niedziela, 7 lipca 2013

Notka rocznicowa

Każda pełna "sumka" przynosi refleksję. Na dzisiejszą refleksje złożyło się kilka elementów. Właśnie dzisiaj "zastała nas" druga rocznica naszego ślubu, setna lista rzeczy do zrobienia, setny post i niemalże dziesięć tysięcy wejść na bloga.

Dostałam od mojego męża najpiękniejszy prezent jaki tylko mogłam dostać. Podarował mi list, pisany do samego siebie. List, który napisał niedługo po tym jak mnie poznał. List, który mówił o jego uczuciach do mnie. Kiedy skończyłam go czytać, oczy miałam pełne łez... To, jak czuł każdą cząsteczkę, która rodziła się między nami odbierało mi dech w piersiach...

Rocznice zazwyczaj - oprócz refleksji - przynoszą podsumowanie. Dla mnie - podsumowanie wielu aspektów. Ku własnemu zaskoczeniu stwierdzam, że nie wiele jest elementów, które nie rozwinęłyby się w dobrą stronę. Jako małżeństwo lepiej się dogadujemy, lepiej rozumiemy, a co ważniejsze - znaczenie łatwiej nam rozmawiać bez włączania nadmiernych emocji...
Nasza relacja BDSM również się rozwinęła. Chociaż pozornie cofnęłam się "w swojej uległości", to podsumowując i analizując własne podejście stwierdzam, że to nie prawda. Rozwinęłam się również w tej dziedzinie. Może popełniam więcej błędów, może jestem bardziej krnąbrna niż kiedykolwiek, ale... Ale w pełni świadomie. Podporządkowuję się, bo dorastam do tego, że podporządkować się chcę. I nie robię tego, ponieważ uważam że taka moja rola. Robię to, bo to czuję... A to dla mnie ogromny krok na przód, a przede wszystkim baza pod fundament stałego związku BDSM, w jakim chciałabym się znaleźć któregoś pięknego dnia. A to, wiąże się bezpośrednio z refleksją nad moimi listami rzeczy do zrobienia. Również to, jak podchodzę do wykonywania zadań zawartych na tej liście, pokazuje mi jak zmieniło się moje podejście do tego zadania. A moja refleksja, że nie chciałabym z nich już nigdy rezygnować - do dnia dzisiejszego wbija mnie w fotel jak rakieta odrzutowa.

Pozostaje mi podsumować mojego bloga... Cieszę się, że jednak wróciłam do regularnego publikowania na nim "czegokolwiek". Dzięki temu, udało mi się poznać wspaniałe osoby, które również do mojej uległości wiele wnoszą. Blog, stał się też pewną formą komunikacji. Pewne rzeczy znacznie łatwiej napisać niż powiedzieć. Dzięki temu, jeśli czegoś nie umiem mojemu Panu wytłumaczyć mogę przelać siebie w mój prywatny kawałek internetu, a później w nieskończoność analizować co w moim podejściu nadal nadaje się do poprawienia.
Blog uczy mnie również systematyczności. Założyłam sobie, że na pewno chciałabym utrzymać spójność historii która tutaj się tworzy - dzięki temu za kilka, kilkanaście lat będę mogła wrócić tu i przypomnieć sobie swoje odczucia i przemyślenia...

Nie da się ukryć, że podsumowanie - oprócz dobrych - przynosi również te złe przemyślenia i wnioski. Ale sztuka nie polega na tym, by kajać się i rozpamiętywać to, że było się takim czy innym. Sztuka polega na tym, by każdego dnia pamiętać o tym jakie błędy się popełniło i każdego dnia dawać z siebie dwieście procent, by stawać się lepszym i eliminować to, co doprowadziło do popełnienia błędów przeszłości.

Wniosek? Jedynie taki, że jestem szalenie wdzięczna mojemu Panu, że każdego dnia daje mi możliwość budzić się przy Jego boku, całować twarz i służyć mu całą sobą... Wdzięczna mężowi za to, że każdego dnia daje mi możliwość kochać go, i odwzajemnia miłość, którą mu daje... I w końcu wdzięczna tym wszystkim, którzy mnie wspierali i pomagali mi dojść do punktu w którym znajduję się teraz... Do pełni szczęścia i spełnienia.

Zakończenie może nieco melodramatyczne, ale... Dziś właśnie pełna jestem melodramatyzmu...

2 komentarze: