Wiecznie toczona ze sobą samą walka - raz przegrana raz wygrana, ale zawsze... zawsze trudno.
Bdsm
jest taką dziedziną życia, gdzie obustronne zaufanie jest podstawą. Ile
razy wyznaczone przez Domina zadanie polega po prostu na panowaniu nad
sobą, nad odpowiednim nastawieniem... A czy zadanie zostało wykonane
poprawnie, Pan może dowiedzieć się tylko i wyłącznie od swojej uległej,
bez względu na to, jak dobrym jest obserwatorem.
Tu rodzi się
pokusa... Powiedzieć prawdę i ponieść najgorszą z możliwych kar, czy
może nieco podkoloryzować własne starania, co zmniejszy karę i
niezadowolenie domina; czy może przyznać się z pełną samokrytyką ze
świadomością, wynikających z tego konsekwencji.
Moim zdaniem
wszystko zależy od relacji łączących Domina i Sukę... Jeśli opierają się
one jedynie na zaspakajaniu wzajemnych potrzeb to bez sensu jest
mówienie prawdy, jeśli Pan w danej chwili oczekuje czegoś zupełnie
innego. Natomiast jeśli relacja ta jest prawdziwie głęboka, mająca na
celu pełne oddanie i przywiązanie to wybór jest raczej jasny.
Pytanie
tylko czy jasność tego wyboru w jakikolwiek sposób wpływa na trudność
jaka pojawia się na drodze uległej. Od zawsze każdy dąży do ratowania
własnej skóry, a podjęcie tej właściwej decyzji w tej sytuacji wiąże się
w gruncie rzeczy z tym, że uległa sama, własnymi ustami zadaje sobie
ból. Być może jest to daleko posunięta metafora, ale myślę że prawdziwa.
Doskonale zrozumieją to te Suki, które wielokrotnie popełniały
jeden błąd i znając jego konsekwencje przyznawały się, prosząc o kare.
To właśnie one (a w tym i ja ;) ) dokładnie wiedzą, że już każde słowo
boli na samą myśl o konsekwencjach. A przede wszystkim wyraz Twarzy
(mojego) Władcy, kiedy słyszy jak głupią rzecz, PO RAZ KOLEJNY, zrobiła
jego własność...
Tak... I tutaj po tym długim wstępie dochodzimy
do meritum sprawy. Nei łatwo zapanować nad samą sobą. Nad reakcjami
własnego organizmu. Tym bardziej, jak wiecie im bardziej chce się nad
czymś zapanować tym mniej się to udaje. No właśnie - a ja W KOŃCU nauczę
się panować nad przyjemnością jaką zadaje mi mój własny organizm, bo w
końcu to mój Pan jest jej Panem... ;) Nauczę się, choćby nie wiem co...
Bo nie chce widzieć Jego rozgniewanych oczu kiedy po raz kolejny
przyznaje się do tego po raz kolejny... Bo... Nie chcę musieć mieć
poczucia winy kiedy to się dzieje... Bo... Nie chcę stawać przed trudnym
wyborem, a później jego konsekwencjami.... Bo nie chcę Go martwić ani
zniechęcać...
Bo jest moim Władcą.... Bo... Kocham Go najbardziej na świecie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz