sobota, 20 kwietnia 2013

Proces planowania trupa i okrucieństwo Domin.

Wczorajszy wieczór:

P(an): Dzisiejsza lista poszła do kosza, ale lepiej żebyś jutro załatwiła sprawę tak jak powinna być załatwiona, bo nie będzie uproś. Jasne to jest dla Ciebie?
J(a): Jasne.

Dzisiejsze popołudnie:

P: Wow, zrobiła się 13. Nawet nie wiem kiedy. <TEN wzrok> Zrobiłaś listę, prawda?*
J: Nie...
P: Żartujesz?!
J: Nie...

*  <lista powinna być skończona maksymalnie do godziny 12>

No i tak tyka sobie 21:40. Lista... Em... Jakby to tak delikatnie... Pozostała w procesie planowania. Podobnie dzień "przeglądu" zginął dzisiaj śmiercią naturalną. I w ten o to sposób spreparowałam dzisiaj dwa trupki (dla niepociumanych lista i dzień). A Pan jutro spreparuje trzeciego :(

Z dobrych wiadomości: zrobiliśmy dzisiaj ciasto. I tak - "my" nie jest tutaj przejęzyczeniem. Lubię gdy robimy coś nowego do jedzenie. To trochę taka wspólna nowa zabawka ;) I tak - to jest fajne.

Autorstwa mojego E :*
A ponieważ w kuchni często to ja wiodę prym, tak się zastanawiam jak to jest z dominacją wśród kobiet. Skąd u nich to okrucieństwo i bezwzględność. Nie ukrywam, że moje przemyślenia wzmocniła prowadzona na Forum dyskusja na ten temat. Do czego doszłam? Wszystko co się dzieje, wynika z natury. Z historii i biologii wiemy, że mężczyzna od zawsze był tym silniejszym i bardziej "odpowiedzialnym". To facet polował, dbał o rodzinę i decydował o tym kiedy... Em... Nastąpi współżycie :). A kobieta? Kobieta była tą cichą, pokorną, dbającą o domowe ognisko istotką, która mężowi/chłopu podporządkowywała siebie i swój rozkład dnia.


I gdzie w tym obrazku miejsce na ubraną w lateksowe kozaczki dziewoję z palcatem i smyczą? No ni... nie chcę się z tymi kozaczkami nigdzie zmieścić w kanonie kobiecości podległej mężczyźnie. Stąd moje przeświadczenie o tym, że dominacja wśród kobiet jest raczej czymś odbiegającym od natury. A z tego faktu wynika, że pożądanie związane z sadyzmem i zadawaniem bólu, powinno być znaczeni silniejszej niż wynikające z natury odczucie bycia tą "słabszą". Stąd hamulce są... Hm... wyłączone? Ot i cała tajemnica...

Ale oczywiście są to wyłącznie moje przemyślenia (no dobra, może nieco zapożyczone) i wcale nie muszę mieć racji. Póki co nikt nie przekonał mnie do niczego bardziej.. hm... sensownego.

3 komentarze:

  1. Mam o dominach takie samo zdanie. Zadziwia mnie również to, że dobra, ok - chcą dominować, to niech to robią, ale do jasnej Anielki - z głową, do cholery, z głową! Master rozgrywa wszystko z głową, psychologicznie, traktuje kobietę jak człowieka - wiesz, o czym piszę, no nie? A dominy pastwią się bez żadnych hamulców, gnoją ile wlezie, nie widzą w stronie uległej niczego więcej niż podnóżka i podistoty - czegoś gorszego, a faktem jest, że są o wiele bardziej bezlitosne niż masterzy. Sadyzm pierwszej wody, byle by się wyżyć. A najbardziej mnie śmieszą wielkie panie "dominy" i "ladys", które jeszcze każą sobie płacić za tresurę. Co to ma kurde być? Cyrk? Sadystki bez hamulców i tyle. Źle pojęty feminizm uderzył do bezmózgich główek i tyle. Ale to oczywiście tylko moje skromne zdanie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem... W dużym uproszczeniu: mam taki obraz uległej kobiety, która z wysoko podniesioną głową, dumna, na palcach stoi przed swoim Panem, z obrożą na szyi i przypiętą smyczą i obok na podłodze leży uległy, skopany, zbity, posiniaczony, opluty i w ogóle obraz nędzy i rozpaczy - przekonany o tym, że jest największą, za przeproszeniem, szmatą... Ot taka drobna różnica.

      Usuń
    2. O to to, dokładnie tak!

      Usuń