czwartek, 11 lipca 2013

Masz babo placek

Nie wiem czy istnieje coś takiego jak letnia chandra - ale biorąc pod uwagę mój stan, zakładam że tak. Cokolwiek mnie dopadło, niech już sobie do jasnej cholery pójdzie, bo obawiam się, że mój tyłek może tego z różnych powodów nie wytrzymać ***

Chciałaś babo głupia Pana z twardą ręką i takiego, który nie odpuszcza, to masz i ani słowa skargi! 

Przynajmniej tak powinnam sobie powiedzieć pacając się mocno w mój durny, zakuty ostatnimi czasy łeb powtarzając "A Ty głupia Suko, a Ty!". Nie pomaga. No kurde, nie pomaga...

Zapomniałam na śmierć o liście. Przypomniałam sobie 4 godziny po czasie. Rewelacja. Chciałabym napisać "A tak dobrze szło", ale to również byłaby nie prawda. W końcu nie mogę zapomnieć o akcji z czekoladą.

BAM! Padło hasło, o którym jeszcze nie pisałam.

Sprzeciwiłam się. I to najbardziej perfidnie jak tylko można. Tylko czy aby na pewno się sprzeciwiłam, czy może po prostu przegrałam walkę sama z sobą? Nie istnieje nic trudniejszego niż walka z samym sobą. Nie istnieje większa i twardsza bariera do pokonania niż własne ograniczenie. Zwłaszcza, jeśli ograniczenie ciągnie za sobą daleko posunięte skutki. Konkret? Proszę bardzo.

Czytając jeden z poprzednich postów mogliście zauważyć, że Pan kontrolował moje spożycie pokarmów wyskokowych. Ponieważ większość czasu spędzam teraz w domu, a Pan w pracy pewna część tego nadzoru pozostała na łączach internetowych, a to sprzyja głupim pomysłom. I tym razem było podobnie.

Za pierwszym razem sięgając do słoika z czekoladą zrobiłam to zupełnie bezmyślnie. Gdy przyszła refleksja i "oświecenie" było mi tak pieruńsko głupio, że nie wiedziałam gdzie się schować. Ale kiedy sięgnęłam po trzecią łyżeczkę... Wtedy popadłam już w rozpacz. Nie dlatego, że jestem nieposłuszna. Dlatego, że nie byłam w stanie nad tym zapanować; dlatego że Go rozczarowałam; dlatego, że czułam się tak, że najchętniej zrobiłabym to jeszcze raz pomimo całej odrazy z jaką w tamtym momencie na siebie patrzyłam. Tyle w temacie. Słoik spokojnie spoczywa na dnie kontenera, z dala ode mnie. Niby problem znikł, ale czy aby na pewno...? Zniknęła pokusa, a nie przyczyna pokusy...

A baba placek nabyła (tych, którzy zapomnieli skąd baba, odsyłam do tytułu), ponieważ Pan wpadł na genialny pomysł:

- Sama wymyślisz sobie karę.

No to wpadłam... Jak śliwka w kompot. I dupa zbita...

A może właśnie nie koniecznie, bo zakładam że nie do końca takiej kary oczekuje mój Pan...

*** I zdecydowanie jest to WIELOZNACZNE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz