasu, doceniam jeszcze jeden aspekt - jednolitość. Nie mam pojęcia w jaki sposób osoby prowadzące tę stronę dochodziły do porozumienia, ale całość przedstawiała jednolity pogląd oraz jedną, spójną definicję tego, czym BDSM jest, a czym nie jest. Treści, które pojawiały się w tym serwisie mogli publikować tylko i wyłącznie ludzie do tego upoważnieni przez administrację, którzy jednocześnie zostali uznani za kogoś posiadającego chociaż odrobinę oleju w głowie.

I właśnie tego brakuje mi w każdym "klimatycznym" miejscu. Spójności i jednolitości. Dzisiaj każdy, posiadając w domu stałe łącze, jest dla siebie (i  niestety bywa również dla innych) alfą i omegą. Kochamy tworzyć swoje własne definicje i kochamy budować własne teorie. Dzisiaj nie ma sensu zadawać pytania "kim jest uległa?" chcąc uzyskać konkretną informację, bo odpowiedzieć może każdy - nawet ten, kto nie ma zielonego pojęcia o czym pisze.

Pozostaje pytanie: po kiego grzyba ten post? Tylko i wyłącznie dla otarcia łezki tęsknoty za kompetencją, profesjonalizmem i precyzyjnością w przedstawianiu BDSM.

7 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Tobą za jednym wyjatkiem. Nie jestem pewna czy to byl plus, że każdy kto się udzielal na tamtym portalu mial tą sama definicję bdsm. Wedlug mnie dla każdego bdsm jest czyms innym. Kazdy z nas ma swoje granice, swoje potrzeby i pragnienia. Nie każda z nas chce być od razu Kajirą i nie każdej wystarczy klaps...Jedna chce być suką, druga niewolnicą a trzecia uległą. Nie każdy D ma nieprzepartą potrzebę realizacji 2 u jednocześnie..I nie każdy mianujący się Dominującym faktycznie nim jest. Niewątpliwie jednak słowniki wyrażeń, opisy technik, zasady bezpieczeństwa, mechanizmy psychologiczne i reguły są niezastąpione w przygotowywaniu się do takiej relacji.
    mandarynka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mandarynko,

      dziękuje za komentarz. Nie mogę się jednak z Tobą zgodzić. Według mnie, owszem, są rzeczy względne. To co komu się podoba, czy lubi chłostę, czy używa klamerek, czym DLA NIEGO jest jego własna relacja. Ale... Uważam, że pewne rzeczy powinny być zdefiniowane (zwłaszcza jeśli wdajemy się w publiczną dyskusję, czy monolog - jak było w przypadku Szkoły) i nie ma w nich względności. Jeżeli istnieje termin BDSM, to on ma pewne znaczenie, zawiera pewne elementy, które składają się na ten jeden termin. I teraz, owszem, każdy może nazwać swój związek związkiem BDSM, ale czy naprawdę będzie to związek BDSM zależy tylko od tego, czy będzie zawierał to, co związek BDSM z definicji powinien zawierać, czyli rozwinięcie tych 4 literek.
      Czy definiowanie pewnych rzeczy od razu musi cokolwiek komukolwiek przykazywać? Nikt nie mówi, że takie jednolite definiowanie musi polegać na tym, że ktoś piszę: "prawdziwy domin ma 2-3 uległych". Równie dobrze można napisać: "w wielu związkach klimatycznych pojawia się sytuacja, w której domin ma 2-3 uległych, wiąże się to z tym, tym i tamtym".
      A ta względność, o której wszyscy tak głośną krzyczą, prowadzi do tego, rozmawia się potem z laską i ona mówi: "jestem masochistką", po czym po godzinie rozmowy wychodzi, że ona tak właściwie to lubi dostać klapsa, ale nie więcej niż 3, bo potem to przecież już zaczyna boleć!". I kto jej zabroni nazwać się masochistką, skoro każdy ma swoje własne definicje w tej chwili...?

      Usuń
  2. Uważam, że takie miejsce, o którym piszesz, jest potrzebne. Jednak jednolitość i swego rodzaju cenzurę, o których piszesz, uważam za wadę, nie zaletę. :)

    Bardzo ładny wpis. Jaka staranna forma! Podziwiam i gratuluję. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Happy, patrz wyżej co do jednolitości. Co do cenzury - widzisz, ja się o tyle nie zgadzam z Tobą, że w tej chwili działa to w ten sposób, że naczyta się laska Greya, znajdzie sobie Pana, są w relacji 2 tygodnie i ona rejestruje się na forum, czy nie daj Babciu Krysiu, zakłada własną stronę i zaczyna pisać o BDSM, jakby wszystkie rozumy pozjadała i jej własne postrzeganie BDSM było najlepsze na świecie, a tak naprawdę to to o czym ona pisze nie jest niczym więcej jak seksem, z klapsem od czasu do czasu i to nie za często bo boli.
      Patrz: mój blog - postrzegam pewne rzeczy tak i tak, a czytając co piszę można wysnuć wniosek, że najszczęśliwsza byłabym, gdyby każdy robił tak samo, bo tak jest "dobrze". A mój związek nawet ciężko BDSM nazwać :P

      Mało tego, inna pannica, wpada na pomysł że ona to by chciała być niewolnicą, po czym pisze tak: "Mam prawo do: (i tutaj cała gigantyczna lista jej przywilejów)" a zaraz potem dodaje: "A Pan to powinien: (i tutaj znów olbrzymia lista tego jakie to ten jej Pan ma obowiązki w stosunku do niej)".

      I czasem aż się prosi, żeby walnąć w czółko i wysłać do słownika: co to jest niewolnictwo, co to jest uległość. Nie mówiąc już o jakichś definicjach związanych z klimatem.

      Usuń
  3. A tymczasem na Allegro http://allegro.pl/szkola-bdsm-im-arystyna-z-cyreny-wyklady-utwory-i6216094082.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Non scholae, sed vitae discimus. Nawet Twój nick odzwierciedla zasady Szkoły. A książki polecam, w dzisiejszych czasach to biały kruk, nakład był w ilości kilkudziesięciu sztuk. Pozdrawiam. DMXtra

    OdpowiedzUsuń