wtorek, 25 czerwca 2013

Jak daleko sięga uległość?

Nadeszły w pełni upragnione wakacje, a wraz z nimi refleksja. Kiedy jeden z gorących dni przyniósł zniechęcenie, zastanowiłam się nad tym, jak w sposób produktywny wykorzystać nadchodzące trzy miesiące. To przemyślenie, z kolei,  przyniosło zwątpienie i obawę.

Kiepsko znoszę wysokie temperatury. Zdecydowanie nie jestem wtedy ani kreatywna, ani produktywna, a co za tym idzie, po mistrzowsku marnotrawię czas. I właśnie tego się obawiam. Obawiam się, że obudzę się za trzy miesiące z informacją dla samej siebie, że spędziłam ten czas na przeglądaniu demotywatorów, czytaniu blogów i oglądaniu Dragon Ball'a. Przeraża mnie myśl, że uświadomię sobie brak własnego posłuszeństwa względem Pana i fakt, że nasza relacja po raz kolejny się rozjechała, rozeszła po kościach.

Ale... :D Nadal jestem dobrej myśli. Napisałam do mojego Pana list, a on zapewnił mnie, że tak się nie stanie - że już on o to zadba (sama nie wiem, czy powinnam się cieszyć czy nie koniecznie :D)  ;) To zapewnienie mnie nieco uspokoiło. On jeden dokładnie wie, co siedzi w mojej głowie i co zrobić, bym pomimo braku chęci, czy zainteresowania namacalnym wymiarem naszej relacji, czuła się dowartościowana, zaspokojona psychicznie, a co za tym idzie w pełni mu oddana - nawet wtedy, gdy nie wynika z tego żadne działanie, poza posłuszeństwem oczywiście.



Podczas rozmowy na Skype:

- Opisz mi dokładnie to jak się pieściłaś. Radzę by opis był dokładny.
- Dotykałam się, ściskając, pocierając <tutaj nastąpił szczegółowy opis pieszczot>, a później eksplodowałam, dla Ciebie, Panie... Jesteś zadowolony z opisu mój Panie?
- Tak, jesteśmy bardzo zadowoleni :>
- MY?! <czyżby Pan postanowił się z kimś podzielić podbojami swojej Suki? Moje serducho zabiło nieco mocniej>
- Ja i mój mały przyjaciel :D
- Aaa :P
- A co zestresowałaś się?
- Nie. Jakoś nie specjalnie.
- Czyżbyś miała zapędy ekshibicjonistyczne?
- Nie raczej nie, ale jesteś moim Panem i cokolwiek daję Ci od siebie masz prawo zrobić z tym cokolwiek zechcesz.
- A co z... Hm... Jakimiś zasadami moralnymi?
- Pozyskałeś moje oddanie zaufaniem. Wiem, że cokolwiek byś nie zadecydował działasz dla mojego, swojego lub naszego dobra i na pewno nie zrobisz żadnemu z nas krzywdy. Ufam Ci po prostu.
- Rozumiem :)

Czasem zastanawiam się jak to dokładnie jest z tym zaufaniem i posłuszeństwem. Z jednej strony, oddając się mojemu Panu zgodziłam się na wszystko. Zgodziłam się - bez szemrania i podważania - wykonywać każde zadanie, które mi zleci z pełnym zaangażowaniem, na miarę moich szeroko pojętych możliwości. Nie
jest to problemem, w momencie gdy rozumiem cel danego zadania. Robię co mi każe. Z drugiej strony jednak, gorzej jeśli zadanie z pozoru "łamie zaufanie", a jednocześnie nie znam przyczyny, dla której przed taką decyzją zostałam postawiona.

Konkret. Co, jeśli którego pięknego dnia Pan każe mi wyskoczyć z okna? Zrobię to? Zaufam, ze złapie mnie w ostatniej chwili? A jeśli tak, to czy w gruncie rzeczy naprawdę jestem gotowa wykonać jego zadanie? Bo skoro zakładam, że i tak mi na to nie pozwoli, to przecież decyzja przed którą się stawiam nie polega na "wyskoczyć/nie wyskoczyć" a na "zaryzykować/nie zaryzykować". Przy czym ryzyko w tym wypadku nie polega na tym, czy Pan mnie złapie (bo o tym jestem przekonana), czy pozwoli zrealizować cel, ale na tym czy przypadkiem się nie potknie próbując mnie złapać. W tej sytuacji stwierdzenie "wyskoczyłabym z okna,gdyby mi kazał" nie do końca jest prawdziwe.

Wniosek z tych rozważań? Raczej pytanie. Jak daleko sięga uległość? Czy mówiąc "zrobię dla Ciebie wszystko" wyrzekam się również własnych instynktów i chęci przeżycia? Mam świadomość, że przykład jest może nieco ekstremalny i w zasadzie wykraczający daleko poza to, co "normalne" (przynajmniej w moim mniemaniu), natomiast dobrze pokazuje istotę problemu i to w jaki sposób próbuję postrzegać swoje posłuszeństwo.

Kto wie, może któregoś pięknego dnia, wejdę na mojego bloga i powiem "Tak - znam już odpowiedź na pytanie co znaczy 'zrobię dla Ciebie wszystko'". Dziś - zostaję z pytaniem bez odpowiedzi.

4 komentarze:

  1. Tak Niszo, a może nie złapie, a Ty wylądujesz na strażackim materacu?:)
    Zaufanie:)

    PanRahelii

    OdpowiedzUsuń
  2. Wierzę, że prawdziwy Pan jest na tyle dobry i rozsądny, że nigdy przenigdy nie rozkaże swojej Suce wykonania czegoś, co byłoby dla niej zagrożeniem. Chodzi mi o to, że nie powinien pozwolić, by jego suce stała się krzywda zatem nie powinien wydawać rozkazów podobnych do tego opisanego przez Ciebie. Jeśli zatem nie narazi Cię nigdy na niebezpieczeństwo możesz mówić, że zrobisz wszystko. Zakręciłam chyba trochę, wybacz.

    OdpowiedzUsuń