środa, 3 lipca 2013

Brak strachu

Przyznałam się. Powiedziałam. Przytomnie uznałam, że lepszym rozwiązaniem będzie przyznanie się drogą "elektroniczną". Gdy nie musiałam patrzeć mu w oczy, widzieć niezadowolenia na jego twarzy. Kiedy miałam nacisnąć "Enter" i wysłać napisane przez siebie wyznanie, zamarłam na moment. Szumiało mi w uszach i czułam się jakby serce miało wyskoczyć mi przez gardło.

Stało się. Tego co napisane już nie cofnę.

Ale kiedy wiadomość dotarła już do nadawcy, moje serducho się uspokoiło i... Zrelaksowałam się. Pomimo tego, że Pan stwierdził że jest na mnie zły... Pomimo tego, że wiedziałam że czekają mnie konsekwencje... To jednak się uspokoiłam i cały ten stres ode mnie odszedł... Co właściwie ma oznaczać ten spokój?

Nie do końca rozumiem swoje reakcje i nie do końca pojmuję jak działają pewne połączenia w moim mózgu. Nie bardzo jestem w stanie stwierdzić, jakie reakcje budzą konkretne działania mojego Pana, ba! nie jestem w stanie stwierdzić jakie reakcje budzą we mnie moje własne działania.

Chcę zmienić to co zrobiłam....?

Czy potrzebuję katharsis?

Żałuję.....?

1 komentarz:

  1. Może ten spokój to po prostu ulga, że nie trzeba już trzymać tego w tajemnicy?

    OdpowiedzUsuń